Abchazja - walka o raj
Geozeta nr 4
artykuł czytany
26022
razy
"...Legenda głosi, że człowiek, który spotka rzekę śpiącą na skłonie góry, będzie mógł poprosić ją o spełnienie swoich pragnień i marzeń. Jeśli ty spotkasz taką rzekę, to poproś ją o spełnienie tylko dwóch pragnień: po pierwsze, niech rzeka sprawi aby w szczęściu i dostatku żyła nasza kraina Abchazja, po drugie niech w szczęściu i spokoju żyje matka twoja. Bo nie może być na świecie nic ważniejszego i nic piękniejszego ponad te dwa pragnienia..." -- Z toastów abchaskich.
Po moich kilku podróżach w latach 1988-1991 Abchazja wydawała mi się krajem miodem i winem płynącym, z radosnymi i gościnnymi ludźmi oraz ze wspaniałą przyrodą. Jakież było moje zaskoczenie podczas wakacji 1992 r. Po plażach, zamiast wczasowiczów przechadzały się uzbrojone bandy, które skutecznie przekonały tych, którzy mimo wszystko tu przyjechali, że tłuste lata abchaskiej riwiery już się skończyły. Próby kradzieży na każdym kroku. Jezioro Rica - klejnot kaukaskiej przyrody - niedostępny. Na jedynej doń drodze okupacja miejscowych i żaden rozsądny kierowca tam nie pojedzie. Bajeczna jaskinia nowoafońska świecąca pustkami...
Dużo się zmieniło
"Dojeżdżamy do Inguri. Za rzeką rozpościera się już Abchazja" - pisał w połowie lat 80-tych Tadeusz Lankamer w książce "Słoneczne Zakaukazie". 19 stycznia 1994 roku Agencja ITAR-TASS, powołując się na Ministerstwo Bezpieczeństwa Gruzji, doniosła, iż abchascy żołnierze wysadzili w powietrze most na rzece Inguri, łączący Abchazję z Gruzją. Dwa jakże odmienne zdarzenia, wiąże to samo miejsce, a dzieli niecałe 10 lat. Przejeżdżałem przez ten most i aż trudno sobie uzmysłowić, że go już nie ma. Nocowałem w hotelu Tkwarczeli w Suchumi, otoczonym palmami, z widokiem na błękitną toń Morza Czarnego i ciężko sobie wyobrazić, że został zrównany z ziemią. W oryginalnej restauracji wybudowanej na ruinach starożytnych murów kolonii greckiej - Dioskurii - liczących 2500 lat, spędzałem miłe chwile, w towarzystwie niezwykle gościnnych i zawsze uśmiechniętych miejscowych ludzi... Co jeszcze zmiotły z powierzchni ziemi gruzińskie czy abchaskie rakiety lub bomby? Światowe agencje nie przekazywały informacji o tym co zniszczono. Nikogo to przecież nie interesowało, czy zbombardowano jeden, czy dwa dworce kolejowe. Ważniejsze było to co działo się z ludźmi. Dla kogoś, kto tam nie był, oczywiste było tylko jedno - w Abchazji ginęli ludzie. Ale poza tym działo się tam coś jeszcze. Zniszczone zostało drugie Lazurowe Wybrzeże ze wspaniała przyrodą. Obróciły się wniwecz pamiątki starożytności - pozostałości starogreckich koloni, świątynie z pierwszego tysiąclecia...
Abchazja chciała niepodległości. Głównie dlatego we wrześniu 1992 roku wybuchł konflikt z Gruzją. Świat spokojnie przyglądał się, rozgrywającej się na jego oczach tragedii. Wojna, śmierć i masowy exodus ludności. Oficjalnie wojna została zakończona - władze podpisały dokumenty latem 1994 roku, ale ludzie jeszcze długo mieli czekać na normalne, godne życie.
Wydaje się, że zmarnowano wielką szansę dla Abchazji i zamknięto ją na długo dla świata. Przecież gdyby postawiono na rozwój turystyki, zamiast wojny byłby tu istny raj dla turystów. Bo jak można inaczej powiedzieć o obszarze, na którym przeplatają się krajobrazy od nadmorskich, przez bujne, zielone lasy podzwrotnikowe do królestwa wiecznych śniegów i lodowców. Nadmorska Abchazja - kraj o najcieplejszym klimacie byłego ZSRR, z licznymi zabytkami z pierwszego tysiąclecia. Wapienne góry z rzeźbą krasową, poprzetykane jaskiniami i jeziorami, z przekraczającym 1400 m w pionie, jednym z najgłębszych systemów szczelinowych świata. Kraj, w którym dojrzewają owoce cytrusowe, a palmy i eukaliptusy dają wymarzony cień. Gdzie ochładza rześki wiatr od lodowców i zachwyca kwitnący rododendron. O pięknie tej krainy pisać można by długo ale te walory zeszły na dalszy plan...
Zaczynało się lato '92
Jeszcze trochę wysiłku i za chwilę przełęcz Kłuchorska - najwyższy punkt Wojennej Drogi Suchumskiej, będący zarazem granicą między Rosją i Abchazją (Gruzją). Już za moment magiczny świat wiecznie zielonego Apsny i błękit jego lazurowego wybrzeża. Po abchasku Apsny znaczy kraj duszy i tak określana jest ta kraina. Na przełęczy zaskoczyły nas jednak nie pomniki czy obeliski na wysokości prawie 3000 m n.p.m., ale wieczne śniegi i lodowce okryte gęstymi ciemnymi chmurami. Szara biel lodowców, miejscami poprzetykana burością moren i wystających skał. Ponury i przygnębiający krajobraz bardziej przypominający Alaskę, a nie słoneczną Abchazję, świadczy o różnorodności przyrody tego małego zakątka planety. Nadchodzące czarne chmury były zapowiedzią wielu tragicznych dni w historii jego narodu. Do autobusu musieliśmy wędrować o ponad 10 kilometrów dalej niż zazwyczaj ponieważ dzień wcześniej rzeka, w której przybrały wody z gwałtownie topniejących lodowców, zniszczyła most.
Kilka kilometrów dalej, mieszkańcy jednej z wiosek żegnając się z nami wypowiedzieli budujące słowa: "pamiętajcie na przyszłość, kiedy będziecie tu za rok, nie ma dla was innej drogi, jak przez naszą zagrodę...". Biedni ludzie, zapewne przez głowę nie przeszła im myśl, że ani za rok, ani za dwa ich nie odwiedzimy. Nie przypuszczali zapewne, że kilka tygodni później drogą tą przerzucana będzie broń dla ich braci walczących o wolność i niepodległość Abchazji. Było to na początku lipca 1992 roku i już wtedy mówili, że żyje im się bardzo ciężko i nie wiadomo jak to będzie dalej. Ceny rosły coraz szybciej i nie mieli pieniędzy na ubranie, a jedzeniem było tylko to, co wyrosło na własnym polu. Brak było funduszy aby wysłać dzieci do stolicy na naukę (do szkół podstawowych!), drożał transport, ale mimo wszystko patrzyli optymistycznie w przyszłość.
Jechaliśmy autobusem. Prawie wszyscy miejscowi mieli przypięte do ubrań, na wysokości serca, znaczki ze zdjęciami swoich najbliższych. Już przed "oficjalnym" rozpoczęciem wojny abchasko-gruzińskiej ginęli tutaj ludzie. Tuż przed Suchumi, mijaliśmy kondukty żałobne. Wcześniej była to rzadkość. Abchazowie słyną z długowieczności, a tu zaczęli ginąć młodzi ludzie...! Uciekajcie, bo was okradną a może i zabiją - mówili nam miejscowi kilka dni później. Tu, w słonecznej, gościnnej Abchazji?! Wiedzieliśmy już, że sytuacja jest napięta, ale tu wśród malowniczych szczytów, huczących wodospadów, kolorowych łąk alpejskich i wiecznie zielonych lasów subtropikalnych? Zastanawialiśmy się jeszcze kto i dlaczego? Wydawało się, że nie Abchazowie, bo to oni nas przestrzegali prawie na każdym kroku. Mili poczciwi ludzie pragnący wolnego, niepodległego kraju. Były to przede wszystkim skutki rozpadu kolosa jakim był ZSRR. Niemal wszystkie narody chciały mieć własne państwo i stanowić o sobie. Łatwy dostęp do broni... i w rezultacie istna puszka Pandory czekająca na swój wybuch.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż