Durban - miasto rekinów i riksz
artykuł czytany
11955
razy
Aby zobaczyć te sznurkowe zapory, wyruszyliśmy wraz ze strażnikiem w morze o świcie. Na początku podróż niewielką łódką była bardzo przyjemna. Jeszcze uśpione miasto z odległości kilkuset metrów wyglądało bajecznie. Im bardziej jednak wypływaliśmy w morze, tym fala stawała się wyższa. W pewnym momencie, widząc nadchodzące kilkumetrowe fale przeraziłam się tak, że nie chciałam już słuchać o rekinach i ich ochronie, chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się znów na lądzie. Z panicznego strachu wyrwała mnie dopiero scena, jakiej jeszcze nie widziałam. Na kilkudziesięciu metrach wokół łodzi aż zaroiło się od delfinów. Były ich dziesiątki. Wyskakiwały zgrabnie z wody, jakby jakiś ukryty treser dawał im znaki. Próbowałam je liczyć, ale po czterdziestu zrezygnowałam. Widziałam też rekiny i niezliczoną ilość ryb, których nazwy trudno było przetłumaczyć na język polski.
Specjalnie dla zranionych rekinów w Durbanie otwarto instytut badawczy, w którym organizowane są pokazy łącznie z sekcją zwłok. Prowadzący chętnie też prezentują szczęki różnej wielkości. Cały czas jednak podkreślają, że kreowanie, między innymi przez filmy, rekinów na morderców to duża przesada. Ich zdaniem, należy zachować ostrożność, a uniknie się przykrego spotkania.
Przeczytaj podobne artykuły