365 dni na 77°N - korespondencja ze Spitsbergenu
Geozeta nr 7
artykuł czytany
2414
razy
Moja podróż do tej wspaniałej polarnej krainy rozpoczęła się niestety o wiele wcześniej niż 27 czerwca, kiedy to nasz statek opuścił gdyńskie nabrzeże i skierował swój dziób w spienione fale północnych mórz i oceanów.
Niestety, ponieważ na kilka miesięcy przed wyprawą, rozpoczęły się liczne nudne szkolenia, nie mające wiele wspólnego z piękną i dziką Arktyką, opisywaną w wielu książkach przez badaczy północy. Nikogo to jednak nie zniechęciło, bo dobrze wiedzieliśmy, że prawdziwa przygoda zacznie się na miejscu, a kursy prędzej czy później się skończą. Podobnie zresztą jak kolejne badania lekarskie nie obejmujące na szczęście swoim zakresem naszego stanu psychicznego. Przyznaję, że ostatnie tygodnie przed wypłynięciem były dla mnie najgorsze. Jak zwykle w takich przypadkach wszystko załatwia się w wielkim pośpiechu i w ostatniej chwili, bo przecież kilka miesięcy to o wiele za mało żeby kupić sobie czapkę lub filtr do aparatu nie wspominając już o rocznym zapasie pasty do zębów. Krótko mówiąc do pakowania bagażu, który zabierałem ze sobą na dwanaście miesięcy zesłania przystąpiłem około godziny dwudziestej pierwszej czyli na dziesięć godzin przed odjazdem pociągu do Gdyni.
Gdy po tych nerwowych przygotowaniach znalazłem się wreszcie w porcie, myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej wsiąść na statek i popłynąć w górę naszego globu (ten kierunek jest chyba nazywany przez geografów północą), do tego magicznego miejsca, które miało się stać na najbliższy rok naszym domem.
Wyprawa, w której uczestniczyłem była XXI kolejną ekspedycją począwszy od roku 1978. Od tego bowiem momentu nieprzerwanie prowadzone są tam liczne badania geofizyczne, środowiskowe i glacjologiczne. Sama stacja została założona o wiele wcześniej, bo już w lipcu 1957 r. przez Wyprawę Polskiej Akademii Nauk, pracującą w ramach Międzynarodowego Roku Geofizycznego. Jej kierownikiem był wybitny polski badacz polarny Stanisław Siedlecki. Po roku 1958 nastąpiła niestety długa przerwa w organizowaniu całorocznych ekspedycji, co niewątpliwie nie było korzystne dla naszej nauki. Utracono bowiem możliwość stałego monitorowania środowiska i co najważniejsze przerwano ciągłość niezmiernie ważnych badań prowadzonych w tamtym rejonie Spitsbergenu.
Sytuacja zmieniła się 21 lat temu i od tego czasu nieprzerwanie co roku na przełomie czerwca i lipca zmienia się cała obsada stacji. W tym okresie płyną na Spitsbergen dwie grupy, jedna letnia - powracająca do kraju pod koniec września i druga zimująca, która pozostaje w bazie aż do przyszłych wakacji. W naszej grupie całorocznej było dziewięć osób poczynając od kierownika, poprzez dwóch meteorologów, sejsmologa, środowiskowca, jonosferyka, mechanika i kończąc na radiowcu na magnetyku czyli na mnie. O naszej stacji można powiedzieć pewnie wiele różnych rzeczy, ale chyba wszyscy są zgodni, że położona jest nad jednym z piękniejszych fiordów na Spitsbergenie. Do Hornsundu spływa wiele wspaniałych lodowców, które wraz z otaczającymi je górami tworzą naprawdę bajkowy krajobraz.
Stanisław Siedlecki w książce Dom pod Biegunem napisał: ,,Spitsbergen jest niezwykle piękny. Łączy w sobie urok trzech wielkich żywiołów: gór, morza i lodu". To wszystko w połączeniu z ciągle zmieniającą się pogodą i różnymi porami roku, potrafi stworzyć wyjątkowo malowniczy krajobraz często zaskakujący swoją bujną kolorystyką, co w przypadku rejonów polarnych może wydawać się nieco nieprawdopodobne. Tak naprawdę te tereny można nazwać krainą światła, bo to właśnie ono odgrywa tam największą rolę. Nie ma przy tym znaczenia czy jest to lato czy zima, ponieważ zarówno światło słoneczne, blask księżyca jak i zorza, potrafią stworzyć niesamowitą scenerię. Dlatego podczas całego pobytu trzeba pamiętać aby aparat fotograficzny był zawsze pod ręką. Najciekawsze sytuacje przeważnie nas zaskakują, a nie utrwalenie ich na filmie, może być przyczyną co najmniej kilku bezsennych nocy. Przez dwanaście miesięcy starałem się być wierny tej zasadzie, czego efektem jest całkiem spora ilość slajdów i zdjęć, które mam nadzieję ujrzą światło dzienne na łamach tego wspaniałego pisma.
Kończąc ten pierwszy, pilotażowy artykuł już teraz chciałbym Was zaprosić do czytania w następnych numerach Geozety m.in. o naszych stałych (i nieproszonych)gościach-misiach, o życiu w stacji polarnej, licznych badaniach na lodowcach i fiordzie, górskich (i nie tylko) eskapadach oraz wielu innych przygodach, które myślę, że powinny zainteresować każdego młodego geografa (nie piszę, że starego też, bo przecież wszyscy geografowie są młodzi).
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż