Trifon Zarezan kontra Święty Walenty
artykuł czytany
2892
razy
Przygodą życia nazwaliśmy trzy tygodnie spędzone na dzikiej plaży w okolicach Warny. Z kempingu w Złotych Piaskach zabrał nas emerytowany kapitan żeglugi wielkiej, Pan Gienkow. Zaproponował tanie lokum, dowóz pitnej wody i owoce w nieograniczonych ilościach gratis. Wywiódł naszą paczkę na całkowite pustkowie, które kilka lat wcześniej było daczowiskiem zamożnych mieszkańców Warny. Po trzęsieniu ziemi tylko jego letni domek nadawał się do użytku. Zadbał więc o niego, doposażył i wynajmując turystom dorabiał do skromnej żiwkowowskiej emerytury. To miejsce oszałamiało od pierwszego momentu. Bezpańskie sady i winnice pełne były dojrzewających właśnie pachnących dobroci. Kamienista plaża zapewniała kameralność i egzotykę. Małże samodzielnie łowione w morzu i wzorem miejscowej tradycji pieczone na zwykłej blasze smakowały wybornie. Zamiast hałaśliwej muzyki kurortu wieczorami upajaliśmy się szeptem czarnomorskiej przyrody. Pan Gienkow zjawiał się dwa razy w tygodniu ze świeżym, bialutkim, wiejskim pieczywem, kilkoma bukłaczkami słodkiej wody i zajmująco opowiadał o swojej miłości do słonych wód.
Swym pysznym urokiem Zatoka Warneńska wabiła przybyszów od tysięcy lat. Tu kwitła kultura Traków zanim cokolwiek działo się w Mezopotamii. Grecy, koczownicy celtyccy i Rzymianie penetrowali owe tereny na długo przed narodzeniem Chrystusa. We wczesnym Średniowieczu miały miejsce najazdy Gotów i Hunów a wkrótce potem pojawili się Słowianie i zakaukascy Protobułgarzy. Właśnie sojusz tych ostatnich nacji przeciwko Bizacjum skutkuje powstaniem pierwszego państwa bułgarskiego w 681 roku. Siedzibą władcy, chana Asparucha, zostaje niedaleka Pliska. Późniejsze burzliwe dzieje całej Bułgarii zachęcają do szperania w literaturze historycznej, przewodnikach turystycznych i wywołują przemożną ochotę na wytyczanie coraz to nowych tras do zwiedzania.
Zaledwie kilka kilometrów od centrum Warny polski turysta powinien choć przez chwilę zadumać się nad fragmentem naszych dziejów. W jednym ze starych kurhanów trackich już siedemdziesiąt lat temu urządzono mauzoleum poświęcone królowi Polski i Węgier, Władysławowi III. Nazwany potem Warneńczykiem dwudziestoletni władca poległ tu w czasie krucjaty antytureckiej w 1444 roku. Do wojny przeciwko wyznawcom Allacha chrześcijan nawoływał papież Eugeniusz VI, w Polsce zaś sprzyjał temu kler z wpływowym wówczas biskupem Zbigniewem Oleśnickim na czele. Oblężenie potężnej twierdzy warneńskiej nie powiodło się wojskom polskim i węgierskim dowodzonym przez Jana Hunyadiego. Fanatycznie walczący podkomendni sułtana Murada II zadali chrześcijanom druzgocącą klęskę a wraz z synem Władysława Jagiełły polegli liczni polscy rycerze. Jednak warneńska bitwa, jak się potem okazało, opóźniła zdobycie przez Turków Konstantynopola /1453r./
Całe Bałkany fascynują specyficznym folklorem, co także w Bułgarii przejawia się bogactwem strojów ludowych, tradycyjną muzyką i różnorodnością obrzędów, zwyczajów oraz prastarych świąt. Surowakane, Łazaruwane czy Kukerski Igri to wesołe ludowe święta okresu witania nowego roku, przedwiośnia i karnawału. Swoje uroczystości celebrują hodowcy owiec, pasterze i rybacy. Osobny zwyczaj, wywodzący się ponoć jeszcze z greckich dionizjów, to Trifon Zarezan - święto plantatorów winorośli. Jedna z legend mówi, że z woli Olimpu Dionizos miał objąć patronat nad jednym z tutejszych miast. Pewnego ranka, po kilku dniach straszliwej burzy, na brzegu morskim w pobliżu dzisiejszego Bałcziku znaleziono posąg greckiego boga ekstazy i wina. Miastu nadano nazwę Dionizospol i od tej pory hucznie zaczęto czcić nowego boga - rolnictwo i uprawa winnej latorośli miały tam już bogate tradycje. Chrześcijańskie wcielenie Dionizosa, św. Trifon Zarezan /skaleczony podczas przycinania pędów winorośli/ ma do dziś swoje święto 14 lutego. To wczesne witanie wiosny i rozpoczęcie rolniczego sezonu nie boi się konkurencji młodzieżowego walentynkowego szału. Sprzedawcy okazjonalnych gadżetów robią więc interes hołubiąc obu świętych jednakowo.
Dobrego bułgarskiego wina i specjałów narodowej kuchni skosztować można w wielu restauracjach w Złotych Piaskach. Bardzo często odwiedzałem jednak tę wymienianą na pierwszym miejscu, położoną na wysokiej skarpie, ludową karczmę Trifon Zarezan. Nie można zapomnieć smaku podawanych tam duszonych mięs urozmaiconych macierzanką, koprem i dziką miętą. Nigdzie indziej nie zachwycałem się tak jagnięciną czy gołąbkami nafaszerowanymi podrobami z barana. Wszędobylska sałatka szopska nabiera tam wyjątkowej oryginalności za sprawą sprowadzanego aż z Rodopów specjalnego gatunku białego, solonego sera, który starty na cienkie wiórki, wabi oko, cieszy nozdrza i pobudza kulinarną chuć. Nie przepadam za słodyczami ale tureckiego pochodzenia rewane i bakława - podlane gęstym, słodkim syropem, zawsze wyśmienicie komponowały się jako deser z daniami podanymi przedtem. Nikt tego nagle nie wymyślił. To naturalny efekt przenikania się nigdy nie policzonych wpływów dziesiątków nacji i tradycji - wszak Bałkany to odwiecznie kipiący tygiel różnorodności, także kulinarnej.
Mimo, że mussaka znana jest na całych Bałkanach i Bliskim Wschodzie, proponuję jedną z bułgarskich wersji tej zapiekanki. Podstawą jest bakłażan, mięso i smakowe dodatki powszechnie dostępne także w Polsce. Pokrojone w półcentymetrowej grubości plastry z dwóch średnich bakłażanów solimy i odstawiamy na godzinę. Na łyżce oleju delikatnie smażymy dwie średniej wielkości pokrojone cebule i kilka ząbków zmiażdżonego czosnku, posypując to lekko pieprzem. Następnie dokładamy do tego 75 dag mielonego, chudego wołowego mięsa i solidniej przyprawiamy solą, pieprzem i ostrą papryką. Odlewamy nadmiar tłuszczu. Plastry bakłażana obtaczamy w mące i na osobnej patelni obsmażamy na oleju uzyskując złotawy kolor. Wkładamy teraz połowę tych bakłażanów na dno żaroodpornego naczynia a na nie dajemy warstwę mięsa. Pozostałe bakłażany układamy na samym wierzchu, przykrywamy naczynie i w temperaturze 180 stopni pieczemy ok. 30 min. Używając następnie trzech małych pojemniczków naturalnego jogurtu, połowy szklanki mleka i 4 roztrzepanych żółtek, tworzymy masę spajającą. Wlewamy ją do zapiekanki i teraz już bez przykrycia dopiekamy około 15 minut.
W karczmie Trifon Zarezan degustowałem też zupę z midi, dorodny kiszony czosnek i kilka gatunków winogronowej rakiji . O renomę lokalu wspaniale dbała wtedy, niepospolitej urody Jovanka Spasowa, kontynuatorka kulinarnych tradycji rodu Wandżełowów. Nie wiem co się tam jada teraz. Wybieram się wkrótce na ponowne odkrywanie tych miejsc. Chcę też sprawdzić, czy bułgarscy kelnerzy nadal rozcieńczają alkohole aby dorobić do skromnych pensyjek...
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż