Belize - koralowy kraj
artykuł czytany
24597
razy
Belizyjska rafa koralowa o długości blisko 300 km jest drugą co do wielkości na świecie. Pomiędzy popularnym Cuy Caulker a najbardziej elegancką turystyczną miejscowości na wybrzeżu - San Pedro, rafa ma jedyną przerwę, tzw. Hol chan. Wszystko, co żyje w morzu po obu stronach musi przez ten przesmyk przepłynąć.
Nurkując w pobliżu rafy można natknąć się na rekiny, które nie są groźne dla ludzi. Uwielbiają się pluskać i bawić z pływakami. Niektórzy uczestnicy naszej wycieczki twierdzili po takiej wspólnej kąpieli, że to niezapomniane i niezwykle egzotyczne przeżycie. Zwierzęta można było dotykać, natomiast pod żadnym pozorem przewodnik nie pozwolił na to w stosunku do podwodnych roślin. - Czego dotkniecie, to zginie. Dotyk ludzki jest dla tych roślin zbyt silny - mówił.
W innym miejscu można było natrafić na delfiny, które wyraźnie swoim harcowaniem zapraszały nas do wspólnej zabawy. My płynęliśmy tam, gdzie znajduje się raj dla wędkarzy polujących na wielką rybę. Spotkaliśmy tam kilka łodzi z Amerykanami patrzącymi z nadzieją na swe wielkie wędki. Najciekawsze było to, że najczęściej po złapaniu zdobyczy, wrzucano ją z powrotem do wody, czego nie mogli zrozumieć nasi belizyjscy sternicy.
Nurków, oprócz podziwiania fascynującego podwodnego świata przyciąga do Belize także przygoda innego rodzaju. Pomiędzy wysepkami można natknąć się na wraki zatopionych w czasach kolonialnych statków. W niektórych z nich zapewne spoczywają jeszcze skrzynie pełne skarbów.
Wzdłuż wybrzeża rozsiane są setki niewielkich wysp koralowych, zwanych cays. Niewiele z nich jest zamieszkałych, dzięki czemu, trafiając na którąś, można poczuć się jak Robinson Cruzoe. Przebywanie z grupą przyjaciół, albo tylko z ukochaną osobą na małej żółtej plamce rzuconej na turkusową wodę to wielka gratka. Można kąpać się w stroju Adama i Ewy, opalać lub schronić się w cieniu zielonych palm. Gorzej, gdy skończy się zapas pitnej wody, lub nawali silnik łodzi...
Najbardziej znaną wyspą jest Ambergris Cay, na której znajduje się jedyne wyspiarskie miasteczko - San Pedro. Jego mieszkańcy, mimo iż czerpią niezłe dochody z turystyki, podobno wciąż wzdychają do czasów przedturystycznych, gdy po piaszczystych uliczkach chodzono boso...
Na niektórych wyspach wybudowano miniaturowe hotele składające się z kilku bungalowów na palach. Wodę pitną i żywność przywozi się z wybrzeża, ale turyści spragnieni odseparowania od świata chwalą sobie te oazy spokoju rzucone na głębokie morze.