Belize - koralowy kraj
artykuł czytany
24596
razy
Podobno w żadnym innym kraju Ameryki Środkowej nie spotyka się takiej mieszanki ras i kultur. To właśnie w Belize znalazło miejsce stałego pobytu wielu uchodźców z krajów wstrząsanych wojnami i przewrotami. Tu przybywali wyrzutkowie, wygnańcy i inne zagubione dusze, ludzie, którzy dawali sobie radę w trudnych warunkach tylko dzięki swej zaradności.
W 1934 roku, kiedy Belize było jeszcze Hondurasem Brytyjskim, angielski pisarz Aldus Huxley napisał: "gdyby świat miał końce, to miejsce byłoby jednym z nich. Do tego kraju znikąd nie jest po drodze". Do tej pory rzadko kto przyjeżdża specjalnie do Belize, kraj odwiedza się zazwyczaj przy okazji pobytu w sąsiedniej Gwatemali czy Meksyku.
W Belize, zajmującym powierzchnię około 23 tys. km kw. na południowo - wschodnim krańcu półwyspu Jukatan, mieszka ok. 190 tys. osób. Połowa z nich to Murzyni i Mulaci. Inni to Metysi, Indianie, czarnoskórzy Karibowie, Azjaci oraz najmniejsza grupa (zaledwie 2 proc.) - biali. Wewnętrzne rejony kraju zamieszkują potomkowie Majów, południowe wybrzeże zaś ciekawa grupa zwana "czarnymi Karibami".
"Czarni Karibowie" zwani także "Czarnymi Indianami" to potomkowie afrykańskich niewolników zbiegłych na początku XVII w. ze statku. Statek ów osiadł na mieliźnie, niewolnicy uciekli i znaleźli schronienie na antylskiej wyspie St. Vincent u Indian z plemienia Karibów. Z czasem dwie rasy zmieszały się. Gdy Francuzi i Anglicy walczyli o panowanie nad St. Vincent, "czarni Karibowie" stanęli po stronie Francuzów. Na ich nieszczęście wygrali Anglicy, którzy z zemsty wywieźli dawnych niewolników i Indian na położoną koło Hondurasu wyspę Roatan. Garifuna, bo taką przyjęli nazwę, rozprzestrzenili się na różne kraje Ameryki Środkowej. Ci, którzy zamieszkują Belize, zachowali swe dawne tradycje. Jako jedyni nadal używają dwóch języków - kobiety mówią innym językiem niż mężczyźni. Ten obyczaj pochodzi z czasów pierwszego spotkania afrykańskich niewolników z Indiankami z St. Vincent. Każdego roku, 19 listopada, czarni Karibowie obchodzą uroczyście rocznicę lądowania na wyspie.
Kiedyś przybywali tu, aby się osiedlić, także piraci, amerykańscy konfederaci, którzy opuścili Stany po wojnie secesyjnej, członkowie sekt religijnych, m.in. Anabaptyści, zwolennicy twórcy religii Menno Simonsa, którzy, wierni swym surowym obyczajom, mogą żyć spokojnie w kolonii Spanish-Lookout.
Dziś przyjeżdżający do Belize nie szukają schronienia na stałe, lecz miejsca, w którym można odpocząć i dobrze się pobawić. Niewielki kraj upodobali sobie szczególnie Amerykanie i Meksykanie, choć ostatnio nie brak także wszędobylskich Niemców. Przybywają, by ponurkować i zobaczyć dżunglę, w której zachowało się wiele zabytków kultury Majów.
Nawet jeśli nigdy się nie nurkowało, nie należy się tym przejmować. Na wybrzeżu funkcjonuje wiele szkółek, które przeprowadzają szybkie kursy nauki poruszania się pod wodą. Nie są to kursy tanie, np. za podstawowy kurs zakończony zdobyciem honorowanej na całym świecie karty PADI trzeba zapłacić 250-300 USD. Jednak to, co można zobaczyć w podwodnym świecie, warte jest ponoć każdych pieniędzy.