podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Pójść do Rzymu
reklama
Andrzej Gołębiewski
zmień font:
Pójść do Rzymu
artykuł czytany 1914 razy
Na pieszą pielgrzymkę do Watykanu Andrzej Gołębiewski zdecydował się ostatecznie po powrocie z kolejnej już pieszej pielgrzymki, tym razem do Wilna. Tym razem trasa pieszej pielgrzymki miała stanowić wielokrotność typowej trasy na Jasną Górę, czy też do Wilna. Jednakże świadomość, iż ma jako nauczyciel ponad dwa miesiące urlopu, zadecydowała o podjęciu życiowego wyzwania. "Jeżeli nie teraz, to kiedy?" - pytał sam siebie. Na karku już pół wieku i nie pora odkładać tego planu na później. Później, znaczy wcale. "Nie jesteś już takim młodzikiem, jak dawniej. Nie masz piętnastu lat, a raczej już prawie pięćdziesiąt" - "pocieszała" go znajoma pielęgniarka, która zaopatrzyła go w podstawowy zapas leków na tak długą pieszą pielgrzymkę.
Rozpoczął zbieranie map i wszelkich potrzebnych wiadomości na temat marszu do Italii. Tych wiadomości nie było zbyt wiele tak, że do końca nie był świadomy skali trudności, jakich podjął się. Faktyczne trudności były większe, aniżeli przewidywał.
W dniu 19 czerwca 2006 roku odebrał od ordynariusza elbląskiego, ks. Bp Jana Styrny błogosławieństwo pielgrzymie na piśmie. Od tej pory czas jakby szybciej zaczął biec. Ponad miesiąc nie ustawał w ćwiczeniach kondycyjnych. Co kilka dni odbywał dłuższe marsze rzędu 30 - 36 kilometrów brzegiem Zatoki Gdańskiej. Zdawał sobie sprawę, że będą też inne ukształtowania terenu, czyli przejście przez Alpy, w których nigdy nie był.
O świcie 5 lipca rozpoczął marsz z plaży w Stegnie. Kilka chwil przypatrywania się wschodzącemu nad Bałtykiem słońcu i kieruje się na południe. Najpierw jest to las nadmorski. Zapachy letniego lasu bardzo kusiły, aby dać sobie spokój z tym szaleństwem, na jakie zdecydował się. Może lepiej byłoby spędzić 2 - 3 tygodnie na campingu gdzieś nad morzem w lesie? I dzisiaj potrzeba szaleńców Bożych - mówił mu biskup elbląski, gdy 19 czerwca tego roku dyskutowali o polskiej "pionierce" pieszego pielgrzymowania do Rzymu w XIV wieku, bł. Dorocie ze wsi Mątowy Wielkie koło Malborka.
Pierwszy dzień miał charakter wielkiego testu wytrzymałościowego tak dla psychiki pątnika, jak i dla sprzętu, który należało zabrać ze sobą. Obciążonego plecaka nie dało się nieść na dłuższą metę. Po 10 km trzeba było wykorzystać zamontowane do plecaka kółka i całość po prostu ciągnąć. Niestety trafiały się odcinki trasy, gdy nagle asfalt nagle kończył się i pozostawał trywialny bruk. Tak było między Nowym Stawem a Tczewem, jak również w Czechach. Obcieranie dna plecaka o nierówną nawierzchnię przyczyniło się do stopniowego przecierania się plecaka, który swój żywot skończył w Rzymie.
Trasa z plaży w Stegnie do klasztoru w Gorzędzieju za Tczewem pierwszego dnia wynosiła 66 km. Był to najdłuższy etap w całej pielgrzymce pieszej do Watykanu. W kolejne dni przypadały już dzienne odcinki rzędu około 50 km. Parytet trasy dziennej zwykle kształtował się w proporcjach: 30: 20, czyli 30 km do południa, gdy organizm nie jest jeszcze tak zmęczony. Potem trzy godziny odpoczynku zwykle w cieniu napotkanego kościoła, aby przeczekać południowe upały, a te były znaczne na terenie Polski. Jako typowe exemplum niech będzie temperatura o godz. 19.28 po opuszczeniu Świecia. Termometr nad drogą pokazywał wtedy: +32,8°C - w powietrzu i +38,3°C przy jezdni. Praktycznie najlepiej maszerowało się wczesnym rankiem i pod wieczór, ale wtedy człowiek był już znużony całodziennym upałem. Wiadomo, że nie ma możliwości maszerowania po zapadnięciu zmroku z uwagi na możliwość potrącenia przez auta. Ostatniego dnia pojawiła się konieczność marszu po ciemku i to był jeden z bardziej stresujących odcinków pielgrzymki. Już prawie u bram Rzymu, w Prima Porta droga, która szedł przebiegała przez tunel długości prawie półtora kilometra. W zasadzie tunel to nic nowego. Przechodził już takimi w Austrii, ale wszystkie były oświetlone. Ten ostatni, w Prima Porta był niestety nieoświetlony! To był istotnie tunel dla niego. Jezdnia dwupasmowa, którą pędziły auta z prędkością ponad 100 km na godzinę, robiła takie same wrażenie jak 3 km autostrady, którą musiał pokonać pod Wenecją, aby wyjść na trasę w stronę Rawenny. W tym ostatnim tunelu był też pas awaryjny, ale strasznie zaśmiecony odłamkami kamieni i betonu. Trzeba było, po założeniu kamizelki odblaskowej, dobrze patrzeć pod nogi, gdy nadjeżdżało z tyłu jakieś auto. Był to jedyny moment, gdy fragment jezdni był oświetlony. Cały odcinek tunelu w Prima Porta pokonywał z prędkością, co najmniej 6 km na godzinę. Podobne tempo zaliczał też pod Wenecją, w, Mestre gdy, ujrzeli go na autostradzie karabinierzy i kazali zejść na stację benzynową, aby poczekać mandat karny. Duże tempo marszu pozwoliło mu bezpiecznie oddalić się od wskazanej stacji benzynowej, a przez to uratować około 100 euro.
Pierwszy deszcz a raczej ulewa pojawiła się nocą we wsi Wińsko na południu Polski. Wystarczyło kilka minut burzy, aby wnętrze namiotu zamieniło się w miniaturowy basen letni. Jedynym rozwiązaniem było przeczekanie w nim do końca burzy, albo wycięcie w podłodze namiotu kanałów odpływowych. Niestety po ciemku trudno było znaleźć jakieś ostre narzędzie. W Austrii też trafiały się deszcze, ale prawdziwie deszczowa pogoda trafiła się dopiero w Italii. Prawie, co dwa dni burza. 1 sierpnia spotkał na swej drodze cztery burze. W dzienniku pielgrzymkowym pojawia się 1 sierpnia następujący zapis:
Strona:  [1]  2  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Włochy (euro) 1 EUR =  4,61 PLN
[Źródło: aktualny kurs NBP]