Azerbejdżan'2003
artykuł czytany
2542
razy
Z pełnymi brzuchami zwiedziliśmy jeszcze muzułmańską część miasta. Weszliśmy do zrujnowanego hammamu - łaźni z XIX wieku. Obejrzeliśmy mały meczet. A dzień zakończyliśmy sącząc smaczne piwko w miejskim parku, gdzie spędza czas większość męskiej części mieszkańców. Grają w domino, backgammon, dyskutują. Luz typowy dla krajów leżących na południe od Polski.
Qala Alti
Po wczesnej pobudce i marszu do dworca złapaliśmy autobus do Siyazan za 4000man. Tu mieliśmy czekać na autobus do turbazy Qala Alti, ale zdecydowaliśmy się na piękną czerwoną ładę żiguli za jedyne 10000 man. Droga po krótkim odcinku zrobiła się tak dziurawa, że stwierdziłem, iż łady to jednak samochody terenowe. Wzdłuż drogi poustawiane były lasy pracujących niewielkich pomp wiertniczych, lasy słupów elektrycznych, którymi dostarczano energię do małych silników pomp a dodatkowo wszędzie plątanina rur odprowadzających wydobyte paliwo do przepompowni i dalej do Baku. Już wiem dlaczego to miasto tak się nazywa :)).
Jechaliśmy tak około 16 km aż dojechaliśmy do bramy ośrodka sanatoryjnego. Zakupiliśmy chleb za 2000 man., zostawiliśmy plecaki w piekarni i zaczęliśmy wspinaczkę do górującej nad wioską perskiej twierdzy Cirax Qala z V wieku. Najpierw za ośrodkiem w lewo, a potem przez las w prawo. Wycieczka niezbyt długa, ale dość wyczerpująca - cały czas stromo pod górę. W sumie w ciągu 2 godzin weszliśmy, poleżeliśmy chwilę na słoneczku i zeszliśmy z powrotem. Ruiny można porównać do ruin zamku w Olsztynie. W obu miejscach za dużo nie zostało do oglądania. Widoczki na okolicę bardzo przyjemne.
Podobno autobus powrotny miał być dopiero o 16, więc zamiast czekać 4 godziny zaczęliśmy schodzić w stronę morza z postanowieniem złapania stopa. Mieliśmy szczęście - po 20 krokach na tym bezludziu podjechał starszy Azer niebieską limuzyną niewiele młodszą ode mnie. Nawet nie wiem jaka to była awtomaszyna. Trochę do wołgi podobna. Dowiedzieliśmy się, że jedzie wprost do Baku. Rewelacja. Po drodze dość intensywnie konwersowałem po rosyjsku, gdy Ania, znacznie lepiej znająca ten język, smacznie spała. Prędkość naszej taksówki była niestety odwrotnie proporcjonalna do wieku i odcinek około 120 km jechaliśmy ponad 2 godziny. A słońce grzało z przodu trochę za ostro. Na koniec Azer powiedział mi swoją mądrość życiową, że najlepiej to mieć rozum, bo wtedy żyje się łatwiej.
Baku
Po 14 byliśmy w stolicy Azerbejdżanu w samym centrum. Zapłaciliśmy za podwiezienie 30000 man. i udaliśmy się do ogromnego hotelu Azerbejdżan zapytać o noclegi. Gdy usłyszeliśmy, że chcą 20 USD za dobę na głowę, chcieliśmy wyjść, ale recepcjonista zaproponował zniżkę i po dość długich targach zeszliśmy do ceny 24 USD za dwie osoby za dwie doby :)). Pokoik po "SAHDAGU" w Qubie rewelacyjny. Czyściutko, łazienka piękny widok na morze i nawet TV. Szkoda tylko, że w łazience nie było światła i wody, ale recepcjonista zapewniał, że do wieczora wszystko będzie działać.
Poszliśmy zatem zwiedzać. Wzdłuż morza, niestety dość zanieczyszczonego, przeszliśmy w kierunku starego miasta. Najpierw weszliśmy na "Wieżę Dziewiczą". Jedna z teorii głosi, że była tu zoroastrińska świątynia i że wieża istniała tu już ponad 2500 lat temu. Aktualnie wewnątrz 30 metrowej wieży mieści się muzeum a z góry można obejrzeć rozległą panoramę Baku. Wstęp na wieżę kosztuje 5000man dla innostrańców, ale my zapłaciliśmy 3000.
Ponieważ trochę zgłodnieliśmy, poszliśmy do polecanej w przewodniku knajpki "El Kafesi". Obiad pod drzewem figowym - całkiem przyjemnie. Ja zjadłem kurczaka, frytki i sałatkę ogórkowo - pomidorową, a Ania musiała zadowolić się jajkiem sadzonym. Wegetarianie na wczasach mają trochę trudniej :)). Posileni przeszliśmy na Plac Fontann, obok zniszczonego ormiańskiego kościółka i Mc Donalda (nawet tu trafili), potem wzdłuż licznych kamieniczek z początków ubiegłego wieku. Zajrzeliśmy też do kafejki internetowej, gdzie łącza z polskimi serwerami działały bez większych opóźnień. Obejrzeliśmy jeszcze budynek rządowy nieopodal naszego hotelu - taki pałac kultury bez wieży w środku, ale mnie bardzo się podobał. Był głównym obiektem fotografowanym przeze mnie w Baku. Po powrocie do hotelu i małej interwencji mieliśmy wodę, światło i widoki na piękne sztuczne ognie nad morzem z okazji święta powołania prezydenta przed 10 laty do rządzenia krajem. Kraj muzułmański to i zwyczaje też - już za życia prezydent ma liczne portrety i pomniki na ulicach. I wszyscy muszą go kochać :)
Przeczytaj podobne artykuły