Jezioro Titicaca
artykuł czytany
13363
razy
Dziesięć km od Wyspy Księżyca leży Isla del Sol, Wyspa Słońca, najważniejsze miejsce Jeziora Titicaca. To właśnie tu, według wierzeń Inków, narodziły się wszystkie ważne bóstwa, w tym samo Słońce - Inti. Tu narodził się brodaty, biały bóg Viracocha oraz pierwsi Inkowie: Manco Capac i jego siostra, a zarazem żona Mama Huaca, zwana też Mama Ocllo. To oni nauczyli ludzi uprawy ziemi, tkania odzieży z wełny lam, oni też założyli peruwiański "pępek świata" - Cuzco.Ajmarowie i Keczua nadal wierzą w te legendy i Isla del Sol pozostaje dla nich miejscem świętym.
Wyspa Słońca ma 10 km długości i 5 km szerokości. W kilku wioskach mieszka ok. 2 tys. Indian. Na terenie całej wyspy zachowały się starożytne ruiny z okresu inkaskiego. Najcenniejsze z nich to Pilko Kaina na południowym krańcu oraz, na północy, kompleks Chincana. W jego skład wchodzi święta skała związana z inkaską legendą stworzenia. W Challapampa znajduje się muzeum przedmiotów znalezionych tu przez archeologów. Niektóre z nich wykonane są ze szczerego złota.
Z przystani w głąb wyspy prowadzi stroma ścieżka. Musimy ją pokonać, bo na szczycie czeka na nas... szaman. Ciężko oddychając i odpoczywając co kilka metrów pniemy się w górę. Widok na jezioro staje się coraz bardziej fantastyczny. Woda tworzy wręcz nierealną, błękitną plamę w środku posępnego, jałowego altiplano. Ich przejrzystość do złudzenia przypomina tę, właściwą morzom oblewającym wyspy greckie.
Pierwszą atrakcją, jaką zgotował nam nasz przewodnik Tadeusz, było spotkanie z mieszkającym na wyspie Paulino Estebenem, Indianinem, który był konsultantem i głównym budowniczym łodzi Ra II, na której znany norweski badacz i podróżnik Thor Heyerdahl w 1970 r. opłynął Ocean Atlantycki z zachodu na wschód. Dziś Paulino pokazuje turystom filmy i albumy o wyprawie, w której przed 28 laty uczestniczył. W wolnych chwilach buduje z trzciny miniatury łodzi Ra I i Ra II i wraz z certyfikatem świadczącym o własnoręcznym ich wykonaniu wręcza turystom na pamiątkę. Paulino Esteben jest najbardziej znanym i zapewne najbogatszym mieszkańcem Isla del Sol.
Tadeusz prowadzi nas na sam szczyt górzystej wyspy. Tam, na urwistym brzegu czeka na nas szaman. Za nim już tylko niebo i granatowa toń wody. Indianin w kolorowej czapeczce wydaje się, jakby górował nad całym jeziorem. Podchodzimy onieśmieleni. On trzyma w ręku glinianą czarę przypominającą kielich ofiarny. Wypowiadamy swe polskie imiona, które po chwili słyszymy w keczuańskiej modlitwie. Szaman pochylony nad ołtarzem zaklina gliniane tabliczki, które wcześniej trzymaliśmy w dłoniach. To ma zapewnić nam pomyślność i zdrowie. Z magicznymi słowami wrzuca je do ognia. Potem polewa nasze głowy i dłonie wodą ze świętego jeziora. Wśród imion przywoływanych przez niego bogów dało się słyszeć i Virakoczę, i Jezusa Chrystusa, i Mama Huaco i Świętą Marię. Powaga, z jaką szaman wykonywał rytualne czynności, z jaką oddawał ogniu nasze życzenia i polewał nas wodą, wykluczała podejrzenia, że urządził nam jedynie folklorystyczny show.
Późnym popołudniem wylądowaliśmy w Copacabana, małym portowym miasteczku znanym najbardziej z cudownego wizerunku Matki Boskiej Gromnicznej. Po pojawieniu się wizerunku w tutejszym kościele w XVI w., odnotowano tu wiele cudownych wydarzeń, nic więc dziwnego, że Copacabana stała się celem licznych pielgrzymek.
Ostatni etap boliwijskiej podróży to zaledwie 20 km pokonywane autobusem. Ale co to za droga! Po piaszczystej, pełnej ogromnych wyrw jezdni jechaliśmy chyba ze dwie godziny. Przewodnik wyjaśnił dlaczego do tej pory, mimo szlaku turystycznego, nie zrobiono porządnej nawierzchni. Otóż odcinek od Titicaca do granicy z Peru jest kartą przetargową kolejnych polityków. Każdy, kto kandyduje na odpowiedzialne stanowisko, obiecuje w pierwszej kolejności naprawić drogę. Gdy już wygrywa wybory, nie dotrzymuje obietnicy, by znów mieć "kartę przetargową" i tak w kółko.
Przeczytaj podobne artykuły