Baarle-Hertog i Baarle-Nassau, czyli belgijsko-holenderska zabawa w puzzle
Geozeta nr 8
artykuł czytany
22365
razy
I właśnie najciekawsze jest tu to, że domy są pobudowane tak jakby tu żadne granice nie istniały. Również układ ulic jest w całkowitej sprzeczności w podziałem politycznym tego terenu. Po prostu granica biegnie sobie tu na przykład środkiem drogi, by następnie skręcając przejść komuś przez dom dzieląc mu mieszkanie na części tak, iż zwykłe pójście z kuchni do łazienki wiąże się z przekraczaniem granicy państwowej. Tak jest tu na każdym kroku. W niektórych miejscach przebieg granicy zaznaczono na jezdni kolorową kostką, gdzie indziej wbitymi metalowymi ćwiekami. Jednak w większości przypadków jak dokładnie ona przebiega można się dowiedzieć wyłącznie z map geodezyjnych.
Tak absurdalna sytuacja musiała wytworzyć wiele dziwnych i czasami śmiesznych sytuacji. Otóż na przykład woda i gaz w obu częściach są holenderskie, a telewizja kablowa belgijska, lecz już o przynależności państwowej elektryczności, telefonów jak i samego budynku, decyduje to po której stronie granicy znajdują się główne drzwi wejściowe. Ten fakt oznakowany jest na tabliczce z numerem domu, która jest albo w barwach holenderskich, albo ma małą flagę belgijską. Jeśli na przykład 90% domu leży w Holandii, ale wejście jest w Belgii to taki dom ma adres belgijski. Jednak gdyby ten stan rzeczy znudził się właścicielowi takiego domu, to mógłby on po prostu wybić nowe wejście już w Holandii, likwidując stare, by od tego momentu podlegać prawodawstwu holenderskiemu. Nie są to jakieś abstrakcyjne przykłady, gdyż takie rzeczy naprawdę miały tu miejsce. Do tej pory istnieje dom, w którym granica państwowa przechodzi idealnie przez środek drzwi wejściowych. Urzędnicy z obu krajów długo nie wiedzieli co z tym fantem zrobić. Nie udało się namówić właściciela by o parędziesiąt centymetrów przesunął drzwi w jedną bądź w drugą stronę. W końcu chcąc nie chcąc musieli mu nadać dwa adresy i dziś po jednej stronie drzwi widnieje belgijski numer 2, a po drugiej holenderski 16.
Obecnie oba kraje nie mają między sobą granic celnych, paszportowych i jeszcze kilku innych, lecz kilkadziesiąt lat temu sytuacja była inna. Ograniczenia eksportowe i importowe istniejące w latach powojennych były omijane w ten sposób, że wnosiło się dany towar do domu stojącego na granicy po jednej jego stronie, granicę przekraczało się na przykład w jadalni i wynosiło zupełnie legalnie drugimi drzwiami już w innym państwie. Gdy jednemu z zakładów groziła wysoka grzywna za wypuszczanie do holenderskiej atmosfery zbyt dużej ilości trujących substancji, przeniósł on komin do położonej metr dalej Belgii, gdzie normy czystości były mniej surowe. Problem miała również policja, gdyż do czasu podpisania odpowiednich regulacji mogła ona interweniować tylko na terytorium państwa z którego się wywodziła. Tak więc holenderski policjant widząc włamanie do sklepu leżącego po drugiej stronie ulicy ale już na terytorium Belgii mógł co najwyżej zgłosić ten fakt swemu belgijskiemu koledze.
Dziś w całym mieście można płacić zarówno guldenami holenderskimi jak i frankami belgijskimi lecz trzeba już uważać do jakiej skrzynki pocztowej wrzuca się list. Te z Belgii są bardzo podobne do tych z Holandii, a wątpliwe jest czy np. Królewska Poczta Belgijska zaakceptowała by list z naklejonym holenderskim znaczkiem. Problemy mogą być też z dzwonieniem. Co prawda telefonowanie na obszarze całego miasta jest traktowane jako rozmowa lokalna bez względu czy się dzwoni z części belgijskiej do holenderskiej czy tylko w ramach jednego kraju. Jednak gdy dzwoni się już dalej, do innych miast w Belgii i Holandii, czy też za granicę, to fakt czy wybierze się najbliższy automat telefoniczny czy ten położony sto metrów dalej może mieć duże znaczenie dla zasobów naszego portfela.
To podwójne belgijsko-holenderskie miasto posiada oczywiście dwa urzędy miejskie, dwie policje (choć mieszczą się one w jednym budynku po stronie belgijskiej), dwie poczty, dwa kościoły, dwie straże pożarne, czasami rywalizujące o to do kogo należy pożar w domu stojącym na granicy. Poza tym mieszkańcy Baarle-Hertog mieszkają wyżej niż ich sąsiedzi z Baarle-Nassau. Nie wiąże się to bynajmniej z wysokością zabudowy, tylko z tym, że w Holandii wysokości terenu mierzy się od punktu zerowego w Amsterdamie, a w Belgii od punktu zerowego w Ostendzie znajdującego się o 2,34 metra niżej. Dobrze jest to widoczne na mapach topograficznych, gdzie wszystkie poziomice urywają się na granicy.
Samo miasto, czy też miasta, nie jest zbytnio ciekawe. Winę za ten stan rzeczy ponosi druga wojna światowa, w wyniku której uległo ono niemal całkowitemu zniszczeniu. Jednak do dzięki tej wojnie Polska jest tu bardzo miło wspominana, gdyż wyzwolicielami miasta były polskie wojska gen. Maczka. Pamiątką po tym okresie jest znajdujący się w belgijskim Baarle-Hertog pomnik poświęcony polskim żołnierzom, którzy polegli tu w czasie walk, oraz ulica Gen. Maczeklaan znajdująca się w części holenderskiej.
Najstarszym zabytkiem jest znajdujący się w centrum miasta po stronie holenderskiej dom z 1639 roku w którym znajduje się stary sygnał straży pożarnej. Obok niego stoi pochodząca z 1809 roku pompa wodna. Z innych zabytków można wymienić pochodzący z XIX wieku budynek urzędu miejskiego Baarle-Hertog zamieniony obecnie na muzeum, budynek dworcowy z tego samego wieku nieistniejącej już dziś kolei, oraz kilka starych kamieniczek.
Przeczytaj podobne artykuły