Finlandia
artykuł czytany
10128
razy
Szlak wije się wschodnimi stokami dużego wzniesienia. Nie ma tutaj drzew, jedyna roślinność to wrzosy. Wkrótce za wzgórzami zginął hotel i ostatnie znaki cywilizacji. Wokół czuje się ogrom otaczającej przestrzeni i surowość klimatu.
Podróżowanie tutaj jest najłatwiejsze w porze letniej. Trwa wówczas dzień polarny, temperatura waha się w granicach 18 – 20°C, więc można chodzić bez ograniczeń, na ile starczy sił. Tego dnia dotarłem do Nammalakuru, gdzie spędziłem noc. Na niewielkim wzniesieniu stoją dwa drewniane domki. Jeden z nich jest zamykany, dzięki czemu można zarezerwować sobie miejsce na nocleg. Pierwszej nocy w domku byłem sam.
Kolejnego dnia wyruszyłem dość wcześnie rano. Popsuła się pogoda, zaczął padać deszcz. Nie zrezygnowałem jednak z wędrówki, nasunąłem kaptur i szedłem dalej. Szlak ponownie wspinał się na wzgórze, po drodze mijając ogrodzenie rozdzielające prawdopodobnie pastwiska reniferów. W miarę upływu czasu pogoda polepszała się. Kolejne schronisko, które mijałem po drodze to Hannukuru, znajdujące się na dość dużym wzniesieniu, u którego podnóża jest niewielki staw i tradycyjna fińska sauna. W domku zrobiłem sobie odpoczynek, wysuszyłem zmoczone przez deszcz rzeczy i ruszyłem dalej.
Za Hannukuru szlak skręca na wschód. Idzie się pomiędzy niewielkimi rumowiskami skalnymi, mijając karłowate drzewa,po czym ścieżka prowadzi nas na rozległy płaskowyż. Rozciąga się on jak okiem sięgnąć, aż po sam horyzont. Po kilku kilometrach powoli zaczyna się wznosić, by ostatecznie opaść w dolinę niewielkiego potoku. Tam znajduje się Sioskuru. Na tym odcinku, tuż przed samym zejściem do dolinki zobaczyłem ogromne stado dzikich reniferów. Liczyło na oko 70 sztuk, a może i więcej. Próbowałem podejść i zrobić zdjęcie, lecz na nic to się zdało. Im bliżej podchodziłem, tym bardziej się ode mnie oddalały. Nocowałem w Sioskuru i wstałem nieco później niż poprzedniego dnia. Dystans ponad 20 kilometrów pokonany z Nammalakuru dał się we znaki. Z trudem podniosłem się rano obudzony hałasem za oknem. Okazało się, że to renifery przechodziły tuż obok drzwi. Ogromne stado reniferów, które widziałem poprzedniego dnia!
Ostatni etap, z Sioskuru nad jezioro, po którego drugiej stronie leży miasteczko Hetta to około 10 km marszu. Po drodze pokonuje się najwyższy w parku wierzchołek Pyhakero, który jest widoczny z całej okolicy. Widać z niego bardzo odległe wzniesienia prawdopodobnie aż po południowo zachodni skrawek Parku Narodowego Lemmenjoki.
Szlak kończy się nad jeziorem Ounasjarvi (jarvi po fińsku to jezioro, joki – rzeka). Dochodzimy do miejsca, w którym na plaży leży flaga. Trzeba ją zatknąć, aby z drugiego brzegu jeziora przypłynęła wodna taksówka, która zabiera nas na drugą stronę za 5 €. Takim sposobem znalazłem się w miejscowości Hetta.
Jak już wcześniej wspomniałem, w planach miałem podróż do Parku Narodowego Lemmenjoki, który jest znacznie większy od odwiedzonego. Dużo więcej w nim terenów dzikich, a szlaki obejmują tylko północno-wschodnią część. Jednak ze względu na znacznie wyższą cenę biletów kolejowych zrezygnowałem. Trudno było mi się z tym pogodzić, lecz musiałem rozpocząć podróż powrotną. Kolejną noc spędziłem "na dziko" pod namiotem, rozbijając się niedaleko szosy nad rzeką, na wschód od Hetty.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż