podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » ARG-E BAM - Miasto widmo na skraju pustyni
reklama
Maciej Zych
zmień font:
ARG-E BAM - Miasto widmo na skraju pustyni
Geozeta nr 2
artykuł czytany 6656 razy
O Bamie usłyszeliśmy w Teheranie. Do tej pory Iran kojarzył się nam z zabytkami Isfahanu, Meszhedu, Persepolis. Jednak nasi teherańscy znajomi częściej niż o tamtych miastach wspominali o Bamie, a właściwie o położonym na jego peryferiach Arg-e Bamie, mieście duchów znajdującym się na starym szlaku handlowym przebiegającym przez pustynię. Nasz przewodnik Lonely Planet podawał o tym miejscu bardzo skromne informacje, jednak to co do tej pory już usłyszeliśmy pobudziło naszą ciekawość do tego stopnia, że postanowiliśmy odwiedzić to miasto. Okazja nadarzyła się gdy przebywaliśmy w Kermanie. Jednodniowy wyjazd do Bamu położonego stąd w odległości dwustu kilometrów wydawał się być rzeczą oczywistą. Rano wsiadamy więc do autobusu relacji Kerman - Zehedan i ruszamy w drogę poprzez góry Kuh-e Rud. Trasę pokonujemy w niecałe trzy godziny jadąc jak szaleni, wyprzedzając na zakrętach i w tunelach, co rusz używając donośnego klaksonu, przy pomocy którego to kierowca zmuszał mniejsze pojazdy by ustąpiły nam drogi. Co jakiś czas w rowach lub na poboczu widać było czym może się skończyć taka jazda. Wypalone wraki autobusów i ciężarówek nie robiły jednak wrażenia na pasażerach. Ensha'allah - będzie jak zechce Allah - a nam pozostaje tylko zawierzyć Jego wyrokom - mówili. Za oknami krajobraz stawał się coraz bardziej surowy. Góry wypalone słońcem powoli przechodziły w słoną Pustynię Lota (Kevir-e Lut), na której skraju znajdował się cel naszej podróży. Autobus zbliża się do Bamu. Zaczynamy się wypytywać pasażerów gdzie należy wysiąść by dostać się do ruin. I tu nagle okazało się, że nikt tego dokładnie nie wie, każdy radzi nam coś zgoła innego niż pozostali, większość twierdzi, że musimy jechać jeszcze dalej. W końcu dzięki ich radom wysiadamy gdzieś kilkanaście kilometrów za miastem, niedaleko jakiegoś nieczynnego jeszcze kompleksu turystycznego noszącego w swej nazwie słowo "arg". Widocznie sądzili oni, że turyści chcą znaleźć hotel, a nie jakieś tam resztki starego miasta. W około ani żywej duszy, w oddali majaczą przedpola Pustyni Lota, żar leje się z nieba. Postanawiamy wrócić do miasta. Perspektywa kilku godzin marszu w tych warunkach wcale się nam nie uśmiecha. I nagle na horyzoncie pojawia się samochód podążający w tym samym kierunku co i my. Po chwili siedzimy w środku i jedziemy do celu naszej podróży. Nasz miły kierowca postanowił zawieść nas pod same mury Arg-e Bamu, który jak się okazało faktycznie leży za dzisiejszym Bamem, tyle że z zupełnie innej strony niż ta gdzie nas początkowo wysadzono. Przejeżdżając przez miasto będące oazą na skraju pustyni nie widzimy żadnego z jego mieszkańców lecz fakt ten nas nie dziwi. Przecież dzisiaj jest piątek, czyli muzułmańska niedziela, a pora dnia o której przybywamy - południe - zagania wszystkich do wnętrza chłodnych domów. Lato tego roku i tak miejscowi określali jako chłodne - niecałe 40°C w cieniu to o 10° mniej niż zwykle o tej porze roku.
Arg-e Bam urzekł nas od pierwszej chwili. Potężne mury wyrastające spośród gajów palmowych robią niesamowite wrażenie. Wchodzimy do środka wąską i krętą bramą wjazdową, za którą ukazuje się naszym oczom labirynt ulic wijących się pomiędzy zabudowaniami. Jesteśmy dziś jedynymi zwiedzającymi, pierwszymi Polakami jakich spotkał Madżid - student historii pracujący tutaj w czasie wakacji. Szybko się zaprzyjaźniliśmy i razem rozpoczynamy zwiedzanie tego świadectwa perskiej historii. Nasz przewodnik prowadzi nas najpierw na mury obronne, z których możemy ogarnąć cały kompleks. Nazwa arg oznacza ufortyfikowane miasto położone u stóp cytadeli, w której oprócz zabudowań wojskowych miał swój pałac książe lub namiestnik. I tu rzeczywiście ponad morzem domów góruje ufortyfikowana budowla położona na wzgórzu we wschodniej części miasta. Swym układem przypomina średniowieczne zamki europejskie lecz w przeciwieństwie do nich zbudowana jest, podobnie jak całe miasto, z suszonych na słońcu cegieł wyrabianych z mułu i czasami utwardzanych słomą. Miasto całe otoczone murami ma kształt prostokąta ze ściętym jednym rogiem o wymiarach 450 na 550 metrów i powierzchni nieco ponad 20 hektarów. Schodzimy z murów i zapuszczamy się w stare uliczki bazaru i innych części grodu. Podobno pierwsze miasto istniało tu jeszcze przed pojawieniem się islamu, w VI wieku gdy w Persji panowała dynastia Sasanidów. Najstarsze budowle datuje się na XII wiek, jednak rozkwit miasta przypada na czasy panowania dynastii Safawidów, czyli na XVI - XVIII wiek, kiedy to Bam był centrum handlowym i kulturowym tych obszarów państwa. Właśnie w XVIII wieku powstała w dzisiejszej formie górująca nad miastem cytadela. Gdy szlaki handlowe przestały tędy przebiegać miasto podupadło i opustoszało. Zaniedbane domy, meczety, bazary, pałace, place, karawanseraje, czyli odpowiedniki naszych zajazdów, mury i cytadela powoli niszczały, a właściwie rozpuszczały się w wyniku działalności deszczu. Obecnie prowadzone tu są prace renowacyjne, wielu domostwom i budynkom użyteczności publicznej przywraca się dawny kształt, większość jednak straszy jeszcze zawalonymi dachami, rozmytymi ścianami, ciemnymi pieczarami dawnych izb.
Chodzimy po rozpalonych uliczkach, zaglądamy do ruin, gubimy się w labiryncie wąskich przejść miedzy budynkami. Za każdym zakrętem drogi wyłania się nowe cudo. A to wyremontowany meczet, a to ruiny starej łaźni, plac targowy, stary bazar. Wszystko to w monotonnych piaskowych barwach, żadnego koloru, żadnej choćby najmniejszej roślinki. Chodzi się tu jak w labiryncie. Szerokie ulice raptem kończą się ślepo ścianą, wąskie przejścia wewnętrzne między domami nikną wśród ruin. Czasem uda się wyjść na ulicę wyłomem w ścianach domów. Nie gubimy się tylko dzięki naszemu przewodnikowi, który zawsze znajdzie jakieś ukryte przejście, którego istnienia nawet byśmy się nie spodziewali. Tak klucząc dochodzimy do murów cytadeli. Przechodzimy przez bramę i na wprost nas wyrasta ufortyfikowana góra na której szczycie wznosi się pałac książęcy. Idziemy drogą, która skręca w lewo kierując się do stajni. Są one już wyremontowane i swymi rozmiarami przewyższają większość budowli w mieście. Mają kształt prostokąta pośrodku którego znajduje się dziedziniec z centralnie usytuowaną łaźnią. Wokół niego rozmieszczone są cztery kompleksy stajni, każdy wzdłuż jednego boku dziedzińca. Do każdego prowadzą tylko jedne niezbyt duże drzwi, a ich dachy mają kształt charakterystycznych kopułek przypominających miseczki ustawione na stole dnem do góry. Nie tylko konie miały tu swój przytulny kąt, ale też i wielbłądy, z których usług miejscowi korzystali nie rzadziej niż z usług tych pierwszych. Kierujemy się stąd drogą prowadzącą w górę, na drugi poziom cytadeli. Znajdujemy tu liczne pomieszczenia wojskowe: koszary, magazyny, dziedziniec artyleryjski, gdzie dawniej znajdowały się armaty strzegące miasta i inne budowle wykorzystywane przez wojsko. Chodzimy po różnych pomieszczeniach, wchodzimy i schodzimy po wąskich schodkach i drabinkach. Prace remontowe jeszcze się tu nie zakończyły lecz zabudowa cytadeli, najlepiej zachowana spośród budowli miasta, pozwala w pełni podziwiać kunszt dawnych budowniczych, ogarnąć surowość tego miejsca. Nasyciwszy oczy wspinamy się wąską ceglaną drogą na sam szczyt wzgórza, na trzeci poziom. Znajduje się tu pałac książęcy nazywany Czahar Fasi, co po persku znaczy Cztery Pory. Jest on bardzo mały, składa się z czterech malutkich pokoików położonych wokół dużej sali bez ścian, tylko z kolumnadą. Gdy trzeba było postawić ścianki działowe rolę tę spełniały parawany rozstawiane między kolumnami. Budzi zdziwienie niemal klasztorna surowość i ascetyczność tej budowli w porównaniu ze wspaniałymi opisami pałaców książęcych z opowieści 1001 nocy. Poza tym niektóre siedziby poza obrębem cytadeli zdawały się być większe od pałacu władcy. Tuż obok znajduje się jeszcze bardziej surowy dom zarządcy, który w imieniu księcia zajmował się codziennymi sprawami grodu. Przylega do niego kilkupiętrowa wieża obserwacyjna mająca przekrój zbliżony do kwadratu i zwężająca się ku górze. Na jej szczyt prowadzą schody tak wąskie i niskie, że z trudem przeciska się przez nie jedna osoba. Wieża ta służyła do obserwacji okolicy i ostrzegania mieszkańców przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Czasy świetności Bamu były również czasami wielu wojen, lecz miasto dzięki swej cytadeli i potężnym murom nie zostało nigdy zdobyte. Teraz z wieży rozciąga się wspaniały widok na odległe góry i pustynie oraz na całą oazę Bam z położonymi zaraz za murami i ciągnącymi się na dużych obszarach gajami palm daktylowych. To z Bamu pochodzą najlepsze w Iranie czarne daktyle eksportowane na cały świat oraz jedne z najlepszych owoców cytrusowych. Tam gdzie nie strzelają w niebo pióropusze i pojawia się wolna przestrzeń widać stadka kóz i owiec posilających się byle jakim zielskiem. Dostrzec można też majestatycznie kroczącego wielbłąda, odwiecznego przyjaciela ludzi pustyni. Pomiędzy palmami przemykają bardzo pospolite tu osiołki. Objuczone pakunkami i ponaglane przez właścicieli, z filozoficznym spokojem znoszą swoją dolę, czasami tylko wyrażając swe zdanie na temat ich aktualnej sytuacji życiowej doniosłym rykiem.
Schodzimy z wieży i Madżid prowadzi nas jeszcze na mały placyk za pałacem. Znajduje się tam studnia zaopatrywająca w wodę najwyższe partie cytadeli mająca kilkadziesiąt metrów głębokości, zapewniająca mieszkańcom zawsze pod dostatkiem świeżą i chłodną wodę. Wychodzimy z ciemnych i mile chłodnych pomieszczeń znowu na rozpalone ulice miasta. Żar lejący się z nieba nie ustępuje, pragnienie z każdą chwilą się potęguje. Dochodzimy do kranów z wodą jednak jest ona tak gorąca, iż nie sposób wziąć ją do ust. Trudno, trzeba będzie się jeszcze przez jakiś czas bez niej obejść. Idziemy zobaczyć stary karawanseraj, w którym podróżni mogli odpocząć, odświeżyć konie i wielbłądy przed lub po męczącej drodze przez pustynię. Odwiedzamy też placyk na którym wyrabia się starym sposobem cegły wykorzystywane przy odbudowie zabytków. Muł do produkcji cegieł przygotowuje się usypując z niego niewysoki kopczyk, przypominający kształtem wulkan, do którego leję się wodę. Po wymieszaniu powstaje masa, której po odsączeniu nadaje się przy pomocy desek kształt cegłówek i pozostawia na placu by słońce wysuszyło je i stworzyło pełnowartościowy budulec. Sposób ten choć bardzo stary nadal jest powszechnie wykorzystywany na tych suchych obszarach.
Potem kierujemy się do bramy miejskiej i opuszczamy to stare miasto. Idziemy zanurzyć się w chłodzie restauracji położonej po drugiej stronie drogi biegnącej wzdłuż murów grodu. Delektując się świeżymi sokami owocowymi wymieszanymi z lodem rozmawiamy jeszcze długo z Madżidem o historii miasta, o Iranie, o Polsce. Za oknami widać to cudowne miasto, po oddzielającej nas od niego drodze przejeżdża od czasu do czasu jakiś rozklekotany samochód, przechodzą osiołki, przepędzane jest stadko owiec. Gdy wracamy do centrum dzisiejszego Bamu jest już ciemno. Na ulicach panuje normalny ruch, restauracje zachęcają przechodniów smakowitymi zapachami, herbaciarnie zapraszają na świeży aromatyczny czaj. Po obu stronach ulic bieleją w ciemnościach "drzewa duchy", czyli sprowadzone z Australii eukaliptusy odporne na miejscowe warunki klimatyczne. Ich jasna, łuszcząca się kora nadaje ciemnością posmak tajemniczości. Odnajdujemy dworzec autobusowy i nie bez pewnych kłopotów natury językowej kupujemy bilety na najbliższy autobus do Kermanu. Odjeżdżamy grubo po czasie i rozpoczynamy szaleńczą nocną jazdę. Światła miasta giną w dali za nami, ciemność nie pozwala cieszyć się widokami. Wspominamy dzisiejszy dzień, miasto widmo położone w oazie na skraju pustyni, wpisane przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury. Jesteśmy pewni, że kiedyś tu jeszcze wrócimy, może za parę lat, a może później. Lecz czy Arg-e Bam całkowicie odrestaurowany, z wieloma turystami przemierzającymi jego uliczki nie straci swego niepowtarzalnego uroku. Zobaczymy. Khoda hafez Arg-e Bam - żegnaj mieście pustyni.

Informacje praktyczne

Bam leży w południowo - wschodnim Iranie w prowincji Kerman, na Wyżynie Irańskiej, u południowo - wschodniego podnóża gór Kuh-e Rud, w oazie na skraju pustyni Kevir-e Lut. Od Teheranu dzieli go 1260 km. Znajduje się w jednej trzeciej drogi z Kermanu do Zehedanu, na trasie łączącej stolicę Iranu z Pakistanem, dlatego może się stać przyjemną przerwą w podróży do lub z Pakistanu. Liczy ponad 30000 mieszkańców. Z Teheranu można się tu dostać albo kursującym raz dziennie autobusem bezpośrednio do Bamu mającym przystanek w centrum miasta albo kilkoma autobusami dziennie relacji Teheran - Zehedan, które zatrzymują się kilka kilometrów od centrum na dużej stacji benzynowej. Podróż trwa około 21 godzin, a bilet w obu przypadkach kosztuje ok. 3,5 USD, a dojazd ze stacji benzynowej do ruin taksówką ok. 0,5 USD, 1 USD. Z Kermanu i z Zehedanu jest kilka autobusów dziennie, którymi jazda trwa odpowiednio ok. 3 i 6 godz., a bilety kosztują 0,7 USD i 1,3 USD.
Aby dostać się do Teheranu z Polski najwygodniej jest kupić bilet powrotny typu open na kursujący raz w tygodniu autobus do Stambułu (cena w obie strony 100 USD, dwa dni jazdy), a potem u irańskiego przewoźnika bilet na kursujący codziennie autobus do Teheranu za 25 USD od osoby (bilet kupiony w Teheranie do Stambułu u tego samego przewoźnika kosztuje 17 USD), przejazd zajmuje ponad 50 godzin. W sumie podróż zajmuje 5 dni, a cena biletu w jedną stronę wynosi 75 USD.
Strona:  [1]  2  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA