Wyspa w wyspie, jezioro w jeziorze
Geozeta nr 6
artykuł czytany
7013
razy
Wśród 534 milionów ludzi i wielu plemion zamieszkujących strefę równikową jednym z plemion są Batakowie. Czego możemy się o nich dowiedzieć? Spróbujmy sięgnąć do encyklopedii PWN, a znajdziemy: BATAKOWIE, Batacy lud indonez.(...) zamieszkujący pn-zach Sumatrę, ok. 2,5 mln., gł. zajęcia uprawa ryżu, hodowla, wysoko rozwinięte rzemiosło (...) zamieszkują długie domy o charakterystycznej arch.; od XIX w. wyznawcy Islamu.
To wszystko co możemy przeczytać z encyklopedii. Wystarczająco? Nie sądzę. Pozwolę sobie opisać to co widzieliśmy, słyszeliśmy i przeżyliśmy na wyspie Samosir.
Czwartek, 27. sierpnia, godzina około 10. rano, miasteczko Parapat, Sumatra
Wraz z moimi przyjaciółmi (Jackiem Bukowickim, Pawłem Pyzikiem i Pawłem Zalewskim) przedzieramy się przez jarmarczny tłum przekupek i handlarzy. Dwudziestokilogramowe plecaki nie ułatwiają nam przedostania się na drugą stronę targowiska, gdzie już czeka prom, który ma nas zawieźć na wyspę Samosir. Na targu handluje się wszystkim. Począwszy od świeżo złowionych ryb poprzez egzotyczne owoce: rambutany, oryginalne warzywa, przyprawy, ryż, aż po maczety, rzeźby z bawolego rogu czy przedmioty domowego użytku. Wreszcie po chyboczącym się trapie wchodzimy na pokład dwupiętrowego promu, gdzie górny dek osłonięty jest jedynie wielkim baldachimem. Ruszyliśmy. Podróżnych jest niewielu. Prawie sami handlarze i nasza czwórka turystów wraz z nowo poznanym miejscowym o imieniu Zeus. Zeus był pierwszym przez nas napotkanym Batakiem. Był niezwykle przyjazny i towarzyski. Winien jestem dwa słowa wyjaśnienia. Właśnie wypływamy z miasteczka Parapat leżącego na Sumatrze, miej więcej na 4(N i 98(E. Płyniemy przez jezioro Toba na wyspę Samosir, na której wierzchołku znajduje się kolejne jezioro. Co do genezy jeziora Toba nie było pełnej zgodności (oczywiście pomiędzy nami geografami, a Zeusem), natomiast co do tego jak powstało jeziorko na szczycie wyspy nie było żadnych wątpliwości. Mianowicie wyspa Samosir jest pozostałością po zapadniętym stożku wulkanicznym. Jak obliczyliśmy, kiedyś ten wulkan powinien mieć średnice około 100-120 km. Po zapadnięciu się powstała kaldera, która została następnie wypełniona wodą tworząc jezioro. Ku naszej uciesze woda była krystalicznie czysta, ciepła i słodka.
Przebywając parę dni na wyspie zauważyliśmy, iż wyspa ma swój mikroklimat. Do około południa na bezchmurnym niebie świeciło słońce. Po południu na skutek parowania powstawały konwekcyjne chmury. Brzegi kaldery skutecznie zatrzymywały wewnątrz masy powietrza. Od godziny czwartej każdego dnia, aż do rana padało aby następnego dnia znów mogło zaświecić słoneczko. I tak z tych opadów na szczycie wyspy powstało jezioro rozlewiskowe. Stąd Batakowie mówią: wyspa w wyspie, jezioro w jeziorze. Jak wcześniej wspomniałem były kwestie sporne co do tego jak powstało jezioro Toba. Otóż nasz przyjaciel Zeus zapytany o genezę odpowiedział: "...kiedyś byli tu naukowcy, badali i stwierdzili że jezioro jest pochodzenia tektonicznego, ale to nie jest tak. Naprawdę to było inaczej: kiedyś w tym miejscu płynęła bardzo szeroka rzeka, nad którą zamieszkiwali Batakowie. Pewnego dnia jeden z rybaków po złowieniu złotej ryby, wrócił do domu. Gdy się zorientował że nie ma soli, poszedł do sąsiada, aby ją pożyczyć. Po powrocie do domu, zdziwił się ogromnie, widząc na stole zamiast ryby siedzącą przepiękną dziewczynę. Zaskoczony zapytał co ona tam robi. Nieznajoma odpowiedziała: przemieniłam się z ryby i zostanę twoją żoną, jeżeli dasz mi słowo, że nikomu nigdy nie powiesz o tym co się wydarzyło. Dla pełnej jasności muszę wytłumaczyć, iż dla Bataka obietnica to rzecz święta i nie ma większej hańby jak złamać dane słowo. Nie zastanawiając się długo rybak przyrzekł dochować tajemnicy. Żyli szczęśliwie, wychowując syna, który troszczył się i utrzymywał rodziców. Pewnego dnia syn przyniósł do domu złowioną złotą rybę i zaczął ją zjadać. Na ten widok ojciec wpadł w wielki gniew i zaczął krzyczeć. Czy ty wiesz co robisz, to tak jakbyś własną matkę zjadał. Wielce zdziwiony syn pobiegł z płaczem do matki, zapytać się czy to prawda i co znaczą słowa ojca. Matka z wielkim smutkiem zapytała się, skąd wie o tym że była rybą. W momencie odpowiedzi, że od ojca wybuchła wielkim płaczem z żalu, iż Batak złamał jej daną obietnice. I tak z łez syna i matki powstało jezioro Toba".
Zeus skwitował całą rozmowę słowami: "może tak było, a może i nie". Płynęliśmy dalej przy wtórze silnika "pyr,pyr,pyr" i nieśmiałych dźwiękach wydobywanych przez Pawła z fletu bocznego zakupionego w miasteczku. Zbliżaliśmy się do bardzo "drapieżnych" stoków głęboko wciętych dolinek, zatoczek z bielusieńkim piskiem i łagodniejszych stoków z uprawami. Zanim dobiliśmy do brzegu wysłuchaliśmy jeszcze o indonezyjskim wyobrażeniu syreny tj. pół rybie, pół kobiecie w przeciwieństwie do naszej nadwiślańskiej pół kobiety, pół ryby. Na wyspie zamieszkaliśmy w przytulnych domkach krytych liśćmi bananowca z widokiem na jezioro. Poznaliśmy też przyjaciół Zeusa - Ero i Oli (zdrobnienia od Erosa i Olimpu), którzy śpiewali znany przebój Boba Marleya "Buffalo soldiers". Po rozpakowaniu, zaczęliśmy się zastanawiać jak w dwa dni zwiedzić wyspę byłych ludożerców, która ma typowo wulkaniczny kształt, a której obwód wynosi ponad 150 km. Z pomocą znowu przyszedł Zeus, wypożyczając dla całej naszej piątki skuterki Hondy. Pierwszy kontakt z dwukółkiem nie wypadł najlepiej. Kolega odpalił maszynę, a następnie wbił się w płotek. Ponowił próbę nie zniechęcony brakiem sukcesów. Uff... udało się. Wyjechał na prostą i ... wszystko było by dobrze, gdyby na końcu alei nie stał sklep, a przy nim, znowu płotek. Sztukę skręcania też trzeba opanować. Po około pół godzinie ruszyliśmy na podbój wyspy.
Trudno uwierzyć że jeszcze na początku naszego wieku ci sympatyczni ludzie byli ludożercami. Jeszcze w 1905 roku zjedzono tu ostatniego człowieka. Następnie przyjęto religię katolicką. Jadąc przez wyspę doskonale było widać połączenie dwóch religii. Po drodze mijaliśmy kapliczki w kształcie łodzi batackich z ustawionymi na nich stylowymi domkami, których dachy zakańczał krzyż. Widzieliśmy również kościółki wyglądem zbliżone do europejskich, z prostymi spadzistymi dachami, zwieńczonymi również krzyżem chrystusowym. Na wyspie zachowała się również tradycyjna architektura. Są to drewniane domy stojące na palach, o stromych dachach z mocno zadartymi ku górze i szpiczastymi końcami. Jadąc dalej zostawialiśmy za sobą pasące się wodne bawoły, krótko i długo włose kozy, palmy rosnące przy drodze, oraz bananowce. Przejeżdżaliśmy również przez zamknięte dolinki z tarasowanymi stokami z poletkami ryżowymi. Z domów wzdłuż drogi wybiegały dzieci krzycząc "hi!" i wyciągając ręce w geście przybicia tzw. piątki.
Zmierzaliśmy do "Batak Museum", gdzie mieliśmy zobaczyć tradycyjne tańce przygotowane specjalnie dla turystów. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że zamiast spreparowanych tańców, odbywa się stypa. Już po pięciu minutach staliśmy wśród uczestników ceremonii przyglądając się obrzędowi. Przy wejściu powitały nas czerwone usta prawie bezzębnych starszych kobiet, siedzących szpalerem w kilku rzędach. Nie, to nie krew na ich ustach. To betel je zabarwił. Kobietom batackim nie wolno palić tytoniu, więc przyjmują nikotynę żując tamtejszą odmianę tytoniu zwaną betel. Żując liście spluwają co jakiś czas czerwoną śliną gdzie popadnie. Po ominięciu kobiet weszliśmy do kręgu, gdzie po środku stał uwiązany do bambusa koń. Jak się dowiedzieliśmy miał być złożony w ofierze. Batakowie wierzą, że zabijając konia i jedząc go po kawałku, sprawią że dusza i pamięć o zmarłym w nich pozostanie. Ciekawe połączenie religii katolickiej z wierzeniami animistycznymi.
Przeczytaj podobne artykuły