podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » » Bus
reklama
Borys Bińkowski
zmień font:
Bus
artykuł czytany 588 razy
Tak więc zawsze lepiej wybrać miejsce z przodu, najlepiej tuż za kierowcą. Czasem kierowca zaproponuje jeszcze lepsze miejsce: na kanapie z przodu. Wtedy można nie tylko oddychać świeżym powietrzem, ale również truchleć ze strachu jadąc po górskich serpentynach z prędkością 70 km/h. Miejsce przy kierowcy jest korzystne jeszcze dlatego, że można mu szybko powiedzieć, kiedy ma się zatrzymać, czego nie trzeba, kalecząc miejscowy język, krzyczeć przez cały autobus. Lecz gdy zdarzy się, że białas przyszedł do busa, gdy prawie wszystkie miejsca były już zajęte, musi przełknąć po raz ostatni ślinę bez zawartości kurzu i iść pokornie zająć jedyne miejsce wolne – na końcu.
Bus jest środkiem transportu nie tylko dla ludzi. Wraz z nimi podróżują wszystkie elementy ich dobytku, jakie mają akurat do przewiezienia. W krajach zamożniejszych są to zazwyczaj bagaże, w tych biedniejszych – towary na handel, rzeczy kupione w mieście i wiezione na wieś, słodycze, jajka, kury, kaczki, świnie, owce, kozy, capy (fuj)... wszystko co tylko ma jakąś wartość. Im okolica bardziej wiejska, im gorsze drogi, im wolniej jedzie bus, tym bardziej wypełnia się on wszelkiego rodzaju drobiem i innymi zwierzętami. Kury pozamykane w klatkach i prosiaki z powiązanymi nogami leżą w specjalnych koszach na dachu (zajmując najlepsze, bo przewiewne miejsce), czasem zwisają za busem (tam mają gorzej, bo się kurzy spod kół). Przeładowany, przepełniony bus jedzie wtedy po szutrowej drodze z mnóstwem dziur – jak w takiej sytuacji szybko dotrzeć na miejsce?
Podróżowanie busem jest dobrym sprawdzianem dla podróżnika. Zazwyczaj jest on zmuszony do tego zaraz po wyjściu z lotniska (no chyba, że chce zapłacić 200 zł za taksówkę). Od razu musi się nauczyć systemu panującego w danym kraju lub regionie. W Maseru (stolicy Lesotho) główną ulicą miasta jeżdżą z dużą prędkością minibusy, w których z prawego okna wyglądają młodzi chłopcy i krzyczą na całe gardło. Trąbiący bus, z wystającą i krzyczącą głową chłopaka oznacza, że w tym busie znajduje się jeszcze co najmniej jedno miejsce wolne. Należy wtedy podnieść rękę, w geście zamawiania taksówki. Bus natychmiast, z piskiem opon zatrzyma się, boczne, przesuwne drzwi się otworzą i białas zostaje wchłonięty do środka. Zasiada na ostatnim wolnym miejscu, a bus natychmiast zmienia swój charakter: przestaje trąbić i krzyczeć, zaczyna jechać wolniej, spokojniej: widok takiego busa oznacza w Maseru jedno – brak miejsc.
W środku białas musi nauczyć się jeszcze jednej ważnej rzeczy: płacenia. Usiadł na końcu, bo był ostatnim pasażerem, jak w takiej sytuacji zapłacić za podróż? Nic prostszego: wystarczy że poda monetę do osoby przed nim, wymieniając nazwę miejsca, do którego chce się dostać. Ta poda ją następnej osobie, ta następnej, aż w końcu trafi ona do kierowcy. Myślicie, że w kraju, gdzie większości ludności brakuje pieniędzy, aby kupić sobie jedzenie, pieniądze te są już stracone? Nic z tego, po kilku minutach kierowca odlicza resztę, podając ją do tyłu, aż trafi w twoje ręce. Pełna kultura!
W różnych miejscach panują różne systemy. W wielu krajach latynoskich płaci się naganiaczowi/pomocnikowi kierowcy. Może on zbierać pieniądze przy wsiadaniu bądź wysiadaniu pasażera, lecz z dziwnego powodu robi to często w trakcie jazdy. Nie ma problemu, gdy bus jest tylko częściowo zapełniony, co jednak, gdy musi przeciskać się pomiędzy siedzeniami, ospałymi ciałami, kurami, kaczkami, bagażami? Problem? Nie dla niego. W przeciskaniu się wydaję się on mieć duże doświadczenie i wyjątkową inwencję: przejdzie tam, gdzie nie ma miejsca, stąpa po podłokietnikach siedzeń i ich oparciach, czasem wychodzi nawet przez okno i wydaje resztę za bilety z zewnątrz. Naganiacz ma zawsze najgorzej: dla niego nigdy nie ma zarezerwowanego miejsca. Gdy bus jest pełen, musi on znaleźć sobie miejsce: zgięto-stojące z plecami opartymi o dach, kucając lub siedząc na oknie, z tyłkiem wystawionym do wietrzenia na zewnątrz. Naganiacz musi być szczupły, sprawny i mieć zaufanie kierowcy. Często jest jego synem bądź dalszym członkiem rodziny – zawsze młodym chłopakiem.
Polscy kierowcy znani są z tego, że jeżdżą szybko i niebezpiecznie, i mogłoby się wydawać, że na południu, gdzie wszystko dzieje się wolniej, również kierowcy będą jeździć wolniej i spokojniej. Tymczasem oni prowadzą wszelkie pojazdy jak szaleńcy. Polskie drogi są w porównaniu np. z kolumbijskimi oazą bezpieczeństwa. W Kolumbii nie obowiązują żadne zasady ruchy, czy raczej, aby być konkretnym, nikt nie zwraca na nie uwagi. Pasy ruchy – to anachronizm, po szerokich drogach Bogoty wszyscy jeżdżą jak tylko chcą – wielu po pijaku. Piesi stanowią ruchome cele – nie mają żadnych praw: są pasy czy nie – piesi zawsze pozostają podporządkowani silniejszym – kierowcom samochodów. Na kolumbijskich drogach, które w większości wije się wzdłuż i w poprzek górskich dolin, trzeba mieć stalowe nerwy. Wyprzedzanie na zakręcie, hamowanie na serpentynach nad trzystumetrową skarpą to standard. Mój znajomy Kolumbijczyk, wyprzedzał kiedyś z dużą prędkością w nocy na zakręcie. Siedząc obok niego, przerażony spytałem, czemu to zrobił, a on odpowiedział mi, że gdyby ktoś jechał z naprzeciwka, to widziałby odbicie jego świateł w skalistej skarpie, wzdłuż której jechaliśmy. Wiedział więc, że nikt nie nadjedzie. Tak, kolumbijskie drogi to pole doboru naturalnego – słabi szybko odpadają. To głównie przez szaleńczą jazdę, Kolumbia często bywa nazywana Locombią (loco – szaleniec).
Strona:  « poprzednia  1  [2] 

górapowrót