Model zwany niedźwiedziem
Geozeta nr 8
artykuł czytany
2145
razy
Około pierwszej w nocy zbudziła mnie rozmowa moich kolegów komentujących dziwne odgłosy dochodzące od strony komina. Jakaś tajemna siła najprawdopodobniej go urwała a teraz szykowała się z pewnością do kolejnego ataku skierowanego już bezpośrednio na nas. Snując różne przypuszczenia dotyczące tego nocnego intruza zobaczyliśmy duży cień przemykający za oknem, a w chwilę później rozległ się brzęk tłuczonej szyby. Teraz już wiedzieliśmy, że te hałasy na zewnątrz były sprawką niedźwiedzia buszującego wokół naszej chatki.
Misio po ataku na okno, co chwila zaglądał do środka i przyglądał się nam ciekawie obmyślając pewnie kolejne posunięcie. W całym tym zamieszaniu zacząłem nerwowo rozglądać się za moim aparatem, aby uwiecznić te nagłe odwiedziny. Koledzy w tym czasie pilnowali żeby nasz gość nie zechciał złożyć wizyty w wewnątrz husa. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem wreszcie to, czego szukałem i teraz wszyscy czekaliśmy na kolejne pojawienie się misiowej głowy nad stołem pełnym różnych smakołyków pozostałych z kolacji. Chwilę później ponownie zobaczyliśmy jak niedźwiedź nieśmiało zagląda do środka chcąc jakby wybadać czy będzie miał z nas posiłek czy nie. Zaczęło nas to w pewnym momencie już denerwować, więc zrobiłem mu szybko zdjęcie (pamiętając oczywiście o redukcji czerwonych oczu) i przystąpiliśmy do akcji odganiania misia, gdzie pieprz rośnie,jak to trochę mało trafnie określił jeden z nas. Jako odważni myśliwi na początek posłaliśmy kilka kul przez okno żeby więcej nie zaglądał a następnie ośmieleni sukcesem naszej taktyki poszliśmy do drzwi gdzie przez specjalne okienko wyrzuciliśmy petardę. Huk, jaki powstał podczas wybuchu mógłby wystraszyć nie tylko jednego, ale pewnie całe stado niedźwiedzi, co bardzo nas ucieszyło, bo mogliśmy bez większych obaw wyjść na zewnątrz. Obeszliśmy z latarkami "czołówkami" hus dookoła i gdy przekonaliśmy się o naszym całkowitym zwycięstwie zaczęliśmy zakładać okiennice na wybite okno. Gdybyśmy pomyśleli o tym odpowiednio wcześniej, nie byłoby pewnie całego zamieszania, ale nie zrobiłbym też jednego z moich ulubionych zdjęć, które zawsze będzie mi przypominać tę historię.
Zaraz po uporządkowaniu placu boju poszliśmy spać z nadzieją, że już nic dzisiejszej nocy nie przerwie nam snu. Następnego dnia po śniadaniu spakowaliśmy swoje rzeczy i po dokładnym zamknięciu husa ruszyliśmy w drogę powrotną. Rozmawialiśmy o tym, co się stało w nocy i każdy z nas zdawał sobie sprawę, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu miśki, które podeszły zbyt blisko człowieka nie miały większych szans na przeżycie. Hyttevika była wprost wymarzonym terenem dla traperów do polowań na te wspaniałe zwierzęta. W miejscu gdzie znajduje się hus bardzo wąski pas tundry z jednej strony ograniczony jest górami, a z drugiej wodami fiordu. Większość niedźwiedzi przechodząc w tej okolicy była bardzo dobrze widziana z chatki. Kiedy zwierzęta zbliżały się do przynęty umieszczonej na palach wbitych pod oknami były zabijane przez myśliwych głównie dla pozyskania bardzo pięknego i cennego futra.
Dzisiaj, gdy niedźwiedzie są pod ochroną jedyną pamiątką z naszego nocnego spotkania nie było białe futro, ale rama z wybitego okna, którą wzięliśmy ze sobą do oszklenia w bazie. Wracając spotkaliśmy jeszcze trzy mało towarzyskie niedźwiedzie zajęte wypatrywaniem fok na krach i po kilku godzinach dotarliśmy z powrotem do stacji taszcząc przy okazji całą masę rogów znalezionych na tundrze.
Wszyscy cieszyliśmy się z tych naprawdę udanych pełnych przygód ostatnich dwóch dni szczególnie, gdy zobaczyliśmy nową mapę pogody dla naszego rejonu, z której niestety wynikało, że będzie wiać przez najbliższy tydzień. No cóż, jak mówi żona inż. Mamonia "nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzyma, ja tu siedzę z prawdziwą przyjemnością".
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż