podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Kraj jak ogród
reklama
Marzena Kądziela
zmień font:
Kraj jak ogród
artykuł czytany 5817 razy
Ogromne wrażenie robi na mnie wielka skała w Polonnaruwie, w której wykuto trzy olbrzymie posągi: Buddy leżącego, siedzącego i stojącego. Podziwiam kunszt rzemieślników. Z zadumy wyrywają mnie małpki – makaki, których jest tu mnóstwo.
Także w skale wykuta jest wielka świątynia w Dambuli. W I wieku p.n.e. góra posiadająca naturalne jaskinie dała schronienie królowi Valagamowi Bahu wygnanemu ze swego pałacu przez rywala. Gdy król odzyskał tron, zamienił jaskinie na wspaniałe świątynie, gdzie można podziwiać 150 kamiennych wizerunków Buddy od 15-metrowego leżącego po małe posągi przedstawiające Buddę medytującego czy w stanie nirwany. Obserwuję, jak całe rodziny przybywają do świątyni, modlą się w skupieniu, składają ofiary z kwiatów lotosu.
Jeden dzień przeznaczamy na zakupy. Jakże nie odwiedzić szlifierni kamieni szlachetnych? Jak nie zajrzeć do fabryki jedwabiu czy herbaty? Oglądam, jak wprawne ręce pracowników nadają odpowiednie kształty szafirom, rubinom, turkusom. Podziwiam pierścionki, bransolety, wisiory ozdobione świecidełkami. Żałuję, że nie jestem milionerką...
Milionerką nie muszę być na plantacji herbaty. Patrzę z góry na pola pełne zielonych krzaków i kobiety z koszami na plecach zwinnie zrywające najlepsze listki nadające się już do obróbki.
Herbatę uprawia się na Cejlonie od XIX wieku za sprawą brytyjskich kolonizatorów. Obok plantacji znajduje się fabryka, której pracownicy, za drobną opłata, chętnie pokazują cały proces wytwarzania herbaty. Pokazują sortowanie, suszenie, rozdrabnianie, fermentowanie. Dowiaduję się, że najlepszej jakości herbatę uzyskuje się z zawiązków listków, które wieńczą szczyt krzewu herbacianego. W sklepie fabrycznym taka herbata pakowana jest do srebrnych woreczków. Degustujemy doskonały napój i ruszamy do fabryki batików – tkanin ręcznie malowanych, potem do fabryki jedwabiu i sklepu z jedwabnymi sukniami, bluzkami, szalami i chustami. Tu czeka mnie niespodzianka. Ekspedientki ubierają mnie w hinduski strój – sari. Zręcznie obwiązują mnie sześciometrowym kuponem tkaniny, który upinają za pomocą jedynie dwóch niewielkich agrafek. Jeszcze tylko czerwona kropka na czole oznaczająca, że jestem mężatką i wyglądam jak hinduska. No, może nie do końca, bo spod sari wyglądają... tenisówki.
Trafiamy też do manufaktury, w której powstają drewniane rzeźby – pamiątki sprzedawane turystom. Czegóż tam nie ma – i słonie różnej wielkości i posążki Buddy i kolorowe rytualne maski. Nie mam siły na targowanie się ze sprzedawcami, którzy za obowiązek przyjęli proponowanie ceny przynajmniej o 30 procent wyższej niż ta, którą się uzyska przez kilkunastominutowe negocjacje.
Osłabieni szaleństwem zakupów siadamy w przydrożnej knajpce. Zamawiamy potrawę dnia za trzy dolary. Gdy kelner wnosi pięć, siedem, dziesięć miseczek z kolejnymi daniami, podejrzewamy, że pomylił zamówienia. On tylko się uśmiecha i życzy smacznego. W miseczkach są smażone banany, bakłażany, fasola, soczewica, kurczak w curry, ryba, jakaś kaszka i warzywa, których nie potrafię nazwać. Do tego ryż, a na deser owoce: ananas, mango, papaja, melon. Nie sposób tego zjeść.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Słoń
»  Sri Lanka - 26.04-11.05.2003
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]