Kuala Lumpur
artykuł czytany
6535
razy
Na pokładzie samolotu witały nas egzotyczne piękności: Selamat Detang! Stewardesy Malaysian Airlines słyną z urody i uprzejmości. Samoloty - z wygody, komfortu lotu i wyśmienitej kuchni. Usadowiona w wygodnym fotelu czekałam na lądowanie w Kuala Lumpur, które miało nastąpić za 10 godzin.
Malezja zajmuje powierzchnię prawie taką, jak Polska, z tą jednak różnicą, że zaledwie jedna trzecia terytorium leży na stałym lądzie. Reszta, to część Borneo i wiele mniejszych wysp.
Na ulicach spotyka się zarówno skośnookich, ciemnoskórych jak i białych. Najliczniejszą grupę stanowią Malajowie, później Chińczycy i hindusi. Ta różnorodność to spuścizna odziedziczona po kolonializmie. Anglicy sprowadzali hindusów do pracy na plantacjach kauczuku, Chińczycy przybywali do kopalni cyny, biali w poszukiwaniu łatwego zarobku i przygód. Przodkowie dzisiejszych Malajów pojawili się tu 2 tys. lat p.n.e. Utrzymywali się z połowu ryb, a często także z piractwa. Najbardziej niebezpieczne było dla statków zabagnione wybrzeże stanu Sarawak na Borneo.
Dzisiejszą Malezję okupowali Arabowie, Portugalczycy, Holendrzy. Na początku XIX wieku stała się posiadłością brytyjską, zaś w czasie II wojny światowej pozostawała pod okupacją japońską. Po klęsce państwa kwitnącej wiśni powrócili Brytyjczycy, by ostatecznie oddać kraj w ręce rodowitych mieszkańców w 1957 r., na co tereny położone na Borneo musiały poczekać jeszcze 6 lat. Od chwili uzyskania niepodległości kraj szybko się rozwija dzięki bogactwom naturalnym, przede wszystkim kauczukowi, rudzie cyny i ropie naftowej.
W stolicy kraju, Kuala Lumpur, doskonale widać trzy twarze Malezji - malajską, chińską i hinduską poprzez sąsiadujące ze sobą świątynie trzech religii. Jedną z najpiękniejszych jest położona kilka kilometrów za miastem świątynia hinduska mieszcząca się w naturalnie wyżłobionej grocie wielkości dużego polskiego kościoła mogącego pomieścić w swym wnętrzu 3 tys. wiernych. Dostać się można do niej po 276 stromych stopniach. Dowcipni twierdzą, że samo ich pokonanie odpuszcza grzesznikowi winy. Dodatkową atrakcją wspinaczki są wszędobylskie małpy, które domagają się dokarmiania w bardzo ludzki sposób. Często nie czekają na gest darczyńcy lecz same wyrywają z rąk pielgrzymów owoce, lody, kanapki.
Kto widział Kuala Lumpur, może mieć jako takie pojęcie o Azji - twierdzą znawcy kontynentu. Tak jak w każdej azjatyckiej metropolii stykają się tu dwa światy: stary i nowy, co najbardziej widoczne jest w architekturze. Jeszcze zanim wjedzie się do miasta, na tle błękitnego nieba pojawia się najwyższa budowla świata - Twin Towers, czyli wieżowce bliźniaki. Każdy z nich ma 452 metry wysokości i liczy 88 pięter. W połowie ich wysokości oba wieżowce spina szklany most wiszący. W Kuala Lumpur znajduje się także najwyższy na świecie maszt z powiewającą na szczycie narodową flagą. Obok rekordzistów w niebo strzelają 'maluchy' 40-50 - piętrowe.
Centrum miasta to dzisiaj ogromny plac budowy, gdzie praca wre dzień i noc. Mimo kryzysu walutowo - finansowego, jaki dotknął Azję Południową i Wschodnią, rząd malezyjski nie zaprzestał realizacji największych inwestycji. Kontynuowana jest budowa jednego z największych i najnowocześniejszych na świecie portów lotniczych, autostrada z Kuala Lumpur do Karak, metro, obwodnica, kompleks sportowy i wioska olimpijska na Igrzyska Commonwelthu'u. Mniej zaawansowane inwestycje trzeba było odłożyć na później. Jako ciekawostkę można podać fakt, iż rząd obniżył sobie o 10 proc zarobki, zniesiono tzw. trzynaste i czternaste pensje, znacznie ograniczono budżet. Wszystko po to, by wyjść z kryzysu już za rok.
Ogromną atrakcją jest spacer po chińskiej dzielnicy, gdzie można kupić wszystko od eleganckich zegarków po egzotyczne dla nas owoce. Chinatown to natłok chińskich znaków na szyldach i ociekających czerwienią reklam. Przepychające się hałaśliwe mrowie ludzi, zapach gotowanych na oczach klientów potraw, owoców, warzyw wymieszanych ze spalinami unieruchomionych w korkach pojazdów. W porze deszczowej ulice ciasne od straganów pokrywają się ogromnymi kałużami, z dachów i nieba leją się strumienie. Kapryśna aura wcale nie odstrasza tłumu, który sprawia wrażenie, jakby zupełnie nie zauważał jej zmian. Zresztą, parasolkę można kupić za grosze w niemalże każdym sklepie.
Przeczytaj podobne artykuły