Piekło na Ziemi
artykuł czytany
5492
razy
Krok po kroku, kilometr po kilometrze, cofaliśmy się w czasie, aż do narodzin Ziemi i człowieka. Naszym celem było przeciąć piekło wędrując z południa na północ po rozgrzanych do białości piaskach. Pustynia Danakil - prawdopodobnie najgorętsze miejsce na Ziemi
Wstęp
Wszędzie upał. Tylko, gdy Land Cruisery mknęły przez pustynię dało się odczuć ruch powietrza. We wnętrzu samochodu, upchnięci jak sardynki w puszce siedzieli odpowiednio: na przodzie Dawid - kierowca. Od czasu, gdy wjechaliśmy na pustynię i zaznał smak życia bez wody porzucił swoją afrykańską beztroskę i przemienił się w stylu myślenia w Europejczyka. Jeszcze w Semerze, stolicy regionu, tuż przed wjazdem na pisaki wszystkie nasze uwagi na temat konieczności zaopatrzenia się w wodę kwitował nonszalanckim uśmiechem. Dwa dni później, gdy musiał jeść surowy makaron zamiast makaronu gotowanego, w jego głowie nastąpiła rewolucja. Gdy tylko dowiedział się, że w najbliższej wiosce Afarów jest studnia, pędził w jej kierunku jak obłąkany. Przez resztę trasy piliśmy razem z wielbłądami to, co Afarowie wydobyli tamtego dnia ze studni wydrążonej w korycie wyschniętej rzeki. To coś miało kolor uryny, smak wapnia i zostawiało piasek między zębami.
Dalej, obok Dawida i naszego awanturnika z Asale siedział kolejny, miejscowy przewodnik o słowiczym głosie. Za nimi dumna ze swej roli muzy dla pierwszego głosu pustyni Agnieszka rzucająca pod naszą nieuwagę ciepłe i radosne spojrzenia w stronę Słowika. Na tylnym siedzeniu - zarośnięty jak dziadowska miotła Gabi, no i w końcu - ja obwieszony aparatami jak pokutnik łańcuchami. Za mną siedzieli dwaj afarscy żołnierze, których sposób trzymania broni nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, że odstrzelą mi głowę gdy tylko samochód gwałtownie podskoczy na wybojach.
W kolejnym dżipie kolejny kierowca Daniel z przyklejonym do twarzy uśmiechem modela z reklamy gumy do żucia. W sam środek tego uśmiechu podróżujące z nim dziewczyny pchały jak w amoku batoniki, banany i to wszystko, co zdołały wygrzebać z podręcznych plecaków. To cud, że Daniel nie udusił się podczas tej wyczerpującej podróży. Obok niego miejsce zajął Jurek - organizator i mózg ekspedycji przeżuwający jak święta krowa czat, zielone liście wraz z łodygami, miejscowy narkotyk. Oczy naszego guru wyprawy szybko zaszły mgłą, poliki coraz bardziej pęczniały, włosy na rękach stanęły jak u przerażonego kota i wkrótce przypominał hipopotama łapiącego powietrze na chwilę przed zanurzeniem. Widok guru w tym stanie niezmiennie mnie rozbawiał, rechotałem jak zbłąkana na środku pustyni żaba i zalewałem się łzami radości. Przerażona Agnieszka wydzierała mi z ręki zielne liście czatu. Mieliśmy z Jerzym, zdaje się, animalistyczny odlot.
Na tyłach mózgu wyprawy Monika - zawsze radosna, gdy tylko na widnokręgu malowały się pagórki. Obok niej - Anka okradająca wszystkich z papierosów, dalej Wiola, psycholog "wkładający kij w mrowisko" podczas dyskusji o seksie, życiu, związkach. Wioli towarzyszył Janusz, człowiek z ćmikiem w ustach. Gdy wchodził na czterotysięczniki zapalał papierosa ot tak, dla animuszu.
Podróż
Naszym celem było przemierzyć pustynne tereny Danakil Depression. Jest to jedno z najgorętszych miejsc na Ziemi. Jej władcami są Afarowie. Każdy ma swojego kałasznikowa i wielki afro-pióropusz nad głową. Żaden nie ma odrobiny wody przy sobie. Niby nic, ale na pustynię, którą tak kochają, rocznie spada jedynie 180 mm deszczu. Nauczyli się z tym żyć. Dla mnie 18 mm płynu to trochę za mało by przeżyć. No, ale kto tu mówi, że na pustyni musisz przeżyć. Ta uwaga rozbawiła mnie tylko przez pierwszą godzinę, gdy wjechaliśmy na teren Afarów. Jeden z naszych Land Cruiserów zakopał się po zderzak w piachu i wszyscy w temperaturze 50 stopni Celsjusza musieliśmy pomagać kierowcy wydobyć się z opałów. Ciężko było wiązać koniec jednej z początkiem drugiej myśli a co dopiero pchać potężnego Land Cruisera. Silnik 4.8 litra. 250 koni mechanicznych i osiem koni pociągowych z ludzkim obliczem. Te pierwsze w piachu bezużyteczne, te drugie sapiące jak stado guźców u wodopoju pchało Toyotę przeżuwając w myślach hamletowskie dylemat.
Pustynia zmieniała kształty i barwy. Od pokrytych kurzem czarnych, wulkanicznych kamieni przez sypki, szary piach gdzieniegdzie porośnięty wyschniętą, równo ściętą jak głowa na gilotynie żółtą roślinnością. Czasem była białą, słoną taflą soli a czasem przypominała strukturą gotujące się flaki zwierzęce. Na tych rozżarzonych piaskach zwyczaje mieszkańców nie zmieniły się od narodzin Chrystusa, o ile oczywiście za jego czasów nomadzi nosili. Poza tymi małymi, niepasującymi do przedśredniowiecznej scenerii elementami - czasy biblijne. Zatrzymując się na drodze z nikąd do nikąd, w korycie wyschniętej rzeki wśród tłumu wielbłądów, w oazie niewysokich zielonych krzewów Afarowie wyrastali jak grzyby po deszczu. W szybach Land Cruiserów pojawiały się dziecięce twarze, spod wyschniętego, samotnego drzewa rzucającego skąpy, poszarpany cień obserwowały nas czujne oczy młodych wojowników, kobiety z wypalonymi na czołach znakami, ułożonymi w różnych kombinacjach bliznami na twarzach i opiłowanymi w trójkąty zębami nieruchomiały w blasku fleszów.
Po kilku dniach dotarliśmy na szczyt Ertale, jedyny na Ziemi wulkan czynny non stop, pełen tańczącej, czerwonej lawy wulkanicznej. Wcześniej znaliśmy go tylko ze zdjęć niemieckich wulkanologów, których na tyle zniechęciły próby dotarcia do wulkanu drogą lądową, że postanowili wynająć helikopter. Nam, globtroterom z Polski, albo skończyły się pieniądze albo skończyła się whiskey, nie bardzo pamiętam, ale bez obu tych rzeczy po prostu nie mam w zwyczaju latać. Należało zatem założyć trekkingowe obuwie i wejść na drogę zastygłej, czarnej lawy. Na głowę spadają tony słońca, nawet, jeśli wyjdzie się z bazy wczesnym świtem. Do dziś nie wiem, czy tam, na górze uległem fascynacji z powodu zapalenia opon mózgowych, zatrucia siarką, czy po prostu istnieją widoki zapierające dech w piersiach, obrazy wystrzeliwanych w powietrze czerwonych strupów lawy, przykrytych mgłą mistycznych krajobrazów z początków istnienia.Stojąc nad kraterem, w siarkowej mgle, w niemiłosiernym upale, czuliśmy jak zamieniamy się w popiół.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż