Malta - kraj dla aktywnych
artykuł czytany
4358
razy
Wybrzeże Malty jest bardzo urozmaicone. Nie ma tu wielu piaszczystych plaż, za to istnieje mnóstwo małych zatoczek ukrytych wśród skał - w sam raz dla osób, które szukają spokoju i intymności. Mnie najbardziej jednak urzekło klifowe wybrzeże, gdzie w pionowych okrutnie wyglądających skałach znajdują się tajemnicze groty. Wzdłuż wybrzeża można popłynąć łódką, która wpływa do Groty Błękitnej, Okrągłej, Kociej, Lustrzanej... Woda jest tak przezroczysta, że z łódki możemy zobaczyć każdy kamyczek leżący na głębokości 8-10 metrów.
Wyspa Gozo jest pięć razy mniejsza od Malty. Turyści odwiedzają ją zazwyczaj podczas jednodniowych wycieczek. Tych, którzy przyjeżdżają tu na tydzień czy dwa, jest niewielu, dlatego Gozo w porównaniu do Malty jest cicha i spokojna. Rzadko można spotkać duże hotele. Turyści wolą noclegi w wiejskich gospodarstwach, wiatrakach zaadaptowanych na pensjonaty czy małych domkach położonych nad morzem. Wszędzie - wzdłuż dróg, na placach i gdzie się tylko da, rosną kwitnące oleandry. Ich kolorowe kwiaty pięknie kontrastują z ciemnożółtą barwą budynków i skał. Największą krajobrazową atrakcją jest Lazurowe Okno - potężna skała klifowa z wyżłobionym przez wiatr i wodę wielkim otworem.
Między Maltą i Gozo znajdziemy trzecią co do wielkości wyspę kraju. Zamieszkują ją na stałe zaledwie cztery osoby. Sami panowie. Gdy spotkaliśmy jednego z nich, powiedział nam, że czterdzieści lat temu mieszkało na Komino 60 osób. Ponieważ życie jest tu bardzo trudne, wszyscy wyjechali. On i jego bracia postanowili zostać. Pracują w jedynym hotelu na wyspie, który upodobali sobie bardzo bogaci turyści. Podobno obiad w nim kosztuje prawie tyle co cały pobyt w niewielkim hotelu na Malcie. Kiedyś, dawno temu zsyłano na wysepkę wygnańców, później chorych na zakaźne choroby. Pozostał po nich opustoszały budynek szpitala i niewielki cmentarzyk.
Przed południem małe bary zapełniają się tubylcami. Okazuje się, że większość z nich nie wyobraża sobie dnia bez przekąski zwanej pastizzi. Gorące francuskie ciasto skrywa w swym wnętrzu niespodziankę - biały ser, zielony groszek, albo mięso. W pastizzeriach spotykają się robotnicy, urzędnicy, nauczyciele. Zjadają "drugie śniadanie", popijają najpopularniejszym bezalkoholowym napojem "kinnie" i wracają do pracy. Po kilku godzinach życie w miastach i wioskach zanika. Ci, którzy spacerują między godzinami 13. i 16. to na pewno turyści. Maltańczycy w tych godzinach mają sjestę. Zamykają biura, banki, sklepy, udają się do domów na lunch i południową drzemkę. Z lekkim uśmieszkiem patrzą na tych, którzy w południe idą na plażę czy basen. Oni z morskich kąpieli korzystają późnym popołudniem. Gdy my udajemy się już spać, mieszkańcy wyspy dopiero rozpoczynają zabawę. Koło 22-ej zapełniają się restauracje, wszędzie gra muzyka, a kolorowe światełka i neony sprawiają, że czujemy się jak w lunaparku. Najbardziej zaskoczyła mnie ilość podawanych potraw. Przystawki, którymi są najczęściej warzywne sałatki czy owoce morza są tak duże, że zazwyczaj wystarczają za cały posiłek. Podawane są zazwyczaj z chlebem czosnkowym lub posmarowanym pomidorową pastą. Gdyby jednak ktoś nadal był głodny, ma do wyboru niezliczoną ilość potraw - od włoskich makaronów przyrządzanych na setki sposobów, poprzez ryby, owoce morza po narodową potrawę - fenkatę czyli duszonego królika. Nie sposób nie spróbować maltańskiego wina, które (szczególnie domowe) jest lekkie i niedrogie.