Kenya Upał MTB Expedition 2007 - Rowerem po Kenii
artykuł czytany
1484
razy
Hell's Gate
Park Narodowy Hell's Gate jest jednym z niewielu, gdzie można wjechać rowerem, bądź wejść na piechotę, a to dlatego, że nie ma tam niebezpiecznych dzikich zwierząt. Są jednak stada zebr, żyrafy, antylopy, guźce, oraz wielkie bawoły. Te ostatnie potrafią być groźne, trzeba na nie szczególnie uważać. Jest to niesamowite uczucie tak jeździć pośród dzikich zwierząt. Jak się okazało parki kenijskie trochę się różnią od tych które znamy z Polski. Nie ma tu np. drogowskazów, szlaków i innych elementów ułatwiających turyście poruszanie się po terenie. Jako prawdziwi geografowie nie mogliśmy sobie pozwolić na wynajęcie przewodnika, co poskutkowało kilkukrotnym gubieniem się - mieliśmy jedynie bardzo poglądową mapę.
Oprócz zwierząt w Hell's Gate na uwagę zasługuje wąwóz Njorowa. Tam, jednak, nawet my musieliśmy przyłączyć się do grupy turystów z przewodnikiem, bo nie ma tam żadnych wskazówek gdzie iść, by coś zobaczyć. Jadąc dalej drogą za wąwozem dojechać można do elektrowni geotermalnej, która zaopatruje 15% Kenii w energię elektryczną.
Crater LakeNastępnie zwiedziliśmy J. Kraterowe, położone na zachód od J. Naivasha. Występują tam podobne zwierzęta do tych w Hell's Gate, jednak skupione są na mniejszym terenie. Inne są tu też krajobrazy. Należy uważać, aby nie przepłacić za wstęp.
W tym miejscu mieliśmy problem ze znalezieniem noclegu. Kemping na terenie rezerwatu, koło krateru wydaje się być najrozsądniejszym miejscem do spania w tej okolicy. My jednak zaplanowaliśmy jechać w kierunku Gilgil i znaleźć jakieś miejsce na rozbicie namiotu. Było ok. 18:30, słońce zachodziło, gdy pewna miła pani sprzątająca w jednym z domów wynajmowanym bogatym turystom zlitowała się nad nami i pozwoliła się rozbić na swoim podwórku.
Był to zdecydowanie nasz najprzyjemniejszy nocleg! Dostaliśmy mnóstwo ciepłej wody do mycia, chiapatti z warzywami na kolację, mieliśmy okazję porozmawiać z prawdziwą Kenijską rodziną i poczuć ich wzajemne ciepło domowego ogniska. Zaskoczyła nas rozmowa z synem owej dobrej kobiety - można było z nim prowadzić bardzo inteligentne rozmowy. Pracował on na jednej z licznych farm kwiatów wokół J. Naivasha i nie potrafił zrozumieć, po co europejczykom tyle kwiatów! Kwiaty te, bowiem, eksportuje się do Holandii. Przyjął do wiadomości, że mężczyzna może dać kobiecie kwiaty w prezencie - ale po co jej one!? - pytał.
Do Gilgil, zamiast ruchliwej szosy A104, wybraliśmy boczną drogę, która okazała się bardzo ciężka - górzysta, kamienista, a miejscami piaszczysta. Mimo, iż był to jeden z najtrudniejszych etapów naszej podróży, obfitował w piękne półpustynne widoki i był, co się rzadko zdarza, niemal całkowicie pozbawiony ludzi!
Gilgil - Nyahururu - Nakuru
W Gilgil zatrzymaliśmy się dwa dni w celu odpoczynku. W tym czasie zwiedziliśmy niezbyt ciekawe muzeum prehistoryczne w Kariandusi, oraz zjechaliśmy bocznymi drogami nad J. Elementeita. Wspaniale się ono prezentuje: stosunkowo odludne brzegi, tysiące flamingów, marabuty, wyłaniające się z wysychającego jeziora błotniste dno. Następnie ruszyliśmy drogą C77 w kierunku Nyahururu. Zaraz za Gilgil napotkaliśmy krótki stromy podjazd, natomiast reszta drogi pięła się lekko, acz systematycznie w górę. Miasto Nyahururu jest najwyżej położonym miastem w Kenii - ok. 2360 m n.p.m.. Warto w tym miejscu zobaczyć Wodospady Thomsona - wysokie na 70 m.
fotoreportaż
»
Kenia
- Katarzyna Zegan