Most na rzece Kwai
artykuł czytany
6402
razy
Trafiłam do Kanczanaburi 25 kwietnia, akurat wtedy, gdy na cmentarzu odbywa się coroczna uroczystość sprowadzająca byłych jeńców i ich rodziny z całego świata. Przy cmentarnej bramie każdy otrzymuje małą różę oraz tomik poezji poświęconej zmarłym. Kwiaty składamy na grobach, wiersze czytamy ze wzruszeniem. Dla niektórych tu przybyłych 25 kwietnia to okazja do spotkania, dla innych - przypomnienie ogromnego cierpienia. Do łez wzruszyła mnie starsza kobieta klęcząca długi czas przy jednym z grobów. Układała na nim kwiaty, poprawiała narodowe chorągiewki, ścierała kurz z płyty cały czas ocierając łzy. Czyje szczątki leżą pod kamienną płytą - brata, męża, ojca? Pośród tysięcy nagrobków usiłowałam znaleźć jakieś polsko brzmiące nazwisko, nie udało mi się jednak.
Azjatyccy robotnicy, którzy pracowali przy budowie "kolei śmierci" i których zginęło o wiele więcej niż alianckich jeńców, nie zostali w podobny sposób upamiętnieni. W listopadzie 1990 roku, na położonym na skraju Kanczanaburi polu trzciny cukrowej, odkopano masowy grób Azjatów. Odkrycie nastąpiło po tym, jak jeden z okolicznych mieszkańców widział we śnie zmarłych, którzy nie mogąc oddychać prosili o pomoc. Szczątki ludzi, wśród których wielu zostało okaleczonych, zostały pochowane.
Dzieje budowy "kolei śmierci" zainspirowały byłego jeńca Francuza Pierre'a Boulle, do napisania powieści "Most na rzece Kwai". Na jej podstawie David Lean nakręcił w 1957 roku film, który tak naprawdę sprawił, iż most w Kanczanaburi jest tak licznie odwiedzany przez turystów.
* * *
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż