Czekoladowa fiesta w Portugalii
artykuł czytany
2723
razy
Co roku w czasie jednego z jesiennych tygodni portugalskie Óbidos pachnie kakao. W bieżącym roku odbyła się tu kolejna, piąta już, edycja Międzynarodowego Festiwalu Czekolady. Z całego świata do architektonicznej perełki Estremadury zjechali profesjonalni cukiernicy, znawcy szlachetnego produktu, amatorzy wszelkich spożywczych rarytasów, łasuchy i turyści. Mistrzowie słodkiego rzemiosła przez kilka dni listopada prezentowali najwymyślniejsze wyroby swego fachu - czekoladki, trufle, bonbonki, czekolady, lody, napoje i ciasta. Zasadniczym warunkiem czynnego uczestniczenia w imprezie jest nowatorstwo w kulinarnym wykorzystaniu czekolady. Wydawałoby się, że w czekoladowej branży wszystko już wymyślono od czasu, gdy ponad sto lat temu Szwajcarzy podarowali smakoszom mleczny wariant tego specjału. Otóż nie. Coroczne popisy finalistów słodkiej fety dowodzą, że inwencja na czekoladowej niwie nie ma granic. Renomowane kawiarnie Wiednia, Rio i Tokio czekają na takie wynalazki i obok swych tradycyjnych deserów chętnie serwują coś absolutnie nowego. Niektóre receptury prezentowane na Festiwalu w poprzednich latach znalazły się więc w menu niejednego lokalu na świecie. Festiwalowi w Óbidos towarzyszy kilka dodatkowych imprez, które przyciągają do tego urokliwego miasteczka coraz to większe rzesze dziennikarzy, reporterów, turystów, smakoszy i rodzin z dziećmi. Artyści-rzeźbiarze tworzą z czekoladowej masy plastyczne dzieła biorąc udział w osobnym konkursie i pokazach swej twórczości. Część terenu wystawowego zarezerwowano dla znaczących firm branży czekoladowej z całego świata, które prezentują tu własne najciekawsze wyroby. Specjalne otwarte seminaria mają za zadanie edukować zwiedzających w dziedzinach oceny kulinarnych walorów nowego produktu, sztuki podawania deserów i obyczajowości związanej ze spożywaniem posiłków. Jeden z kilku festiwalowych obiektów przeznaczono na degustację porto, zagryzanego oczywiście czekoladowymi specjałami. W wielu lokalach i zaułkach średniowiecznego grodu można do woli kosztować regionalny specjał, gatunek cherry, ginginja - podawany w czekoladowych czarkach, które spożywa się po degustacji. Profesjonalne szkoły branży czekoladowej zjawiają się tutaj ze specjalnym polowym laboratorium i demonstrują proces produkcji lodów, napojów oraz całej gamy innych wyrobów z kakao. Dziecięcy Czekoladowy Dom stworzono zaś w celach edukacyjnych. Latorośle z cukierniczą pasją pod okiem profesjonalistów uczą się obrabiania słodkich surowców, przygotowując dania wymyślone przez siebie. Na terenie obiektów i między nimi spotkać można wszędobylskiego Misia Obi. Ta oficjalna, żywa maskotka Festiwalu, hojną ręką rozdaje napotkanym zwiedzającym czekoladowe smakołyki, zaprasza do zwiedzania, uczestniczenia, obserwowania, degustowania i... kupowania.
Na kilka miesięcy przed Festiwalem organizatorzy ogłaszają International Recipe Contest. W wielu mediach na całym świecie pojawia się informacja, że każdy może przesłać do ?bidos swoją własną propozycję czekoladowego dania. Warunkiem jest nowatorstwo pomysłu i przetłumaczenie receptury na język angielski a jednym z głównych składników dania powinna być czekolada. Powołane przez organizatorów międzynarodowe jury wybiera dziesięć najciekawszych receptur i ich autorzy zapraszani są do Portugalii na koszt gospodarzy imprezy. Funduje się im przelot z dowolnego lotniska na świecie, zakwaterowanie, wyżywienie i darmowy wstęp do wszystkich obiektów czekoladowej fiesty. Organizatorzy zapewniają autorowi przepisu wszystkie składniki dania, zestaw urządzeń do obróbki produktów i tłumaczenie przebiegu prezentacji. Każdy z dziesięciorga finalistów ma 2 godziny na wykonanie swojego dania, zapewnienie degustacji członkom jury i zorganizowanie poczęstunku dla widowni. Pokazy odbywają się w godzinach popołudniowych i wieczornych po dwa dziennie. Casa da Música - tu co roku odbywa się konkurs dla amatorów - zazwyczaj pęka wtedy w szwach. Miejsca zajmuje się z wyprzedzeniem, notatniki, aparaty fotograficzne i kamery trzymane są w pogotowiu a tuż przed poczęstunkiem ludzie ustawiają się w długą kolejkę. Cierpliwość się opłaca bo przeżycia kulinarne doświadczane w ?bidos na długo pozostają w pamięci. Efekty pracy czekoladziarzy - amatorów z całego świata zazwyczaj zasługują na smakowe zachwyty. Niebiańska rozkosz, Czekoladowy tortowy comber, Choc-Cha-Wa, Kasztanowe liście, Ożywcze tchnienie Dalmacji - to tylko kilka nazw, za którymi kryją się smaki, zapachy i kolory wymyślnych specjałów. Obok ciemnej czy białej czekolady użyto w nich dziesiątki różnych ingrediencji: rozmaite orzechy, konfiturę, owocowe susze, barwniki, nalewki, miody, mikstury, mąkę, nabiał, lody... Chocobabel Wiesława z Polski przed trzema laty ujął wszystkich połączeniem smaków: ukraińskich blinów, dżemu z norweskiej maliny moroszki, polskiej konfitury z zielonych pomidorów, bałkańskiej śliwowicy, brazylijskiej super gorzkiej czekolady. Zachwyt Lizy - dzieło Lionela z Hiszpanii - było czekoladowym torcikiem z ciasta biszkoptowego z bakaliami, polanym dwoma różnymi warstwami czekoladowej masy i dodatkowo ozdobionym waniliowo-rumowym kremem. W tym roku Portugalczyk Filipe całe 2 godziny poprzedzające pokaz musiał spędzić w czekoladowej kuchni by przygotować właściwą prezentację. Jego rolada Choc-Cha-Wa wymagała upieczenia podkładu, sporządzenia kilku skomplikowanych mas i kolorowania białej czekolady. Wilhelm z chorwackiego Sukošanu w małej trufli zawarł wszystkie smaki Dalmacji faszerując tę małą czekoladkę konfiturą z figi, migdałami, orzechami włoskimi, leśnym miodem z Velebitu i odrobiną dalmatyńskiej ziołowej nalewki, travaricy.
Na Festiwalu nie ma zwycięzców ani nagród rzeczowych. Finaliści otrzymują dyplomy uczestnictwa i symboliczne emblematy ceramiczne, które zdobniczym stylem nawiązują do słynnych na całym świecie portugalskich płytek azulejos. W konkursie dla amatorów wyróżnia się trzy receptury a ich autorzy wymienieni są podczas uroczystej ceremonii zamknięcia imprezy. Nikt nikomu niczego nie zazdrości. Wszyscy przyjechali tu z pasji, przeżyli kilka cudownych dni, zaprzyjaźnili się i umówili na następne czekoladowe spotkania. W tym roku na scenie Casa da Música w Óbidos obok siebie stanęły dwie sekretarki - Alexa z Włoch i Zazilia z Austrii. Zaraz za nimi duński inżynier budownictwa Nicolaj, dziennikarz z Niemiec - Niels, strażak z Porto - Filipe i licealistka ze Szczecina - Angelika. Byli jeszcze: emerytowany chemik ze Szwecji - Andrzej, uzdolniona flecistka z Alaski - Andrea, lekarz z Lizbony - Alexandre. I jeszcze moja skromna osoba - Wilhelm Karud, pisujący czasami globtroter, który tym razem bardzo chciał pojechać do Portugalii.
Korespondencja z Óbidos, Wilhelm Karud, 2006
* * *
Óbidos - nie tylko czekoladowa twierdza
Z lotniska w Lizbonie do architektonicznej perełki portugalskiej Estremadury jedzie się nieco ponad godzinę. Mijamy malownicze zbocza pełne sadów, winnic i plantacji papryki. Gdzieniegdzie towarzyszą nam pełne kwiecia migdałowce, gaje oliwne, lawendowe pola i lasy z przewagą dębu korkowego. Zatrzymując się wdychamy zapach tymianku, parującej gleby koloru cynamonu a od zachodu czujemy rześkie tchnienie Atlantyku. W innych miejscach zwracamy uwagę na nowe tereny przygotowywane pod indywidualną zabudowę - zanim powstaną tu wille, wylano asfaltem drogi dojazdowe i zamontowano skrzynki elektryczne. Arteria komunikacyjna wiodąca na Północ kraju jest wizytówką portugalskich osiągnięć w dziedzinie budowy autostrad i pewnie dlatego firmy z tego kraju budują teraz drogi na całym niemal kontynencie.
Zbliżając się do Óbidos już z daleka widzimy górujący nad miasteczkiem okazały zamek króla Dinisa. Solidne baszty z blankami, groźne strzelnicze luki i biel ścian rezydencji królowych. Średniowieczny władca zapoczątkował zwyczaj darowania grodu monarszym małżonkom i od tego czasu miasto wiele przybrało na znaczeniu. Już kilkaset lat temu pełniło funkcję ważnej fortecy zachodniego wybrzeża Portugalii. Na kilku fragmentach murów obronnych widzimy metalowe elementy służące do cumowania okrętów. Obecnie Óbidos leży w odległości kilku kilometrów od brzegu oceanu ale przed wiekami stykało się z jego falami - Atlantyk wysycha. Choć sami Portugalczycy od czasów księcia Henryka Żeglarza władali prawie połową świata, to swych ziem strzegli srodze. To jedno z niewielu państw, którego granice nie zmieniały się od tysiąca lat a wszystko co w świecie piękne przybywało tu ochoczo. Widać to na każdym kroku w Óbidos. Mauretańska , a nawet indyjska ornamentyka obok ascetycznej aury gotyku. Łagodność hiszpańskiego renesansu i baśniowo-naturalistyczne detale stylu manuelino tuż przy dziełach okresu sakralnego baroku.
Óbidos liczy nieco ponad 6 tysięcy mieszkańców ale rozbudowuje się jedynie na obszarze podgrodzia. Część okolona średniowiecznymi murami już dawno wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i wszystko, co się tam dzieje obwarowano srogimi rygorami. Większości obiektów w ogóle nie można rekonstruować, zabroniono wszelkich dobudówek i używania asfaltu. Nieobecne są neony, brak satelitarnych anten i wielkich reklam. W kolorystyce elewacji dominuje biel a elementy dekoracyjne, gzymsy, portale, ościeżnice czy podpory maluje się na żółto lub niebiesko. Nieco ponad 600 stałych obywateli grodu otrzymuje dotacje na konserwację swych domostw, z których wiele dziedziczonych jest po przodkach od kilkuset lat. Zameldowanie kogokolwiek nowego jest prawie niemożliwe a przypadki łączenia rodzin też sprawdzane są skrupulatnie. W byłym kasztelu króla Dinisa ulokowano ekskluzywną pousadę, gdzie za nocleg trzeba zapłacić prawie 200 euro. /Pousada jest rodzajem hotelu mieszczącego się w historycznych obiektach służących dotąd innym celom, także sakralnym. Znaczy dosłownie "zaciszne, spokojne miejsce".
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż