podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Baku
reklama
Justyna Jakubowska
zmień font:
Baku
artykuł czytany 5817 razy
Tuż obok żółty budynek, wzorowany na kasynie w Monte Carlo. O ekscesach jakie miały miejsce na jego tarasie krążyły podobno legendy, a wszystkie kamienice dookoła stawiano jeszcze wyższe by z góry dojrzeć to na własne oczy.
Kolejny punkt zwiedzania to bogato zdobiony budynek – powstał on za sprawą pewnego milionera, który w ten sposób chciał uczcić pamięć syna. Chłopak ów chorował długo i mimo wysiłków europejskich nawet lekarzy zmarł. Później dzieło zostało zniszczone przez Sowietów, a następnie odbudowane, przy czym dodano dodatkowe ozdobniki w postaci radzieckich gwiazd.
Milionerów zresztą w ówczesnym Baku nie brakowało. Jeden z nich będący wojskowy, zakochał się w pięknej śpiewaczce operowej i po długich staraniach sprowadził ją na występy do stolicy. Jako, że miasto nie posiadało wówczas odpowiedniego ku temu budynku, koncerty odbywały się w halach cyrkowych i kasynach. Tournee szybko dobiegło końca, urządzono więc pożegnalne przyjęcie, na którym mężczyzna zapytał ukochaną kiedy znów odwiedzi Azerbejdżan. Jego zdziwienie musiało być spore, gdy ta odpowiedziała, że najprawdopodobniej nigdy. Dlaczego? Ano, nie była przyzwyczajona do występów w tego typu przybytkach. Niezrażony milioner zaprosił ją wówczas za rok, i zapewnił, że będzie tu najpiękniejsza hala koncertowa w jakiej występowała. Zarówno dziewczyna jak i reszta biesiadników nie potraktowała tego poważnie, jednak po roku otrzymała ponowne zaproszenie – siedzibę teatru i opery budowano dzień i noc, ale ukończono zgodnie z obietnicą. Nie wiadomo niestety jak dalej potoczyły się losy dwojga młodych, a budowla stoi po dziś dzień jako dowód wielkiej romantycznej miłości.

DZIEWUSZKO, SUVENIRY

Po zwiedzaniu nadszedł czas na zakup pamiątek. Co prawda po drodze mijaliśmy stragany, jednak asortyment sprawiał wrażenie odpustowego badziewia „made in china”. Przewodnik polecił nam uliczkę tuż obok Baszty Dziewiczej, gdzie ceny jak i jakość produktów były o wiele wyższe. Tradycyjną pamiątką z Azerbejdżanu może być dywan – jest tu wiele sklepików gdzie można wybrać coś dla siebie. Co ciekawe dywan jest tym cenniejszy im bardziej wydeptany, nowe więc specjalnie się postarza by zyskały na wartości. Kilka położono nawet na środku uliczki by zostały rozjeżdżone przez samochody. Taki upominek jednak ma dwie podstawowe wady – jest bardzo drogi i trudno go przewieźć. Po odwiedzeniu kilku sklepików i opędzeniu się od dość nachalnych sprzedawców zdecydowaliśmy się na równie piękne szale, od wyboru których mogło zakręcić się w głowie. Oczywiście nie obyło się bez targowania, choć inaczej niż w krajach arabskich gdzie cenę obniża się kilkakrotnie, tu można najwyżej odjąć z niej jakieś 20 % - specially for you. Nie można jednak wrócić do kraju z pustymi rękoma, zatem wymieniamy nie taką dużą znowu kwotę na towar dla siebie i rodziny. Mieliśmy szczęście – sprzedawca był jedną z trzech osób które spotkaliśmy i które mówiły po angielsku. Większość w ogóle nie zna tego języka, zatem dogadać można się tylko po rosyjsku. Tutejszy alfabet jest co prawda łaciński, ale z szyldów czy mowy nie można się wiele domyślić gdyż bardzo przypomina turecki (jako, że jest to kraj blisko z Turcją spokrewniony).
Co jeszcze warto przywieźć z Azerbejdżanu? Słynne są tutejsze alkohole – wódka, wino oraz samogon. Ten ostatni można nabyć na kolejnym bazarze w plastikowych butelkach, domowej produkcji. Znajdziemy tu zresztą wszystko – owoce i warzywa, całe stragany z suszonymi bakaliami, ziołami czy przetworami w słoikach, mięso (lekko już woniące) wystawione bez lodówek, oraz wszelkie elementy wyposażenia mieszkania – rurki, śrubki, deski klozetowe, armaturę; czego dusza zapragnie. Słynnego i zachwalanego samogonu nie odważyliśmy się kupić, spróbowaliśmy go jednak podczas tradycyjnej uczty - pachniał i smakował brzoskwiniami, zawierał też sporo procentów. Podobnie mocne było wino, aromatyczne i o głębokim smaku. Z potraw najlepszy był chlebek podobny do naszej pity – miękki, rozpływał się w ustach ale też bardzo zapychający. Do tego smaczne sery wędzone, całe pęczki zielonej pietruszki i anyżu, żurawina, pyszna chałwa... Kiedy przyszła pora na danie główne zdążyliśmy już nieźle się najeść. Kebab – czyli coś na kształt szaszłyka z mięsa mielonego okazał się nieco suchy, jałowy i bez smaku. Kolejne mięso było już lepsze choć odrobinę żylaste – prawdopodobnie była to jagnięcina, ale kelner tylko mruknął pod nosem nazwę więc możemy się mylić. Rodzaj naleśników smażonych na tłuszczu z farszem mięsnym lub szpinakiem udało nam się jeszcze jakoś upchnąć, ale przed ostatnią potrawą – ryżem zapiekanym z owocami, bardzo smacznym – musieliśmy zrobić sobie chwilę przerwy. Wykorzystali to gościnni kelnerzy dolewając nam co chwilę miejscowej wódki do kieliszków. Na szczęście głowa nas na drugi dzień nie bolała, i jeżeli coś nam dokuczało to raczej ukąszenia komarów, które w nocy zrobiły sobie niezłą ucztę nie dając nam spać.

A JEDNAK CHCEMY TAM WRÓCIĆ

O Baku można by pisać jeszcze wiele. O łaźni, do której nie wpuszcza się kobiet, a gdzie można delektować się sauną fińską i rosyjską, basenami, biczowaniem, masażami wykonywanymi przez mężczyzn i nacieraniem olejkami przez panie. O komunikacji miejskiej, która poza metrem i marszrutkami nie istnieje. O wszechobecnym naciąganiu i zawyżaniu cen – nawet gdy w menu widnieje cena kelner bezczelnie potrafi zażyczyć sobie więcej a na protesty odpowiedzieć że jest ono nieaktualne i je zlikwidować. O specyficznej atmosferze tego miasta, która sprawia że czujemy się zagubieni we wszechobecnym chaosie. O tym, że po powrocie do kraju nasze miasto wydało się nam takie nieznośnie szare, poukładane i przewidywalne. Brakuje nam tej odrobiny szaleństwa i spontaniczności.
Baku – miejsce, gdzie mieszają się kultury wschodu i zachodu, w którym bieda idzie w parze z bogactwem a tradycja z nowoczesnością. Stolica kraju, który miałby przed sobą olbrzymie możliwości, ale chociaż rozwija się sześć razy szybciej niż przeciętne państwo na świecie, ludzie są tu coraz biedniejsi a całą fortunę zbijają magnaci naftowi. A jednak... mamy nadzieję, że kiedyś raz jeszcze wciągniemy w płuca gorące powietrze pełne ropy.
Strona:  « poprzednia  1  [2] 

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Azerbejdżan'2003
»  Ojciec wybrał, naród głosował
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]