W krainie tequili
artykuł czytany
2573
razy
Wstęp do kopalni kosztuje 20 pesos. Przewodnik łamaną angielszczyzną opowiada o bardzo trudnej i wyjątkowo źle opłacanej pracy dawnych górników.
Wracamy autobusem do śródmieścia i idziemy na słynną Uliczkę Pocałunków. Według tutejszej wersji ,,Romea i Julii", odrzucony przez rodziców panienki zalotnik wynajął pokój naprzeciwko mieszkania swojej lubej. Ponieważ ulica była (i jest nadal) bardzo, bardzo wąska, balkony obu lokali prawie stykały się ze sobą i młodym nic nie przeszkadzało w miłosnych schadzkach.
W zaułku tłok; pełno turystów i tubylców. Jeden ze starszych wiekiem Meksykanów pyta, skąd jesteśmy. Kiedy słyszy, że z Polski, nuci fragment piosenki... po polsku. Nie zna naszego języka, ktoś go tylko nauczył tych paru słów.
Pojawia się biała dziewczyna w towarzystwie młodego Meksykanina. Prosi nas o zrobienie zdjęcia. ,,Dziękuje" - mówi nieoczekiwanie po polsku z lekkim, obcym akcentem. Czeszka. Czuję się w tym Meksyku coraz bardziej swojsko!
Kupujemy piwo w puszkach w pobliskim barze, owijamy je papierowymi serwetkami (świetny pomysł Ani; w Meksyku, podobnie jak w Polsce obowiązuje zakaz picia alkoholu na ulicy), siadamy na ławeczce i gasimy pragnienie. Co chwila przemykające samochody zapadają się pod ziemie, albo nieoczekiwanie pojawiają się na powierzchni. Powoli defiluje przed nami tubylec na osiołku.
Dzień Niepodległości
Wracamy na terminal i autobusem klasy ,,primera plus" (,,więcej niż pierwszej") jedziemy jeszcze dalej na północ - do Guadalajary. Płacimy 236 pesos, ale warto! Seans filmowy i łazienka i to w klasie pierwszej w meksykańskim PKS-ie standard, ale tu mamy dodatkowo sandwiche, zimne napoje i... podnóżki.
Guadalajara to czteromilionowe miasto, drugie co do wielkości w Meksyku. Docieramy tu przed północą. Terminal znajduje się na dalekich peryferiach. Autobusy o tej porze nie kursują, ale nie brakuje taksówek.
Przeczytaj podobne artykuły