Odkrywanie wyspy
artykuł czytany
4295
razy
Wracamy na rancho Jarabacoa. Teresa, mieszkanka gospodarstwa, przyrządza dla nas placki z mączki z korzenia juki. To tradycyjna potrawa mieszkańców nie tylko wyspy Hispaniola, ale i Indian z całej Ameryki Południowej. Robi się je od wieków tak samo. Uciera się korzeń na grubej tarce, z miąższu odciska się sok, po czym dodaje się do niego, według upodobania przyprawy czy czosnek i piecze na rozgrzanym piecu. Są naprawdę smaczne. Potem czeka nas kolejna niespodzianka. Na podwórko wjeżdżają kilku, kilkunastoletni chłopcy na koniach. Sprytnie zeskakują z końskich grzbietów i wołają nas do siebie. Kto chce, może wyruszyć na półgodzinną przejażdżkę po terenach, gdzie nie docierają mechaniczne pojazdy. Jeśli ktoś nigdy nie jeździł konno, nie ma problemu, młodzi jeźdźcy siadają z tyłu i pilnują, by zwierzę podążało tam, gdzie chcemy. W ochronnych kaskach jedziemy wąskimi ścieżkami, to w górę, to w dół nasycając oczy cudownymi widokami. Mieszkańcy wioski wynajmują konie właścicielom rancha, poprawiając sobie bardzo skromne domowe budżety. Obiad po takiej przejażdżce smakuje wyśmienicie. Jemy typowe dominikańskie danie: ryz połączony z czerwoną fasolą i pieczonego kurczaka. Popijamy mocną kawą i już ruszamy w drogę powrotną.
To jednak nie koniec atrakcji. Czeka nas jeszcze wizyta w jednej z wielu manufaktur ceramicznych. W warsztacie oglądamy, jak garncarze z gliny wyczarowują wspaniałe wazony, donice, lalki, talerze i inne cudeńka. Po wypaleniu w piecu, kobiety nadają przedmiotom barwy. Najbardziej podobają mi się lalki różnej wielkości w pięknych glinianych sukniach i kapeluszach. Kupuję jedną z nich, by w chłodne zimowe wieczory, patrząc na nią przypominać sobie o dalekim kraju, jego mieszkańcach, krajobrazach i temperaturze powietrza nie wymagającej ubierania cieplych kurtek, szalików i czapek.
* * *
Przeczytaj podobne artykuły