Wakacje w Istro
artykuł czytany
4474
razy
Wychodząc z hotelu i wpadłam w stado owiec. Byłam zdumiona, że przez główną ulicę turystycznej miejscowości Istro spacerują nie ludzie a zwierzęta. Dopiero później dowiedziałam się, że na Krecie wykorzystywany jest każdy skrawek żyznej ziemi do upraw i hodowli, niezależnie czy leży on koło hotelu czy na odległym polu.
Mała miejscowość Istro we wschodniej części północnego wybrzeża Krety położona jest niezwykle malowniczo, przy morskiej zatoce. Z jednej strony wioskę otaczają wzgórza, z drugiej szafirowa tafla morza. W środku biegnie szeroka ulica, przy której usytuowano niewielkie hotele, restauracje, sklepy. Pomiędzy obiektami usługowymi można jeszcze znaleźć małe domki, których właściciele zapewne usilnie bronią je przed wyburzeniem i ustawieniem w ich miejscu kolejnego hotelu. Popołudniami na ławeczkach siedzą starsze kobiety odziane w czerń, sędziwi mężczyźni i zaciekle dyskutują ze sobą.
Z przyjemnością siadałam na balkonie hotelowym i patrzyłam na morze i góry. Obserwowałam, jak daleko, na tle horyzontu przesuwały się białe statki i żaglówki. Spacerowałam po plażach, których jest tu kilka. Są oddzielone od siebie skalnymi występami, niekiedy z wyżłobionymi przez wiatr i wodę "oknami" ozdobionymi naturalnymi "rzeźbami". Plaże są i kamieniste i piaszczyste, a morska woda turkusowo - szafirowa, czysta i słona. Można pływać do woli, bo morze samo unosi amatorów kąpieli. Korzystając z kąpieli słonecznej na piaszczystej plaży, musimy pamiętać o zabraniu ze sobą ręcznika czy materaca, na którym się rozłożymy. Możemy oczywiście skorzystać z wygodnych łóżek i parasola, ale za dwa łóżka i słoneczny parasol zapłacimy dziewięć euro (za dzień).
Na spacer po wzgórzach otaczających akwen wybrałam się po śniadaniu i natychmiast tego żałowałam. Słońce grzało niemiłosiernie, a roślinność porastająca teren sięgała mi najwyżej do kolan. Nie znalazłam ani odrobiny cienia, zrezygnowałam z wędrówki i na skały wróciłam dopiero przed wieczorem. Przyjemniejszy od górskiego jest spacer po plaży. Jest on pełen niespodzianek, gdyż linia brzegowa tej części Krety jest niezwykle poszarpana. Wędrując napotkamy na kolejne półwyspy oraz małe i całkiem spore zatoczki.
Komunikacja publiczna jest na Krecie dość dobrze zorganizowana i niedroga. Wybrałam się więc do stolicy wyspy - Heraklionu. Byłam nieco rozczarowana i ogłuszona hałasem, tłokiem, pośpiechem. Po krótkim spacerze po rynku i starych uliczkach, gdzie napotkałam piękną zabytkową fontannę, udałam się nad morze. Po drodze minęłam dobrze zachowane mury weneckie, które przed wiekami służyły do obrony miasta przed tureckimi najeźdźcami. Mury w niektórych miejscach osiągają grubość 14 metrów. Do obrony służyły także fortyfikacje portowe. W ich skład wchodzi XIV- wieczny zamek. Warto pospacerować po jego murach i wejść do wnętrza, gdzie panuje przyjemny chłód. Mury i fortyfikacje były niezwykle trudne do zdobycia - Turcy walczyli o miasto aż 22 lata. Potem, gdy byli już jego władcami, wybudowali ponoć piękne meczety i pałace, które potem Grecy z nienawiści do okupantów zniszczyli.
Obowiązkowym punktem programu wycieczki do Heraklionu jest wizyta w Muzeum Archeologicznym. Zbiory są tak bogate i interesujące, że nawet przeciwnicy tego typu obiektów otwierają oczy ze zdziwienia. Są tu prawie wszystkie ważniejsze prehistoryczne i minojskie znaleziska, między innymi miejskie mozaiki, sławny dysk z inskrypcjami z Faistos, który był tematem wielu książek historycznych i przygodowych, ryton - wspaniałe naczynie do picia w kształcie głowy byka, czarne wazy, biżuteria. Mnie szczególnie zainteresowała kamienna peruka, którą minojskie piękności wkładały na głowę zapewne podczas jakichś szczególnych uroczystości.
Gdy już mamy jako takie wyobrażenie o życiu mieszkańców Krety w epoce minojskiej, można wybrać się na wycieczkę do Knossos - częściowo zrekonstruowanych ruin największego z pałaców minojskich, który szczyt rozwoju osiągnął przeszło trzy tysiące lat temu. Knossos był pałacem legendarnego króla Minosa, którego żona Pazifae urodziła Minotaura - półbyka, półczłowieka. Aby straszydło nie szkodziło poddanym, król kazał Dedalowi wybudować labirynt, w którym zamknięto potwora. Sprowadzano mu na pożarcie chłopców i dziewczęta. Dopiero Ateńczyk Tezeusz zabił bestię i przy pomocy córki Minosa - Ariadny wydostał się z labiryntu. Nie wiadomo, ile prawdy jest w tej znanej legendzie. Ja wolałam w nią wierzyć wędrując po odkrytym przez sir Artura Evansa w 1900 roku pałacu, oglądając komnaty królewskie, łaźnie, system kanalizacyjny, teatr, ogromne kadzie, w których przechowywano nie tylko zboże, oliwę, owoce, ale także skarby ze złota.
Kilkanaście kilometrów od wioski Istro leży jedno z piękniejszych miasteczek na Krecie - Agios Nikolaos. Swój urok miejscowość zawdzięcza w dużym stopniu podobno bezdennemu słonemu niewielkiemu jezioru, nad którym pobudowano niezliczoną ilość kawiarenek, restauracji i barów. Jezioro jest w centrum miasta. Dzięki temu, że połączono je z morzem, udało się utworzyć wewnętrzny port, w którym cumują kolorowe żaglówki i niewielkie statki. Najlepiej je oglądać ze wzgórza roztaczającego się nad jeziorem. Aby tam dotrzeć, trzeba pokonać setki schodów prowadzących do góry. Na szczycie znajdziemy nie tylko uliczki, ale także ławeczki, na których możemy odpocząć i porozkoszować się widokiem na miasto, jezioro i morze.
Przeczytaj podobne artykuły