Kazachstan - relacja z wyprawy
artykuł czytany
3882
razy
Wyjazd zaczął się 22 września 2007 roku z Dworca Głównego w Poznaniu, następnie z Warszawy Wschodniej miałem już pociąg do Astany. Pociąg to za dużo powiedziane, gdyż był to jeden bezpośredni wagon podłączony do składu jadącego do Kijowa, gdzie nastąpiło przyłączenie do pociągu relacji Kijów - Astana. Podróż trwała, od stolicy do stolicy, niespełna 96 godzin, ale to nie koniec, bo tam czekała mnie noc na dworcu kolejowym, po czym rano podróż 23godzinna na południe do byłej stolicy Ałmaty (dawnej Ałma-aty). Wagon, którym jechałem z Warszawy, jedzie tylko raz w tygodniu co sobotę, natomiast w drogę powrotną udaję się z Astany co wtorek. Z tego powodu w okresie letnim, kiedy zwykle wszystkie miejsca są w nim zapełnione, trudno jest zakupić bilety na tą trasę, dlatego warto to zrobić nawet 2 miesiące wcześniej. Trudności wiążą się z tym, że jedzie tylko jeden wagon na tydzień, bilety sprzedawane są na konkretne miejsce, a więc ich ilość jest ograniczona, a do tego w okresie letnim mnóstwo ludzi jedzie, aby odwiedzić swoich znajomych i krewnych, zarówno w Polsce jak i w Kazachstanie. Z reguły dotyczy to osób, które wcześniej skorzystały z repatriacji. Dużo jest także studentów, gdyż. w Uniwersytecie w Almaty jest Filologia Polska i wiele osób przyjeżdża do Polski na staż, a także funkcjonują stypendia dla studentów pochodzenia polskiego. Na uwagę zasługuje fakt, że wielu studentów przyjeżdża także do Poznania, głównie na Filologię Polską i do Instytutu Wschodniego. Wagon jest typu rosyjskiego - kupe - czyli znajdują się w nim przedziały 4osobowe z łóżkami na dole i na górze po dwóch stronach ściany, do tego stolik, dywanik i zamykane drzwi z wielkim lustrem od wewnątrz. Miejsce na bagaże jest pod dolnymi łóżkami w zamykanej "skrzyni", a także na górze nad korytarzem. Niestety można przewozić tylko 35kg bagażu, co często jest powodem problemów polskich pasażerów, od których z reguły wymaga się zapłacenia dodatkowej sumy za nadbagaż, strasząc przy tym kontrolami celnymi. Za każdy wagon, jak to na Wschodzie, odpowiedzialne są 2 osoby, które sprawdzają bilety przed wejściem, prowadzą do odpowiedniego przedziału, wydają pościel, odkurzają, dbają o czystość i porządek, wypuszczają pasażerów na stacjach pośrednich, a co najważniejsze dbają o temperaturę gorącej wodę podczas całej podróży, która jest dostępna dla wszystkich pasażerów. W każdej chwili można bezpłatnie wziąć wrzątek z samowara dla celów własnych, nie pytając się nikogo o zgodę, co znacznie ułatwia podróż, gdyż możliwość przygotowania sobie kawy, herbaty, czy zupek instant jest nieoceniona w takich długich trasach. Wagon pokonał następującą trasę: Warszawa- Dorohusk - Równe - Kijów - Połtawa - Charków - Saratow - Uralsk - Orenburg - Astana. Dla podróżnych udogodnieniem są postoje, które przy fakcie zakazu otwierania okien w pociągu (co wynika też z tego, że w zdecydowanej większości przypadków okien tych otwierać nie można) są jedyną i upragnioną okazją do zaczerpnięcia świeżego powietrza i rozprostowania kości. Jednak według obliczeń gdyby nie one to trasę można by pokonać 12 godzin szybciej! Podczas każdego postoju można kupić na peronie od handlujących ludzi najróżniejsze rzeczy - od ubrań, przekąsek, wędlin, wędzonych ryb, gotowych obiadów do owoców - przy tym można, a nawet trzeba się targować.
W Astanie przesiadłem się, po nocy spędzonej na dworcu, do pociągu do Ałmaty, wybrałem najtańszą wersję, a mianowicie wagon plackarta - od wcześniejszego kupe różni się tym, że nie ma przedziałów z drzwiami a są tylko ścianki, do których przymocowane są łóżka, znajdujące się też na korytarzu. Oczywiście na każde miejsce przeznaczona jest pościel, koc, poduszka. Jednak jest strasznie duszno, gdyż okien jak zwykle otwierać nie można. Na zewnątrz dominuje step, który pokrywa przeważającą cześć kraju, na nim wychowali się i żyli od wieków Kazachowie. Miast praktycznie nie było, dlatego większość z nich ma młodą historię, jeśli porównać je z naszymi, gdyż początki ich sięgają kolonizacji carskiej. Mijam po drodze jezioro Bałhasz, na wpół słodkie i na wpół słone. Innymi znaczącymi zbiornikami wodnymi w Kazachstanie są Jezioro Aralskie i Morze Kaspijski. Poza tym króluje tylko step, na którym występują ogromne wahania temperatur, zimy są bardzo mroźne i obfitują w śnieg, którego warstwy sięgają kilku metrów. Skutki tej pogody są widoczne wiosną, kiedy pojawiają się roztopy, powstają wtedy ogromne akweny wodne, komunikacja jest utrudniona.
W tym roku brakowało także deszczu, kilka miesięcy nie padało, co znacznie pogorszy sytuację w rolnictwie. Step przez to jest wysuszony, co kontrastuje z wiosennym bogactwem kolorów i powszechnym występowaniem tulipanów.
Symbolem kazachstańskich stepów są konie, które darzy się ogromnym szacunkiem, ale ceni się także jako przysmak, gdyż mięso uważane jest za rarytas i przygotowuje się z niego chyba najbardziej znana potrawę regionu - biszparmak. Napojem o długiej historii jest kumys, czyli sfermentowane mleko klaczy z zawartością alkoholu. Na stepie w południowej części kraju powszechnym widokiem są stada wielbłądów, których mleko też jest ogólnie dostępne. Obecnie w kraju występuje tendencja do przemieszczania się ludności ze wsi do miast, co głównie jest motywowane względami ekonomicznymi, zarówno państwa, które przez to zaoszczędzi środki z budżetu, jak i ludzi szukających lepszych możliwości do życia, gdyż w kraju widoczne są znaczne dysproporcje w poziomie życia na wsi i w aglomeracji miejskiej. Kontrast ten zauważalny jest też w dużych ośrodkach miejskich, gdzie apartamenty i nowoczesne wieżowce istnieją obok starej zabudowy, nowe i szerokie ulice obok łatanych i zawierających liczne dziury ulic na peryferiach, sklepach gdzie zwykli obywatele nie dokonują zakupów za względu na ich możliwości finansowe, a wreszcie samochodach, które są przyczyną całodniowych korków na głównych arteriach miast.
Ałmaty to dawna stolica Kazachstanu. Miasto jest cudownie położone, dookoła są ogromne góry, które wznoszą się nad miastem i z każdej jego części są widoczne, a o tego stąd blisko do Chin i Kirgistanu. Ambasada znajduje się w dzielnicy Górny Gigant, w najwyższej części miasta, przez to powietrze jest czyste, a każdy dzień umilany jest przez widoki, gdyż góry są niedaleko. Trzeba podkreślić, że Almaty jest bardzo zanieczyszczone tzn. nad miastem roznosi się smog, wynika to ze znacznej ilości zakładów przemysłowych i samochodów. Większość głównych ulic szeroka, po 2 - 3 pasy w jedna stronę, ale zawsze są korki, niezależnie od godziny. Miasto bardzo się rozwija, przykładem tego jest ilość i wielkość powstających ciągle centrów handlowo - rekreacyjnych, a także ogromny obszar miasta będący placem budowy, szybkość budowy jest nieporównywalna a efekty imponujące. Praktycznie powstają tylko wieżowce z przeznaczeniem na centra biznesu, o nowoczesnych fasadach, bogatej stylistyce. Nawet powstaje specjalna dzielnica, mająca być w przyszłości rejonem o przeznaczeniu biznesowym, zresztą Almaty ma być w przyszłości centrum azjatyckiego biznesu. Na razie w powstającej dzielnicy widać tylko płoty pokryte blachą, na których są przyklejone plakaty z wizerunkami powstających szklanych budynków. W 2008 roku ma być otwarte metro. Napisy są dwujęzyczne, a od następnego roku język kazachstański ma być powszechnie uczony w szkołach. Przewaga Kazachów w kraju z każdym roki systematycznie się zwiększa. Niestety mogłem się o tym sam przekonać, a raczej o wzrastającym nacjonalizmie, podczas zakupów w budce z lokalnymi fast foodami na głównej ulicy miasta. Sprzedające osoby, narodowości kazachskiej mówiły do mnie tylko w swoim ojczystym języku, a do tego zaznaczyły, nie wiedząc, że jestem Polakiem, że jeśli mieszkam w Kazachstanie to powinienem znać język kazachski, bo oni są narodowości kazachskiej i znają rosyjski! Nie ukrywam, że wywołało to moje duże zdziwienie, bo miałem już wiele okazji przekonać się o miłym usposobieniu mieszkańców Almaty a także o przychylności dla obywateli innych państw. Byłem też świadkiem, kiedy Kazachowie wielokrotnie rozmawiali między sobą w języku rosyjskim, często wynikało to ze względów praktycznych, po prostu było im łatwiej się porozumieć i dobrać odpowiednie słowa w tym języku. Nie zaburzyło to mojej dotychczasowej opinii o kulturalności Kazachstańczyków, a jako przykład mogę przytoczyć ustępowanie miejsc w autobusach osobom starszym czy kobietom z dziećmi, czego wcześniej nie doświadczyłem w Rosji czy na Ukrainie. Na uwagę zasługuje fakt, że osoby niepełnosprawne w mieście nie są widoczne, co tłumaczę sobie brakiem akceptacji ich przez społeczeństwo, zresztą wiele budynków nie było przystosowanych do obsługi tej grupy osób.
Miasto jest kolorowe, bogate w kwiaty i drzewa, pomniki, kompozycje roślinne, sztuczne wielbłądy, fontanny i flagi powiewające praktyczne na każdej ulicy w centrum. Atrakcjami są: Zielony targ, Targ Baraholka, kolejka linowa na górę Koktebe gdzie z góry można popatrzeć na miasto - stąd najlepiej widać smog! i znany już za czasów radzieckich stadion usytuowany w górach i spełniający funkcje lodowiska - MEDEO. Wyżej na ponad 2 tys. m.n.p.m. znajduje się miejscowość turystyczna Czumbalak - centrum sportów zimowych, praktycznie bez stałych mieszkańców, gdzie swoje rezydencje ma Prezydent Kazachstanu Nursultan Nazarbajew i Prezydent Federacji Rosyjskiej Wladimir Putin. Dalej jest Memoriał poległych, gdzie na tabliczkach przymocowanych do skał są umieszczone nazwiska tragicznie zmarłych w górach alpinistów. Bogactwo przyrody jest nie do opisania, krajobraz jest bardzo malowniczy, dookoła Almaty jest wiele miejsc, które warto polecić o każdej porze roku. Podczas stażu spotkałem się także z wieloma przedstawicielami firm z polskim kapitałem, będącymi na tamtejszym rynku. Było to cenne doświadczenie, gdyż miałem okazje zapoznać się z różnymi opiniami o klimacie inwestycyjnym, współpracy z Kazachami w sferze biznesu, sytuacji gospodarczej państwa, jak i wysłuchać osobistych wrażeń z życia w tak dalekim kraju. Do tej pory nie wiem czym to jest spowodowane, ale każda osoba praktycznie miała inny punk widzenia i dawała mi całkiem różne wskazówki.
Miasto cechuje się też wielka ilością barów, w których można spróbować rozmaite dania regionalnej kuchni, z których na uwagę zasługuje surpa, czyli zupa z baraniny i lagman - rodzaj makaronu niedostępny w Polsce podawany w najróżniejszy sposób w bulionie lub z gulaszem mięsno - warzywnym według wielu receptur.
Z produktów, które są szerzej nieznane warto polecić: tan lub tandem czyli gazowane i osolone kwaśne mleko, chałwa słonecznikowa, skondensowane owoce z Uzbekistanu, serki na zimno w polewie czekoladowej ze słodkim nadzieniem, majonezy o różnych smakach z przyprawami, zagęszczone mleko w puszkach, lawasze czyli cienki chlebek podawany najczęściej z mięsem i warzywami, liepoioszki czyli rodzaj chleba, pirozki czyli ciasto smażone na głębokim oleju przypominające nasze paczki z nadzieniem mięsnym, z kapusty lub z ziemniaków, samsy czyli ciasto półfrancuskie z farszem mięsnym z dużą ilością cebuli zapiekane z niewielką ilością tłuszczu, czieburieki z cienkiego ciasta naleśnikowego smażonego na głębokim oleju z farszem mięsnym, ser twarogowy na słodko z rodzynkami lub suszona morelą. Komunikacja w mieście jest dobrze rozwinięta, wszędzie można dojechać bez kłopotów, autobusy są głównie produkcji koreańskiej lub japońskiej i w każdym jest osoba pobierająca opłaty za korzystanie ze środka lokomocji, nie spotkałem się z nieprzychylnymi osobami pracującymi w tym zawodzie. Częstotliwość kursów jest umowna, brakuje rozkładów jazdy, zresztą sa ogromne korki więc trudno by było zachować harmonogram kursów, mało jest także przystanków z prawdziwego zdążenia, zdarzają się po prostu słupy informujące o postoju. Wiaty często są wzbogacone o plakaty odnoszące się do kwestii państwowych i kulturalnych, często informujące o świętach i pokazujące "piękno i niezwykłość" kraju i miasta. Długo będę wspominać miejsce gdzie spałem przez miesiąc, a mianowicie dom rodziny Ujgurów, mieszczący się w pobliżu Ambasady. Praktycznie to był jedyny plus mojego miejsca zamieszkania. Warunki były dość specyficzne i wyjątkowe, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Przez miesiąc spałem na materacach na podłodze w tzw. pokoju reprezentacyjnym, gdyż była to najważniejsza część domu i każdego ranka musiałem wszystko uprzątnąć na wypadek gdyby do gospodarzy przyszli goście. Było to niezbyt przyjemne, gdyż nie miałem gdzie położyć swoich ubrań i innych rzeczy przywiezionych z Polski więc przez cały miesiąc się nie rozpakowałem i miałem nakaz trzymania swojego dobytku w skrytce, która była najzimniejszym pomieszczeniem. Ubikacja była na zewnątrz w postaci drewnianej i zawsze przechylonej budki, za którą powiewały flagi Ambasady Korei Południowej. Łazienka była w innym dobudowanym pomieszczeniu i nazywana była banią przez gospodarzy, chociaż znacznie odbiegała od typowych wyobrażeń rosyjskiej bani, nie wspominając już o warunkach sanitarnych… Warto dodać, ze wodę zimną nalewało się z węża do pieca, jeśli był rozgrzany, co zdarzało się dość rzadko, a stamtąd do wspólnego garnka, skąd przelewało się do wspólnej miski, dodając zimną wodę dla uregulowania temperatury. Całej czynności towarzyszyły czasem szczury. Rodzina spędzała większość dnia w jadalni, znajdującej się w częściowo pod powierzchnią ziemi, wokół okrągłego stołu kucając przy jedzeniu. W nocy w tym miejscu było dodatkowe łóżko. Ujgurzy wynajmowali pokoje także w innych przybudówkach, głównie Uzbekom pracującym na budowie, a także każdemu, kto zdobył zaufanie gospodarza podczas krótkiej rozpoznawczej rozmowy. Z reguły na nos przychodziły osoby mające zamiar następnego dnia udać się do Ambasady Korei Południowej. Powierzchnia działki była także wykorzystywana jako parking dla przypadkowych samochodów za drobną opłatą. Rodzina obchodziła święta muzułmańskie czego byłem świadkiem, a także przeprowadziła domowy chrzest i obrzezania dokonane przez najstarszą osobę narodzonemu 40 dni wcześniej dziecku. Pobyt w Ambasadzie zakończyłem 26 października, gdyż 30 października miałem już pociąg do Polski.
Przeczytaj podobne artykuły