Zielonozłoty trzeboński skarb
artykuł czytany
1994
razy
Gospodarstwo rybackie w Trzeboniu na południu Czech od niedawna ma specyficzne wydatki. Każdemu myśliwemu, który przyniesie dziób zastrzelonego kormorana, wypłaca 300 koron. Jako, że kormorany są w Czechach pod ochroną, rybacy musieli wyprosić zgodę na odstrzał tych ptaków w ministerstwie środowiska naturalnego. Co się stało? Największe w całej Europie trzebońskie stawy rybne od kilku lat pustoszone są przez kormorany - dorosły osobnik wcale nie musi być bardzo głodny, aby dziennie spałaszować kilogram ryb. Największa żarłoczność tych ptaków występuje wiosną i jesienią, kiedy to na stawach pojawiają się ich stada liczące 2 tysiące sztuk. Lokalna administracja podejrzewa, że część myśliwych inkasuje pieniądze nie tylko za kormorany ustrzelone w rejonie rybnego kompleksu. Trudno to udowodnić, lecz pokusa niezłego zarobku inspiruje plagę kłusownictwa. Fakt, liczba kormoranów w całej Europie gwałtownie wzrosła i uciążliwe stały się ich kulinarne eskapady, ale populacja ptaków musi być monitorowana.
Ziemia czeska nie obfituje w śródlądowe akweny, więc tysiące hektarów lustra wody w okolicach Trzebonia stanowią nie lada atrakcję. Zakładane już w drugiej połowie XIV stulecia rybniki przeżywają obecnie swoją kolejną młodość. Pamiętające czasy Karola IV stawy przez całe wieki produkowały karpie dla dworów Wiednia, Pragi i Salzburga. Smak szlachetnej trzebońskiej ryby znano na Hradczanach, w Kutnej Horze, Bratysławie i niedalekim Czeskim Krumlovie. Dziś miejscowe karpie wysyłane są do wielu krajów, a ich konkurencyjna cena zagraża istnieniu polskich gospodarstw rybackich.
Połowa listopada to w województwie Południowoczeskim rybackie żniwa i okres największej nerwowości. Lenka Vedralova, ichtiolog działająca na własny rachunek, też ma pełne ręce roboty. Jej jeep wrangler w ciągu każdego dnia wielokrotnie zmienia miejsce parkowania. Jej przenośne laboratorium rozkładane jest na groblach dziesiątków stawów. Zapełniają się różnego rodzaju pojemniczki, woreczki i szklane płytki. Łuski, śluz, ścinki płetw i próbki wody poddane zostaną skrupulatnym badaniom już w domowej pracowni Lenki. Moja znajoma odpowiada za wszechstronne przebadanie trzebońskich ryb przed dopuszczeniem ich do konsumpcji. Pani ichtiolog ma w listopadzie wielkie dochody ale też i odpowiedzialność jej jest wielce poważna. Karpie, sumy, mareny i węgorze z Kotliny Trzebońskiej są renomowanym produktem, z którego korzystają najbardziej ekskluzywne jadłodajnie Europy.
Listopadowe rybobranie to, oprócz ciężkiej pracy, niezwykle barwne ludowe widowisko. Już od chłodnego poranka na groblach gromadzą się ludzie. Jedni w ciężkich rybackich kombinezonach, inni w strojach zbliżonych do myśliwskich a jeszcze inni ubrani całkiem po cywilnemu. Zawsze sporo dzieciaków i podrostków z okolicznych wsi, w podnieceniu oczekujących corocznego męskiego łowieckiego festiwalu. Ludzi wciąż przybywa. Idą coraz większymi grupami od strony zaimprowizowanych parkingów. Pojawia się gastronomia na kółkach z grillami, piwem, sznapsami i pizzą. Zjeżdżają grupy turystyczne z Austrii, Niemiec i Szwajcarii. Słychać zbliżającą się orkiestrę dętą, która powoli acz zdecydowanie zagłusza niemrawe głośnikowe pienia. Nagle, na czyjeś niewidzialne polecenie, wszystko cichnie. Zamieszanie przerywa ostry dźwięk trąbki. Nad Spolskim Rybnikiem istniejącym w tej samej formie od 1372 roku narasta specyficzny zgiełk. To kilka rybackich zastępów przystąpiło do pracy. Część z nich po pas w wodzie, inni na łodziach, jeszcze inni z brzegu ceremonialnie rozpoczęli swe powinności. W użycie poszły wiosła i liny, sieci i pałki do hałasowania, sygnalizatory dźwiękowe, wiklinowe kosze i podbieraki. Łuk sieci pęcznieje i zbliża się w stronę grobli, wygina się i przybiera kształt podkowy, potem otoczony łodziami pierścień o wnętrzu wypełnionym kłębowiskiem zasadniczej wartości. Za chwilę do kontenerów powędruje dorodny, zielonozłoty skarb tych okolic - karp trzeboński. Dzień pracy kończy ceremonia pasowania na rybaka - tradycyjny obrzęd dopuszczenia do profesji dotychczasowych uczniaków i praktykantów. Członkowie cechu najpierw kilkakrotnie zanurzają głowę nowicjusza w kadzi pełnej ryb. Następnie starszy zgromadzenia z rozmachem wali ogromnym metalowym znakiem cechowym w jego wypięte miejsce, od zarania dziejów przeznaczone do takich celów...
Całkiem już dojrzały rybak, ludzki człowiek, chętnie - zapewnił - przyjmie do grona rybackiej społeczności globtrotera z Polska. Tłumek jego współbraci poparł tę propozycję z podejrzanym entuzjazmem. Wrodzona niechęć do publicznych uroczystych formalności skłoniła mnie jednak do szybkiego wycofania się z miejsca unikalnej celebry - tym razem nie zostałem więc jeszcze trzebońskim rybakiem.
* * *
Republikę Czeską znamy pobieżnie. Wiele możemy powiedzieć o Pradze, trochę o Karlovych Varach, Jesenikach albo o Harrachovie. A ten kraj oferuje dużo, dużo więcej. Jadąc do Austrii, Włoch lub na adriatyckie wybrzeże Chorwacji warto zaplanować choćby jednodniową przerwę w podróży. Myślę o górnym i środkowym biegu Wełtawy, której dolina obfituje w całkiem ciekawe atrakcje turystyczne. Paru z nich warto poświęcić trochę globtroterskiej uwagi. A to miejscu urodzin Jana Husa, wielkiego reformatora i bohatera walk o narodowe wyzwolenie, w Husincu, nieopodal Czeskich Budziejowic. A to małemu leśnemu dworkowi w Trocnowie, gdzie na świat przyszedł Jan Żiżka, przywódca taborytów i uczestnik bitwy grunwaldzkiej. Samo miasto Tabor też szczyci się pamiątkami z okresu wojen husyckich i reformacji - stąd demokratyczne idee promieniowały wszak na całą Europę. Stolica Kraju Południowoczeskiego, Czeskie Budziejowice, nie tylko browarami i dziejami Szwejka słynie. Miasto zachowało oryginalny plan średniowiecznej zabudowy śródmieścia, wielki czworoboczny rynek, otoczony pierzejami szeregującymi gotyckie, renesansowe i barokowe kamienice z podcieniami.
Najciekawszym zabytkiem regionu jest niewątpliwie miasto - muzeum Czeski Krumlov. Nieopodal Szumawy, malowniczych gór przypominających nasze Bieszczady, ulokowało się miasteczko, perełka czeskiego renesansu. Zakola meandrującej tutaj Wełtawy, dość głęboki rzeczny wąwóz i kilka wzgórz nadają architekturze całego kompleksu wiele dodatkowego uroku. Fasady kamieniczek odbijają się w lustrze wody, miniaturowe uliczki pokonują stromizny wzniesień a mnóstwa kameralnych sklepików, barków i restauracyjek z przyjemnością poszukamy w tajemniczych zakamarkach miasteczka. Około trzystu budowli Krumlova kilkanaście lat temu wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Mimo, że najcenniejszymi zabytkami są tu dzieła w stylu włoskiego renesansu, to nad miastem góruje imponujący gotycki kościół Św. Wita. Mieszaninę stylów mamy możliwość zaobserwować zwiedzając największy, po Hradczanach, zespół zamkowy Czech. Utrzymana w stylu renesansu kolorowa wieża zamczyska widoczna jest z daleka. Kilka dziedzińców, ciekawy most płaszczowy i bogate wnętrza świadczą o przepychu, jakim otaczali się przedstawiciele rodu Rožemberków, do których należała budowla. Słynna sala maskowa, unikalny barokowy teatr, obrotowa scena letniej rezydencji i rokokowa fontanna w ogrodzie ściągają tu artystów prezentujących rozmaite spektakle. W Krumlovie organizuje się także imprezy cykliczne o światowej renomie, jak choćby Festiwal Muzyki Dawnej. Zniszczenia spowodowane tragiczną powodzią 2001 roku usunięto niedawno i miasto znowu odwiedzane jest przez setki tysięcy gości z całego świata. A nową specjalnością grodu nad Wełtawą jest organizacja kongresów, czemu sprzyja profesjonalne zaplecze, mogące zadowolić dygnitarzy z Genewy, Brukseli czy Rzymu.
Przeczytaj podobne artykuły