Niemcy - Arbeit stereotyp
Geozeta nr 10
artykuł czytany
9595
razy
Katedra kolońska zaskoczyła nas swym ogromem i potęgą. Dla miłośników sztuki (a chyba każdy geograf nosi w sercu podziw dla sztuki) to iście mistyczne przeżycie. Jej budowę rozpoczęto w IX wieku i dopiero po 400 letniej przerwie wznowiono. Mimo, że ukończono ją w XIX wieku, całość utrzymana jest w jednym stylu (w moim ukochanym gotyku). Katedra stoi tuż przy wyjściu z dworca, w takim miejscu, że nie można zrobić jej zdjęcia, by prezentowała się w całości. Zawsze jest zasłaniana przez jakiś budynek. Akurat był 15 sierpnia i mieliśmy szczęście, gdyż udało nam się uczestniczyć we mszy na ołtarzu głównym, gdzie na co dzień wstęp mają tylko biskupi i kapłani. W każdym niemieckim kościele, przy wejściu, na szafce stoją ogólnodostępne książeczki z tekstami psalmów, toteż braliśmy czynny udział w nabożeństwie. Później wykupiliśmy rejs po Renie (dostępny już dla wszystkich) i z wody mogliśmy podziwiać wspaniały gmach katedry oraz panoramę miasta hanzeatyckiego.
Kolejna krótka noc, by znaleźć się w odległym o ponad 650 km Hamburgu. Nasze nadzieje na wyspanie się w pociągu rozwiały się, gdy tylko ujrzeliśmy na dworcu tłumy jadące na Expo w Hannowerze leżącym na naszej trasie podróży. Spacer po pięknym, portowym mieście szybko pozwolił nam jednak zapomnieć o zmęczeniu. Leżący nad Łabą Hamburg to przykład kolejnego miasta, gdzie wykorzystane są wszystkie możliwe drogi komunikacji. Jest to największy port w Niemczech, a liczne kanały oplatają całe miasto. Podziwialiśmy statki - towarowe, pasażerskie oraz te à la parowce z Missisipi. Krzyki "nawoływaczy" do rejsów mieszały się z rozmowami w każdym chyba języku świata. Nad naszymi głowami co chwila przelatywał samolot. Ponadto wzdłuż portu biegnie linia metra i szosa. Odnosi się wrażenie, że miasto żyje i cały czas się rozwija, że są tu tysiące ludzi. Na dworcu w Hamburgu po raz pierwszy w tym kraju widzieliśmy żebraków i narkomanów. Takie miasto przyciąga ludzi.
Podróżowaliśmy także na południowy wschód, do Monachium. Po drodze zwiedziliśmy urocze Lindau, leżące na wyspie na Jeziorze Bodeńskim. Niezapomniany był widok Alp wyrastających ze spokojnej tafli jeziora - miejsca, gdzie krzyżują się granice Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Zwłaszcza ośnieżone w oddali szczyty, oblane łagodnym, popołudniowym słońcem sprawiały, że wszystko wydawało się spokojne, dobre i szczęśliwe. Z portu wypływały statki wycieczkowe, a i on sam był godny uwagi, gdyż u jego bram stoi latarnia morska i lew bawarski. Na tarasie jednego z domów, przy akompaniamencie fortepianu śpiewała jakaś kobieta, a kilka metrów dalej rosyjski harmoniusz w ludowym stroju prezentował swój talent przechadzającym się po ulicach turystom. Palmy na ulicy sprawiły, że poczuliśmy się jak nad Morzem Śródziemnym. Pełni wrażeń, nasyciwszy oczy wspaniałymi, niezapomnianymi widokami spędziliśmy noc w schronisku w Alpach, a rano udaliśmy się do jednego z najczęściej fotografowanych zamków na świecie, który był wielokrotnie wykorzystywany jako scenografia do bajek Disney'a. Zdjęcia tej budowli dzieci układają jako puzzle, znajduje się on także na okładce niemal każdego kalendarza z zamkami. Został wzniesiony w XIX wieku przez króla Bawarii Ludwika II, który zyskał przydomek Szalony, gdyż nie bacząc na koszty wznosił ogromne pałace. Ten w Neuschwanstein, wzniesiony na szarych, granitowych skałach, wspaniale się prezentował, zwłaszcza z odległego o 300 metrów mostu Marien (zawieszonego niedaleko 70 metrowego wodospadu). Wielki, bajkowy zamek, w tle jezioro Forggensee, a wokół majestatyczne Alpy... W pobliżu znajdują się dwa małe jeziora cyrkowe o krystalicznie czystej wodzie. Kusiły nas bardzo blaskiem przyjemnie chłodnej wody, pod którą widać było gładkie dno, ale musieliśmy przecież zdążyć na pociąg do Monachium. Opuściliśmy więc śliczne Füssen.
Stolica Bawarii, mimo wieczornej pory, przywitała nas 40 stopniowym upałem. Jak się później okazało było to ostatnie słoneczne miejsce w Niemczech. Udaliśmy się do wioski olimpijskiej, aby podziwiać zbudowane na igrzyska w 1972 r. stadiony, boiska i hale sportowe. Niestety nie weszliśmy na basen, gdyż zagapiliśmy się na wielkie koła i strzelnice wesołego miasteczka, które są dziś nieodłącznym elementem dużych, niemieckich miast. Ponadto mogliśmy obejrzeć na żywo popisy młodzieżowych kapel. Duże i głośne wieczorem miasto, w dzień sprawiło wrażenie opustoszałego. Nieliczne grupki turystów przechadzały się leniwie uliczkami, my też dreptaliśmy najczęściej uczęszczanymi szlakami. Zachwycił nas gotycki ratusz z mnóstwem przypór, koronek, rozet i innych ozdób. W samo południe, na wieży ratusza marionetki przedstawiają zaślubiny Wilhelma V z Renatą von Lothringen oraz taniec bednarzy (mogliśmy go obejrzeć w komedii "Wakacje w Europie"), który wykonywany jest regularnie co 7 lat (najbliższy odbędzie się 2005 r.). W starym ratuszu mieści się muzeum zabawek. W Monachium znajduje się największy niemiecki uniwersytet. Mieści się tu także piękna rezydencja Wittelsbachów - dynastii, która najdłużej rządziła krajem, bo od XII do XX w.
Wieczorem wybraliśmy się do Hofbräuhaus, najsłynniejszej monachijskiej piwiarni, będącej zarazem niegdyś ulubionym lokalem Hitlera. Wyglądała jak poczekalnia dworcowa: przy długich, ciężkich, drewnianych stołach siedzieli pochyleni nad litrowymi kuflami mieszkańcy miasta oraz turyści. Na środku sali, na scenie, przygrywała kapela bawarska - roześmiani wąsacze z piórkami wetkniętymi w zielone kapelusze i ubrani w skórzane spodnie. Umilali wieczór niekończącymi się, ludowymi melodiami. Wieczorem wyruszyliśmy do Mannheim, zatrzymując się na chwilę w Stuttgarcie, gdzie mieści się fabryka Mercedesa i Porscha. Późną nocą zmęczeni i szczęśliwi zasypialiśmy w przytulnym, czystym pokoiku na 3 piętrze akademika, wciąż mając w pamięci widok Alp i Jeziora Bodeńskiego. Oprócz niezapomnianych krajobrazów i cudów natury urzekły mnie także elementy tzw. antropogenu - m.in. bardzo wymyślne fontanny. Przybierają one kształty beczek i tub, w których uwięziona jest woda; trójkątnych naczyń, z których woda przelewa się do tych niżej położonych; obracających się w takt niesłyszalnej melodii kamieni, spod których wypływają chłodne strugi; kamiennych kaczek, wieżyczek i wozów, z których sączy się majestatycznie woda, a jej czar podkreśla mała tęcza i unosząca się wokół mgiełka.
Urzekające małe miasteczka, gdzie brakuje turystów pozwalają dostrzec prawdziwe życie Niemców. W każdej, nawet nielicznej osadzie wspaniale dba się o środowisko. Estetyczne, czterokomorowe śmietniki niejako wymuszają segregację śmieci, znajdują się bowiem wszędzie (na dworcach, stacjach metra, na ulicy i w akademikach). To naprawdę dobre rozwiązanie, zapewniające racjonalną oszczędność surowców wtórnych. Nawet jeśli język niemiecki nie jest czyjąś dobrą stroną, bez trudu można się tu porozumieć. Angielski słychać wszędzie, popularny jest również francuski i hiszpański.
Niemcy to atrakcyjny kraj. Jest tu wiele wspaniałych kościołów, zamków, czy kamienic. Mimo, że w czasie wojny ponad 80% kraju zostało zniszczone, to dzięki bogactwu, państwo szybko dźwignęło się z ruiny, a zwłaszcza jego zachodnia część. Odbudowano cenne obiekty i otacza się je obecnie szczególną opieką. Jednak Niemcy to nie tylko zabytki, kościoły i fragmenty murów obronnych, ale także nowoczesna architektura. We Frankfurcie nad Menem o miano najwyższego budynku w kraju rywalizują 3 największe niemieckie banki: Commerzbank, Deutschebank i Dresdnerbank. Wygrywa wielopiętrowy budynek pierwszego z nich. Podświetlone w nocy żółtym światłem budowle wyglądają wręcz nierealnie na tle starówki. Wyraźnie jednak przypominają o potędze gospodarczej Niemiec.
Przeczytaj podobne artykuły