Nazare
artykuł czytany
13222
razy
Do dziś zachowała się w Nazare tradycja żałobna. Kobieta, której mąż umiera, do końca życia chodzi w czerni. Zazwyczaj nie wychodzi drugi raz za mąż, gdyż tradycja sprzeciwia się temu. Wdowcy także ubierają się w czarne stroje, jednak im, po okresie żałoby, wolno ponownie się żenić.
Na plaży oglądamy siatki, na których suszą się sardynki i dorsze. Te ostatnie są szczególnie ulubione przez Portugalczyków. Miłość do tej ryby jest zjawiskiem trudno zrozumiałym dla przybysza z zagranicy, a Portugalczyk nie wyobraża sobie życia bez bacalhau.
Pod koniec XV w. żeglarz Joao Fernandes Lavrador dotarł do wybrzeży Ameryki. Stwierdził, że wody w tym rejonie roją się od wspaniałych ryb. Złapano ich tyle, że można było wyładować statki ogromnymi zasolonymi tuszami. Kiedy po kilku miesiącach okręty Lavradora powróciły do Porto, okazało się, że ryby doskonale zniosły podróż i po wymoczeniu w morskiej wodzie (dla usunięcia nadmiaru soli) nadają się do jedzenia.
Podobno Portugalczycy znają 365 sposobów przyrządzania bacalhau, na każdy dzień roku. Mnie najbardziej smakował bacalhau gotowany i wymieszany z ziemniakami, cebulą, jajkiem, sosem beszamelowym, a potem jeszcze zapiekany posypany serem. Pychota! Niestety, gotowany w tradycyjny sposób nie smakuje ani nie pachnie zbyt przyjemnie.
Wędrujemy po żółtej, szerokiej plaży zanurzając nogi w chłodnym oceanie z przykrością myśląc, że wkrótce trzeba będzie opuścić to urocze miejsce. Majka nie pozwala nam się smucić, obiecując, że dalsza trasa naszej wycieczki obfitować będzie w równie piękne miejsca. Ufając w jej słowa wyruszamy dalej na zawsze zachowując w pamięci miasteczko, w którym, jak nigdzie indziej, znaleźć jeszcze można żywe ślady dawnych tradycji.
* * *
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż