Tajemnice Himalajów
Geozeta nr 4
artykuł czytany
12556
razy
Najwyższe partie ścian skalnych powyżej wysokości 7000-7200 m n.p.m. nie mogą być oczywiście zawsze obserwowane jako powierzchnie skalne wolne od pokrywy śnieżnej. Podczas pory monsunowej (a więc pory największych opadów śnieżnych) szczyty są pokrywane świeżym śniegiem. Potem jednak, wiejące od października do kwietnia wiatry, usuwają większość śniegu, który nie obsunął się wcześniej w postaci lawin. Następujący w ten sposób proces wywiewania śniegu z partii szczytowych Mount Everest, widoczny jest już ze znacznej odległości w postaci wiszącej chorągwi śnieżnej. Śnieg wywiewany z najwyższych partii gór, tłumaczy zdumiewające pancerze ze śniegu, firnu i lodu widoczne na niższych szczytach usytuowanych po stronie zawietrznej.
Innego rodzaju testem potwierdzającym istnienie linii 0°C są obserwacje, przeprowadzone przez jugosłowiańską ekspedycję na Makalu. Otóż najwyższa wysokość na jakiej stwierdzono występowanie porostów rodzaju Lecidea wynosi ok. 7100 m n.p.m. Porosty te zdolne są do absorpcji wody nawet przy 0°C. Nigdzie indziej nie stwierdzono wyższego występowania stałych form życia w Himalajach. Powyżej 7100 m, tylko w ślad za człowiekiem, lub ściślej, w ślad za pozostawionymi przez niego odpadkami pożywienia, sporadycznie pojawiają się niewielkie czarne ptaki z rodziny krukowatych, zwane przez alpinistów (zapewne niefachowo) wrończykami. Widywano je na Przełęczy Południowej pod Everestem (ok. 8000 m n.p.m.), a nawet w okolicach wierzchołka Everestu!
A jak było kiedyś?
Badania prowadzone w centralnej części tybetańskich Himalajów i w południowym Tybecie pozwoliły zrekonstruować przebieg górnej granicy zlodowaceń w Plejstocenie. Była ona wtedy obniżona w stosunku do dzisiejszej o blisko 1100-1200 m. Tak więc w tym okresie granica ta przebiegała na wysokości ok. 6540-5800 m n.p.m. Od tego czasu wraz ze zmianami klimatycznymi i trwającym do dzisiaj wypiętrzaniem gór, lodowce himalajskie wyraźnie cofają się, a górna granica zlodowaceń przesunęła się do góry. Wiadomo też, że niektóre przełęcze himalajskie, przez które już w czasach historycznych wiodły popularne szlaki karawanowe z południowej strony na północną, są obecnie strome i zalodzone i żadną miarą niedostępne dla tragarzy i zwierząt jucznych. Faktu tego nie można przypisać wzrostowi zalodzenia, lecz ciągle trwającemu procesowi wypiętrzania gór, który przeważa w nich nad niszczeniem przez erozję.
Wyjątki
A jednak nawet powyżej 7000-7200 m n.p.m. sporadycznie możemy znaleźć niewielkie ciała wiszących lodowców występujących w postaci balkonów lodowych, które dawniej bywały uznawane za zaspy śnieżne. Formy takie występują np. na zawietrznej stronie wschodniej ściany Everestu. Właśnie położenie zawietrzne (jet-effect) i czynniki topograficzne (płaskie powierzchnie lub wąwozy skalne w obrębie ścian) sprzyjają powstawaniu tych nielicznych wyjątków.
O tym, jak mało warunków musi być spełnionych, żeby lodowce mogły się formować poniżej granicy 7000-7200 m, świadczy fakt, że nawet bardzo strome ściany i szczyty, podczas długotrwałej ekspozycji na działanie silnych wiatrów wzmożonych przez ukształtowanie terenu (jet-effect), pokryte są całkowicie lodem firnowym (np. Pumo Ri, Baruntse).
Lodowe ściany
Kolejną tajemnicą himalajskich śniegów i lodów są ogromne, prawie w całości pokryte białym pancerzem ściany. Na wielu spośród himalajskich olbrzymów zalegają specyficzne typy lodowców nazywanych lodowcami ścianowymi. Anglicy bardzo trafnie nazywają je ice cake (lodowe ciastka), gdyż rzeczywiście do złudzenia przypominają gigantyczne kremowe bezy. Innym terminem używanym w stosunku do takich form jest ice apron (lodowy fartuch) - lodowce fartuchowe, ścianowe, niszowe, wiszące, balkony lodowe - co też świetnie oddaje ich specyfikę. Tego typu lodowce tylko sporadycznie uwzględniane są w klasyfikacjach, a jeżeli już, to glacjologowie poświęcają im niewiele uwagi. Składa się na to wiele przyczyn, z których najważniejszymi są: ich stosunkowo niewielkie rozmiary w stosunku do "normalnych" lodowców dolinnych, równie mała rola morfologiczna oraz ekstremalne położenie. Dlatego bardziej zainteresowani są nimi nie geografowie i glacjologowie ale alpiniści, dla których bywają siłą rzeczy nie tylko obiektem wspinaczkowym, lecz również źródłem wielkiego zagrożenia. Takie lodowo-firnowe mury z gigantycznymi kaskadami wiszących lodowców, balkonów lodowych, plątaniną nakładających się na siebie rynien firnowych, misternych "koronek", drobnych żłobków firnowo-lodowych oraz tym podobnych formacji, żyją swoim własnym rytmem i rządzą się trudnymi do zaobserwowania prawami. Często, z przysłowiową regularnością zegarka, lodowo-śnieżne ściany "plują" lodowo-śnieżnymi lawinami, które to wraz ze słońcem i wiatrem są głównymi czynnikami modelującymi ich zbocza. Temu właśnie, wiele ścian himalajskich gór zawdzięcza specyficzny niepowtarzalny wygląd, który można porównać do misternych koronek lub cyzelowanych w śniegu i lodzie organów czy nawet drobnożeberkowanych kaloryferów. Do najbardziej spektakularnych przykładów ścian lodowo-firnowych należą północne zbocza Tilicho Peak (7132 m n.p.m.), wschodnie i zachodnie zbocza sąsiada Everestu - Nuptse (7879 m n.p.m.), czy samotna lodowa piramida Siniolchu (6687 m n.p.m.), w całości ornamentowana niesamowitymi lodowymi bruzdami.
U podnóży lodowych ścian, często nawet poniżej linii wiecznych śniegów, tworzą się lodowce lawinowo-stożkowe, bez przerwy zasilane spadającymi wysoko z góry, lawinami. Warto dodać w tym miejscu, że Himalaje jako góry stosunkowo młode, w których proces górotwórczy trwa nadal, cechują się charakterystyczną stromością dolnego pasa skał, leżącego nad lodowcami, o wysokości ok. 1500 metrów. Stosunkowo niedawno wyniesiony, nie miał on jeszcze czasu aby ulec erozji. W związku z tym, brak jest w Himalajach tak charakterystycznych na przykład dla Alp, kotłów firnowych, podchodzących pod same granie i tworzących zbiorniki śniegów. Lodowce Himalajskie są zatem oprócz opadów, zasilane lawinami spadającymi z mniej stromych pól śnieżno-lodowych, leżących ponad dolnym pasem przepastnych ścian.