Petra – różowe miasto
artykuł czytany
12052
razy
Wędrując przez wąwóz czułam się jak maleńka istotka. Nic dziwnego, w niektórych miejscach pionowe skały osiągały wysokość znacznie ponad sto metrów. Prawdziwe zaskoczenie czekało na końcu wąskiej ścieżki. Na widok różowej budowli Skarbca każdy stawał oszołomiony i wydawał z siebie okrzyk zachwytu. Ten zachwyt towarzyszył mi przez całą wielogodzinną wędrówkę po Petrze – największej turystycznej atrakcji Jordanii.
Świt w Wadi
Przez uchylone okno w hotelu dochodzi mnie gwizd jakiegoś ptaka. Jest na tyle głośny, że nie potrafię już zasnąć. Odsłaniam zasłony i patrzę na szary, pogrążony jeszcze w nocy krajobraz. Po chwili kształty wzgórz zaczynają być coraz bardziej widoczne. Wstaje słońce oświetlając coraz większą przestrzeń. Góry nabierają blado – żółtego koloru, charakterystycznego dla pustynnych terenów Bliskiego Wschodu. Jestem w Jordanii, w małej miejscowości Wadi. W minarecie meczetu rozlega się modlitwa muezina oznajmiającego wiernym muzułmanom, że czas wstawać i oddać pierwszy tego dnia hołd Allachowi. Ja też składam hołd swemu Bogu, za to, że za chwilę znajdę się w jednym z najciekawszych miejsc na świecie – Petrze.
Może konia, może osła?
Wsiadamy do autokaru i po kilkunastu minutach zatrzymujemy się na parkingu. Przewodnik przypomina o zabraniu wody i nakrycia głowy. Na razie powietrze jest rześkie, ale za godzinę, sądząc po bezchmurnym niebie, będzie tu panował upał. Przekraczamy bramkę i idziemy płaską jak stół kamienistą drogą. – Gdzie te oglądane na zdjęciach formy skalne, gdzie grobowce i budowle w nich wykute? – zastanawiam się. Z zamyślenia wyrywa mnie okrzyk mężczyzny w długiej szacie zwanej galabiją i czerwono – białej chuście na głowie” – Może chcesz jechać na koniu, albo ośle? Zaoszczędzisz pół godziny – proponuje. Idę na piechotę, nie chcę, by cokolwiek rozpraszało mnie przy oglądaniu Petry.
Miasto w skałach
W Petrze położonej w południowej części Jordanii życie toczyło się już w okresie paleolotu i neolitu. Jednak prawdziwe miasto założyli tu prawdopodobnie w VI wieku p.n.e. Nabatejczycy - potężne plemię arabskie władające wtedy terenami późniejszej Transjordanii. Wśród gór umiejscowili swą stolicę, gdzie nie tylko mieszkali, ale także składali w wykuwanych w skałach grobowcach zmarłych. Miasto rozkwitało, gdyż w pobliżu przebiegał szlak karawan handlujących przyprawami i jedwabiem. Nabatejczycy opływali we wszystkie dobra, aż do czasów, gdy usłyszeli o nich Rzymianie, którzy najpierw zmusili ich do płacenia podatku, a potem, w 106 roku n.e. podbiliPetrę i włączyli ją do utworzonej przez siebie prowincji Arabia. Wkrótce miasto znalazło się na szlaku, którym Rzymianie połączyli Syrię z Morzem Czerwonym. Potem zawitali tu chrześcijanie, a w VII wieku podbili je Arabowie. Miasto zaczęło podupadać, a wkrótce, na skutek trzęsień ziemi opustoszało całkowicie. Usłyszano o nim i to tylko na krótko,dopiero w czasach krzyżowców, którzy na jednym ze szczytów wznieśli twierdzę. Potem popadło w całkowite zapomnienie, ku zadowoleniu Beduinów pilnie strzegących jego tajemnic. Dla świata odkrył Petrę w 1812 roku szwajcarski podróżnik Johann Ludwig Burckhardt, który usłyszał o wspaniałym mieście w skałach i używszy podstępu przekonał Beduinów, by go tam zawiedli. Podstęp polegał na tym, iż jako muzułmanin ślubował złożyć w ofierze kozę na znajdującym się w pobliżu grobie Aarona. Archeolodzy zaczęli swe prace dopiero w ponad sto lat później, a w obecnej formie turyści oglądają Petrę od 1958 roku.
Różowy Skarbiec
Wędruję głębokim wąwozem, który powstał na skutek ruchów tektonicznych ziemi, zadzieram głowę wysoko, bo szczyty ścian kanionu znajdują się ponad sto metrów nade mną. Nagle zza skał wyłania się jasna szczelina, a w niej różowa budowla. Staję jak urzeczona na widok wykutej w skale fasady z kolumnami, figurami, misternie rzeźbionymi sztukateriami. To Skarbiec, w którym podobno piraci ukrywali bajeczne skarby. Prawdopodobnie był to grobowiec jednego z nabatejskich władców. Nie sposób na ocienionym dziedzińcu nie spędzić kilku chwil, by nacieszyć oczy kunsztem dawnych budowniczych. Przed nami jednak jeszcze kilkugodzinna wędrówka wśród szczytów pełnych niespodzianek, czas więc ruszać w dalszą drogę.
Rzymskie pamiątki
Co rusz napotykamy wykute w skałach grobowce. Mam wrażenie, że cała Petra to jedna wielka nekropolia. Cóż, dawne budynki mieszkalne znikły bezpowrotnie, gdyż budowane były z materiałów, które pod wpływem wiatru i deszczu znikły wieki temu. Mijamy Grobowce Królewskie, po czym znajdujemy się w zupełnie innej epoce. Nagle bowiem pojawia się typowy dla czasów rzymskich amfiteatr, w którym mogło zasiadać osiem tysięcy widzów. Spacerujemy ulicą kolumnową i... marzymy o skrawku cienia, słońce przygrzewa już bardzo mocno. Na szczęście w pobliżu napotykamy namiot beduiński, w którym można zasiąść na materacach wyłożonych tkanymi ręcznie dywanami i napić się orzeźwiającej miętowej herbaty.
Wspinaczka z nagrodą
Koledzy proponują wspinaczkę do Klasztoru, który ukryty jest na szczycie któregoś ze wzgórz. Wiedzie do niego kręta droga z 800 stopniami. Naciskam czapkę na głowę i ruszam wraz z nimi. Mijamy fantastyczne formy skalne, które przybierają przeróżne barwy. Wyglądają, jakby ktoś pomalował je warstwowo na żółto, czerwono, fioletowo, granatowo. Skały opadają pionowo w dół ukazując malownicze wąwozy. Wędrówka staje się coraz bardziej męcząca i w chwilach słabości myślę o powrocie. Na szczęście gdzieniegdzie znajduję cień, siadam na krótki odpoczynek. Otuchy dodają mi turyści wracający z góry przekonujący, że do szczytu jest już naprawdę niedaleko. Po kilkudziesięciu minutach docieram do celu. Siadam w cieniu, na murku i wiem, że trud opłacał się. Przede mną bowiem budowla podobna do Skarbca, ale jeszcze bardziej okazała. Zapewne był to także grobowiec, później przekształcony przez chrześcijan w klasztor. Nie mam siły na dzielenie się swym oczarowaniem z innymi. Piję duszkiem litr wody i idę dalej, bowiem z drugiej strony roztaczają się zapierające dech w piersiach widoki. Jakież to szczęście, że pokonałam zmęczenie i znalazłam się na szczycie.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż