Na koniec świata i na samo dno
artykuł czytany
4577
razy
Woda mnie nie chce
Płyniemy na plażę. Pół godziny odpoczynku. Decyduję się popływać normalnie - w kąpielówkach. Prąd niesie mnie wzdłuż skalistego wybrzeża. Wreszcie piasek. Wychodzę i wracam plażą, ostrożnie omijając skały i ostre liście roślin. Łódź akurat powoli odpływa. Doganiam ją i płyniemy na kolejne miejsce - Barracudę. Tym razem schodzimy tylko na 12 metrów, więc biorę mój nowy aparat do zdjęć podwodnych. Przy poprzednim nurkowaniu wolałem nie ryzykować - aparat wytrzymuje ciśnienie wody do 15 metrów. Lądujemy na piaseczku u podnóża kamienistej skarpy. Rafa? Jeżeli nawet, to uboga. Koralowców tu dużo mniej niż w Morzu Czerwonym. Wpływamy do niewielkiej jaskinki. Potem posuwamy się wzdłuż skarpy. Przewodnik pokazuje nam rybę, udającą skałę. Gdzieś tak w połowie nurkowania czuję, że mnie wyrzuca na powierzchnię. To mój stary problem, jeszcze z czasów kursu nurkowego, kiedy mieliśmy praktyki w Jeziorze Budzisławskim we wschodniej Wielkopolsce. Dive master powie mi potem, że płynąłem za bardzo na skos do góry, ale mnie się wydaje, że dostałem też trochę za mało balastu - zaledwie 8 kilo.
W każdym razie na razie rzucam przez aparat oddechowy grubymi przekleństwami i usilnie próbuję zejść na samo dno, a tymczasem moja grupa znika gdzieś w odmętach. Na szczęście po krótkim czasie wracają po mnie. Znów jako pierwszy schodzę do 50 barów, więc wychodzimy z Anią na powierzchnię. I znów długo nie musimy czekać na pozostałych. Niemcy chwalą się, że widzieli langustę.
Dar od Indianki
Wracamy do Playa del Carmen. Zanosimy sprzęt do bazy i znów otacza nas klimat turystycznego kurortu. Na deptaku widzimy stragan, prowadzony przez starszą Indiankę. Może jest okazja kupić coś taniej? ,,Po ile koszulki?" - pytamy. ,,Po dwieście". Znów bez problemów udaje się zbić cenę do 150. Ręcznej roboty odzież jest ze stanu Chiapas. Znamy tamtejsze ceny, więc wiemy, że kobieta i tak ma zysk. Widzę barwne opaski na rękę. W Chiapas kosztowały po 2,5 peso za sztukę, ale w Playa del Carmen najczęściej sprzedają je po dychę. ,,Ile?" - pytam więc ostrożnie. ,,Jak dla was, za darmo" - uśmiecha się Indianka. Dziękujemy pięknie i bierzemy dla Ani jedną opaskę.
Nasza grupa bawi tymczasem na wyspie Cozumel - bardzo turystycznej i bardzo amerykańskiej. Można jednak u jej wybrzeży popływać w łodzi z przezroczystym dnem i chociaż w ten sposób, nie mając uprawnień nurkowych, podziwiać podwodną faunę. Dziewczyny chciały na wyspie zostać dłużej, ale organizatorka rejsów ostrzegła ich, że nadchodzi burza. Cóż, w końcu w tym rejonie świata mamy właśnie okres huraganów, które z reguły nie oszczędzają i Jukatanu. My mieliśmy szczęście, bo - tuż po naszym powrocie do Europy - następujące po sobie kilka wichur pozabijało ludzi właśnie w tych regionach, w których byliśmy.
Polowanie na tequilę
Tymczasem my z Anią próbujemy kupić dobrą i najlepiej nie za drogą tequilę. Tubylec kieruje nas do supermercado (supermarketu) sieci ,,Chedraui" - dość daleko poza ,,centro turistico". Powracamy zatem do prawdziwego Meksyku. Bladych twarzy robi się o wiele mniej; znów wokół dominują ciemnoskórzy. Po jakichś 20 minutach marszu docieramy do ,,Chedraui". Niesamowite, mają tu identyczne supermarkety jak w Europie! No, może klienci bardziej opaleni, a owoce na stoiskach większe i bardziej egzotyczne. Kupuję dwie tequile, polecane przez większość zapytanych Meksykanów. Jednym z polecających jest pracownik supermarketu, który z własnej inicjatywy podchodzi do nas, by służyć radą. Już wiem, że w Polsce będzie mi brakować tych życzliwych ludzi.
Tequile kosztują po 90 i 120 pesos. Problem pojawia się przy płaceniu. Kasowy czytnik nie uznaje naszych kart. Na szczęście okazuje się, że na zapleczu można płacić Visą. Ale jak ktoś miałby wyłącznie Maestro - miałby problem.
Fala rzuca na skały
Następnego dnia rano większość grupy jedzie do Cancun, skąd mamy odlot. My z Anią idziemy jeszcze na plażę. Zbliżają się deszczowe chmury. Trudno wejść do wody; duże fale rzucają mnie na przybrzeżne skały. W końcu udaje mi się zanurkować z maską, ale woda jest zmącona i nic nie widać. Już w deszczu wracamy do schroniska.
Przeczytaj podobne artykuły