podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Estońskie klimaty
reklama
Lucyna Cywka
zmień font:
Estońskie klimaty
artykuł czytany 3404 razy
Kto w podróży szuka miejsc do smakowania, bezludnych przestrzeni i nostalgii północy, ten śmiało może wybrać się do Estonii.
My ten maleńki, świetnie zorganizowany kraj przemierzamy samochodem. Naszą wędrówkę rozpoczynamy w granicznym mieście Valga. Jest ono dosłownie przecięte granicą, która biegnie przez centrum, w poprzek ulic i skwerów. Nie ma tu terminali granicznych, do których przyzwyczailiśmy się przejeżdżając z jednego państwa do drugiego. Celnicy urzędują w niewielkim budynku i tylko szlaban przegradzający jezdnię sugeruje, że właśnie opuszczamy Łotwę. Valga pozostaje tak podzielona od 1920 r., kiedy wyznaczano granice między Łotwą i Estonią, a żadna ze stron nie chciała zrezygnować z sennego dziś miasteczka. Po godzinie od przekroczenia granicy wjeżdżamy do Tartu. To miasto znane przede wszystkim z uniwersytetu, założonego w 1632 r., który w XIX wieku stał się prężnym europejskim ośrodkiem naukowym. Okres rozkwitu uniwersytetu zbiegł się ze złotym wiekiem miasta. Z tego okresu pochodzą reprezentacyjne kamieniczki. Nad miastem góruje porośnięte starymi drzewami wzgórze katedralne. Odnajdziemy na nim kolejne ślady historii miasta: ruiny XIII-wiecznej katedry św. św. Piotra i Pawła oraz dawne budynki uniwersyteckie. Tartu to miasto robiące niezwykle przyjazne wrażenie. Jego atmosferę kształtuje historyczne centrum pięknie wpisane w zieleń parków, ograniczone rzeką Emą. Uliczki miasta wypełnia wesoły tłum studentów.
Z Tartu niedaleko do największego jeziora Estonii i czwartego co do wielkości jeziora Europy - jeziora Pejpus. Leży ono na granicy Estonii i Rosji. Kiedy stajemy nad jego brzegiem, ogrom wody rodzi raczej skojarzenia z morzem. W najszerszym miejscu jezioro ma 50 km szerokości. Jedziemy drogą wzdłuż brzegu, kierując się na północ. Wysoki, niemal klifowy brzeg opada coraz niżej. Od lustra wody dzieli nas szeroki pas trzcin. Co jakiś czas pojawia się piaszczysta plaża. Przy jednej z nich zatrzymujemy się na noc. Idziemy zażyć kąpieli. Słowo "idziemy" najlepiej oddaje czynność, którą wykonujemy, gdyż po wejściu do wody pokonujemy ponad 100 metrów, aby w końcu się zanurzyć. Jezioro w tym miejscu jest bardzo płytkie, a długie piaszczyste łachy pozwalają na prawdziwe wędrówki w wodzie. W zimie jezioro skuwa gruby lód. Bywał tak gruby, że w 1242 r. na zamarzniętych wodach Jeziora Pejpus mogła rozegrać się wielka bitwa wojsk ruskich pod wodzą Aleksandra Newskiego z armią krzyżacką. Okolice Jeziora Pejpus to znakomite miejsce dla ludzi szukających samotności i ciszy. Niewiele jest tu miejscowości, a spokojny krajobraz rozległych pól i lasów urozmaicają rozsiane gdzie niegdzie pojedyncze domy.
Po noclegu i kąpieli w jeziorze Pejpus wyruszamy dalej na północ w kierunku Bałtyku. Zmierzamy do największego wodospadu Estonii, położonego pomiędzy miejscowościami Valaste i Ontika. Zanim do niego dotrzemy, trafiamy na wysoki nadmorski brzeg. Nie przypomina on zupełnie tego, co znamy z polskiego wybrzeża. Stoimy kilkanaście metrów nad wodą, poniżej nas urwiste, skaliste zbocza. Jedziemy drogą wzdłuż morza. Po chwili pojawia się przed nami parking, budynek restauracji i tablice informacyjne. Tu właśnie znajduje się zejście do wodospadu. Schodzimy po metalowych, kręconych schodach na wysuniętą przed wodospad platformę widokową. Niestety, przyjechaliśmy w okresie trwającej od dwóch miesięcy suszy i strumień wody, spadający ze stromego zbocza, zupełnie wysechł. Pozostaje nam podziwiać przypominający wulkaniczny krater różnobarwny skalny lej, wyżłobiony przez spadającą tu od wieków wodę. Kierujemy się wzdłuż wybrzeża w stronę Parku Narodowego Lahemaa. To jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Estonii. Zawiodą się ci, którzy oczekują gwarnych nadmorskich miejscowości, wypełnionych letnikami. Tutejsze miejscowości są osadami, składającymi się z urokliwych kolorowych domów w skandynawskim stylu, położonych malowniczo nad brzegiem morza. Nauczeni naszym nadbałtyckim doświadczeniem, podświadomie szukamy kolorowych kramów z pamiątkami, wabiących muzyką restauracji. Nic z tego! Nawet najbardziej znany nadmorski kurort Kasmu, zlokalizowany w obrębie parku, wydaje się w polskiej skali opustoszały. Jesteśmy zauroczeni, kiedy plażujemy w towarzystwie zaledwie kilkunastu osób. Zatoka Fińska oferuje nam różnorodne krajobrazy. W jednym miejscu dostęp do wody ograniczają wysokie trzciny, w innym urzeka nas plaża z wielkimi głazami rozsianymi na brzegu i w wodzie. Aby popływać, trzeba przejść kilkadziesiąt metrów od brzegu. Wielkie głazy narzutowe to jedna z atrakcji Parku Narodowego Lahemaa. Można je podziwiać również w głębi lądu: w lasach, na pastwiskach, w przydomowych ogródkach.
Zwiedzanie parku rozpoczynamy w od centrum informacyjnego. Mieści się ono w Palmse, w dawnych budynkach gospodarczych dużego majątku ziemskiego. Dwory, będące kiedyś siedzibami rodowymi wielkich właścicieli ziemski, stanowią charakterystyczny element krajobrazu północnej Estonii. Na terenie parku Lahemaa okazale prezentuje się również dwór w Sagadi. Zanim wybierzemy się na zwiedzanie w terenie, poznajemy multimedialną wystawę o zasobach parku. Zaopatrzeni w dokładną mapę parku, wybieramy wędrówkę leśną ścieżką przyrodniczą, gdzie mamy poznać bogactwo tutejszej fauny i flory. Na początku nie jest zbyt ciekawie: maszerujemy przez rzadki sosnowy las. Po kilkuset metrach teren obniża się, a las staje się podmokły i mroczny. Powalone stare drzewa, mchy i bagna tworzą atmosferę dziewiczej puszczy. Poruszamy się po drewnianych kładkach, które pozwalają przejść suchą stopą przez bagniste odcinki. Tablice edukacyjne uświadamiają nam, że łosie i niedźwiedzie brunatne są stałymi mieszkańcami tych terenów. Ślady bytności tych pierwszych można dostrzec w postaci ogryzionej kory na drzewach. Po skończonej wędrówce objeżdżamy park. Lekko pofałdowany krajobraz pól urozmaicają pojedyncze gospodarstwa. Obszar parku przecinają liczne szlaki rowerowe, a ukształtowanie terenu jest wprost wymarzone dla tej formy turystyki. Kąpiemy się na pustej plaży z ogromnymi głazami. Po drodze robimy zakupy w Kasmu. Warto o tym pomyśleć wcześniej, bo nie każda miejscowość w parku ma sklep spożywczy.
Z Parku Narodowego Lahemaa już tylko krok do Tallina. Dzielące nas od stolicy 80 km pokonujemy szybko autostradą. Wjazd do centrum jest dobrze oznakowany i mimo trwających robót drogowych bez trudu docieramy w bezpośrednie sąsiedztwo starego miasta. Co ważniejsze bez trudu znajdujemy bezpłatne miejsce parkingowe (w niedzielę parkujemy bezpłatnie!) przy dworcu kolejowym. Przechodzimy przez planty i wchodzimy w obręb starego miasta. Podziwiając pięknie odrestaurowane kamieniczki pniemy się do Górnego Miasta. Międzynarodowy tłum turystów gęstnieje. Na szczycie oblegany jest sobór Aleksandra Newskiego. Naprzeciw soboru znajduje się parlament estoński. Jego niewielkie rozmiary są jak gdyby odzwierciedleniem rozmiarów państwa. Kierujemy się do katedry luterańskiej Toom kirik. Jakże odmienne są jej wnętrza od tych bogato zdobionych w soborze! Na białych ścianach wyraźnie odznaczają się: drewniany ołtarz i ambona oraz drewniane epitafia. Z katedry udajemy się na jeden z punktów widokowych. Przed nami rozpościera się fascynujący widok: ciemno czerwone dachy starówki w Dolnym Mieście i błękit morza, pełnomorskie statki i ramiona dźwigów portowych, poprzetykane masywnymi basztami. W Tallinie odnosi się wrażenie, że wszystko jest tu we właściwych proporcjach, a historyczna część miasta harmonijnie współistnieje z tą współczesną. Chcemy posmakować trochę atmosfery miasta. Zasiadamy w jednej z licznych restauracji z ogródkiem na ulicy. Obsługa jest szybka, a angielski zdaje się tu być drugim językiem urzędowym. Nie dziwimy się, wszak przy sąsiednich stolikach siedzą turyści nie tylko z różnych krajów europejskich, ale z różnych kontynentów. Ceny (niestety) w pełni europejskie!
Z Tallina wyruszamy w kierunku największej wyspy tego małego kraju - Saremy. Dotrzemy na nią przez mniejszą wyspę Muhu. Na Muhu przeprawiamy się promem. Ruch między wyspą i stałym lądem jest duży. Mamy szczęście, że docieramy do przeprawy w niedzielny wieczór. Na koniec weekendu letnicy powracają z wypoczynku na wyspach. Kiedy więc my spokojnie wjeżdżamy na prom, po przeciwnej stronie kolejka oczekujących na przeprawę z wyspy ciągnie się na przestrzeni kilku kilometrów. Poznany na promie estoński biznesmen potwierdza, że wjazd na wyspy w sezonie w piątkowe popołudnie i powrót w niedzielę, wiąże się zawsze z długim oczekiwaniem na przeprawę. Wielu mieszkańców Tallina kupiło ziemię na wyspach, wybudowało letniskowe domy lub zaadoptowało na ten cel tradycyjne gospodarstwa. Władze lokalne bardzo dbają, aby moda na domy na wyspach nie zniszczyła jej unikalnego charakteru i piękna. Dlatego też budowa czy przebudowa domów jest obwarowana restrykcyjnymi przepisami. Wyspę Muhu łaczy z Saremą grobla, po której poprowadzono drogę. W malowniczej scenerii przejeżdżamy w głąb wyspy. Mijamy rozległe torfowiska i pastwiska z pojedynczymi drzewami. Gdyby wszystko przyprószyć żółcią, można by pomyśleć, że jesteśmy na afrykańskiej sawannie. Z rzadka mijamy pojedyncze zabudowania i małe miejscowości. Lądowa Estonia ma niewielkie zaludnienie, wyspy to prawdziwe pustkowie. Klucząc bocznymi szutrowymi drogami natrafiamy na znak campingu. Skręcamy w boczną drogę i docieramy do czegoś na kształt opuszczonego ośrodka wczasowego z maleńkimi drewnianymi domkami. Bramę otwiera nam sympatyczny Fin. Rozbijamy nasze namioty wśród niewysokich jałowców, takich jakie porastają całą wyspę. Czujemy się jak w wielkim ogrodzie.
Strona:  [1]  2  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Estonia (korona)  EEK =  NaN PLN
[Źródło: aktualny kurs NBP]