Syria - gościnny kraj
artykuł czytany
15245
razy
Nasz przyjaciel Abdul zgotował nam wiele miłych niespodzianek. Do jednej z największych należał wybór hotelu w Aleppo. Trudno sobie wyobrazić lepszy hotel w tym wiekowym mieście niż "Divan Rasmy", do którego dochodzi się od cytadeli wąskimi, krętymi uliczkami, by wreszcie wejść w niepozorną bramę, za którą znajduje się orientalny dziedziniec z fontanną. Ja miałam chyba szczególne względy, bo dostałam pokój ...w piwnicy. Leżąc na łóżku pośród kamiennych łuków wyobrażałam sobie, że przed laty zamiast mebli stały tu zapewne beczułki z najlepszymi trunkami.
Gdyby ktoś pomyślał, że Syria to tylko meczety, bazary i duże miasta, popełniłby wielki błąd. To, co sprowadza do kraju zagranicznych turystów, to przede wszystkim obiekty historyczne, z których wiele liczy sobie po kilka tysięcy lat. Do takich należy odkopany zaledwie kilkadziesiąt lat temu Ugarit położony niedaleko od największego nadmorskiego miasta Latakia. Wiadomo, że w mieszkańcy Ugaritu prowadzili handel z Egiptem, Cyprem, Mezopotamią już w XVI wieku p.n.e. To tu znaleziono tabliczki z pismem zwanym ugaryckim, uważanym za najstarszy znany alfabet, który później przejęli Grecy, a po nich Rzymianie, dzięki czemu stał się pierwowzorem wszystkich europejskich alfabetów.
Miłośnicy architektonicznej sztuki rzymskiej zwiedzający Syrię, z pewnością nie będą zawiedzeni. Wszak Syria była kiedyś częścią imperium rzymskiego, czego ślady można oglądać w wielu miejscach kraju. Niedaleko Damaszku, w miejscowości Basra na przykład znajduje się jeden z najlepiej zachowanych amfiteatrów rzymskich w świecie. Budowla, w której mieściło się około 15 tysięcy widzów, jest dość nietypowa, ponieważ wyjątkowo, jak na rzymską architekturę, amfiteatr nie został wykuty w zboczu wzgórza lecz stoi wolno.
Zdecydowanie jednak "Perłą Syrii" nazywana jest Palmyra - jeden z najważniejszych w świecie kompleksów wykopalisk. Miasto powstałe w II w. n.e. zbudowano w oazie na pustyni. Było ono przed wiekami miejscem postoju dla karawan i ważnym ogniwem na starym Szlaku Jedwabnym z Chin do Europy. Ruiny miasta rozciągające się na powierzchni około 50 ha to kolumny świątyń, grobowce, teatr, łuki, bramy. A wszystko zbudowane z kamienia o piaskowym kolorze, co na tle błękitnego pustynnego nieba wygląda bajecznie.
Prawdziwą krainą marzeń, idealną do snucia wspaniałych opowieści o potyczkach, bitwach, bohaterstwie, zdradzie i podstępie była dla mnie ta część Syrii, gdzie na wzgórzach dumnie stoją zamki - twierdze z najpiękniejszymi: Krak des Chevaliers i Cytadelą Saladyna. Obydwie budowle wyłaniają się z krajobrazu niespodziewanie, wprawiając w osłupienie podróżujących po krętych górskich drogach. Zwane zamkami krzyżowców, mimo iż należały wcześniej i później także do innych właścicieli, mają swoją bogatą historię, którą barwnie opowiadają miejscowi przewodnicy. Spacerując po częściowo całkiem nieźle zachowanych wnętrzach, z podziwem patrzyłam na różnego rodzaju tajemne przejścia, korytarze czy szyby o pod 100-metrowej długości, przez które, w razie niebezpieczeństwa, mogli uciekać najważniejsi mieszkańcy twierdz.
W drodze do Cytadeli Saladyna zatrzymaliśmy się przy maleńkim sklepie w jednej z wiosek. Natychmiast do naszej grupy podeszły dzieciaki i inni mieszkańcy miejscowości. Z grupą młodzieży szkolnej ubranej w jednakowe mundurki przypominające odzież wojskową, bez problemu można było porozumieć się po angielsku. Ze starszymi rozmawialiśmy na migi lub poprzez naszych przyjaciół Syryjczyków. Jakież było nasze zdziwienie, gdy podszedł do nas starszy mężczyzna i zaprosił całą grupę do swego gospodarstwa. -Zapraszam do mojego sadu. Zerwiecie sobie mandarynki i granaty prosto z drzewa, żona zrobi kawę i herbatę - mówił z uśmiechem napotkany przypadkiem w syryjskiej wsi starszy mężczyzna. - Widzisz, mówiłem ci, że Syryjczycy są nadzwyczaj gościnni - z satysfakcją skomentował zdarzenie mój kolega Abdul.
Abdul miał rację. Na podwórku skromnego domku przysiedliśmy na ławkach, by po chwili z jednej czarki pić nalewaną z ładnego dzbanka bardzo mocną kawę. Zrywane prosto z drzewa mandarynki smakowały wyśmienicie, a rozmowa między nami a gospodarzami, chociaż w dwóch różnych językach, toczyła się bardzo żywo.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Syria
- Piotr Kotkowski