Przeżyć na ulicy
Geozeta nr 4
artykuł czytany
2735
razy
Rozpędzony motocyklista wcisnął się w lukę pomiędzy dwoma samochodami, skrzywił lusterko zdezelowanej taksówki, odbił się barkiem od ciężarówki wiozącej robotników i pomknął dalej, o włos ocierając się o jadący pod prąd autobus.
Taka scenka to codzienność na ulicach sześciomilionowego Teheranu. Europejczyk obserwujący ruch drogowy w stolicy Iranu, zaczyna się zastanawiać, czy obowiązują tu jakiekolwiek przepisy. Kierowcy zajeżdżają sobie nawzajem drogę, często mkną pod prąd, a skręcając, potrafią bezproblemowo przeciąć cztery pasy, nie racząc nawet użyć kierunkowskazu. Mimo to nikt się tym specjalnie nie przejmuje i nie wygraża pięścią sąsiadom z innych samochodów. Także niezbyt często używa się tu klaksonów. Podobnie jak hamulców. Widać to na przykładzie pieszych, przekraczających jezdnię, gdzie popadnie. Pojazdy starają się ich omijać - hamują tylko w ostateczności. Przechodnie są zahartowani w bojach ze zmotoryzowanymi. Przechodzą powoli, starając się znaleźć wolną przestrzeń w morzu pędzących w różnych kierunkach szaleńców.
Ciekawym zjawiskiem są tu motocykliści, w większości dosiadający japońskich maszyn z końca lat siedemdziesiątych, wyposażonych w silniki o pojemności nie przekraczającej 150 cm sześc. oraz wszelkiej maści skuterów. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy noszą kaski. Za to prawie każdy jednoślad ma owiewkę z pleksiglasu.
Ulubionym miejscem szaleństw teherańskich jeźdźców są szerokie, czteropasmowe jezdnie, na których zręcznie omijają oni przechodniów, tak jak omija się słupki na torze do jazdy próbnej. Nikt tu nawet specjalnie nie zwalnia. Jeśli natomiast ulice są zbyt zatłoczone, motocykliści bez zastanowienia wjeżdżają na chodniki, lawirując pomiędzy spacerowiczami. Są oni bardziej niebezpieczni od samochodziarzy, ponieważ pojawiają się nagle, wypadając zza pleców pieszych, zza autobusów i z bram. Na jednym motorze siedzą często trzy lub cztery osoby, a nieliczne jednoślady wyposażone w boczny wózek potrafią udźwignąć nawet i sześciu pasażerów.
Jednak motocykliści nie są wszechwładni. Podczas przechadzki po ulicach miasta zauważyłem jadący chodnikiem skuter, na którym siedział ojciec z dwojgiem dzieci. Głowa rodziny widocznie się spieszyła, bo bezpardonowo rozpędzała ludzi klaksonem. Nagle tatuś zahamował i wjechał na jezdnię, robiąc spustoszenie w żywopłocie. Dlaczego?! Z przeciwka nadjeżdżał samochód.
Europejczyk przemierzający Iran prędko się zorjentuje, że najpopularniejszym pojazdem w tym kraju, poruszającym się na czterech kołach, jest produkowany na miejscu PAYKAN. Ta czterodrzwiowa limuzyna do złudzenia przypomina konstrukcje, które królowały na Starym Kontynencie jakieś 30 lat temu. Na zakup nowiutkiego egzemplarza trzeba wyłożyć około 8 tys. dolarów. Jest to ulubiony pojazd teherańskich taksówkarzy, którzy podczas jednego kursu zabierają tylu chętnych, ilu się zmieści.
Na drugim miejscu pod względem popularności znajdują się amerykańskie krążowniki szos, wyprodukowane w bardzo odległej przeszłości. Są one z reguły dość dobrze utrzymane i znacznie tańsze w eksploatacji niż w Polsce ze względu na niską cenę benzyny. Ponadto część z nich wyposażona jest w klimatyzację, co jest dużym plusem przy panujących tu latem upałach.
Po ulicach Teheranu przemieszcza się też pewna liczba starszych wiekiem samochodów europejskich. Stosunkowo niewiele jest tu maszyn całkowicie nowych, sprowadzonych z zagranicy bądź kupionych w miejscowych salonach. W tej grupie królują produkty z Dalekiego Wschodu.
Przeczytaj podobne artykuły