Absynt - trunek legenda
artykuł czytany
22088
razy
Siedzę w westybulu paryskiego hotelu Royal Fromentin i napawam się kolorami oraz smakami minionych epok. Szafy w barwach ciemnego miodu, brązowe belkowanie sufitu, zieleń ściennych tapet i wiśniowe obicia foteli. Na jednej z szaf herb Don Juana - gwiazda i serce. Jedna ze ścian zdobna dwoma plakatami a'la Toulouse-Lautrec. Kominkowa półka wsparta na dwu dostojnych kariatydach. I zieleń ścian, zieleń wykładzin, kwiecia, a także trunku w mojej szklaneczce.
Opiewany przez wielkich liryków, uwieczniony na płótnach malarzy, wychwalony przez wszystkich by w końcu, w roku 1915, zostać całkowicie zakazanym we Francji, dziś absynt przeżywa swój triumfalny comeback. Zielona Wróżka - tak niekiedy określano absynt - nie dała sobie odebrać uprzedniego czaru. Najpierw adorowana a zaraz potem wypędzona, oskarżona o rodzenie szaleńców ofiara lig antyalkoholowych i winiarskiego lobby, dziś, wolna już od wielu szkodliwych substancji piołunu (Artemisia absinthium), nie straszy nikogo neurotoksynami. Pierwsza piołunówka powstała w szwajcarskim kantonie Neuchâtel w roku 1798 w rezultacie pasji pewnej starszej pani. Wieśniaczka mieszkała u podnóża krasowego pasma Jury i na jej stokach zbierała dzikie zioła, suszyła je, robiła mieszanki i sporządzała nalewki. Jedna z mikstur okazała się niebywale oryginalnym trunkiem. Kilka lat później niejaki Pernod przywiózł pomysł do Francji, gdzie około roku 1805 założono pierwszą destylarnię absyntu. Kiedy pojawiła się wieść o rzekomych bakteriobójczych właściwościach trunku - chronił ponoć podbijających Algierię żołnierzy francuskich przed dyzenterią - absynt stał się natychmiast modny wśród burżuazji i artystów. Początkowo droższy od wina, ale taniejąc, około 1860 roku stał się jeszcze bardziej powszechny, także wśród klasy robotniczej. Popularność trunku zaczęła rosnąć. Tani, bardzo często podrabiany alkohol nabywa miana 'Nikczemnej Wróżki' i obwiniany jest o wszystkie nieszczęścia ludzkości. Wyjęty spod prawa czeka prawie wiek cały by odrodzić się w nowej chwale.
Hotel, w którym smakuję absynt, usytuowany jest na styku paryskich dzielnic pełnych ducha Belle Epoque, głównie za sprawą barwnego życia kilku pokoleń bohemy. To rejon Montmartru, Wielkich Bulwarów i Opery. Co kilka metrów można natknąć się tu na miejsca, gdzie Szopen romantycznie patrzył w oczy George Sand, gdzie powstawały wybitne dzieła impresjonistów, gdzie spacerował Van Gogh i gdzie Apollinaire pomieszkiwał przez kilka lat. Sącząc magiczny napój wspominam wczorajszy późny spacer uliczkami słynnych quartiers. Zajrzałem na St Georges, gdzie pod nr 35 do 1875 roku mieszkał Renoir robiąc stamtąd częste wypady do swoich koleżków Edgara Degasa i Guy de Maupassanta. Chwilę zatrzymałem się na Square La Bruyere, którędy jeszcze wcześniej biegał Delacroix spiesząc by dawać lekcje rysunku synowi przyjaciółki Szopena. W rożnych okresach przechadzali się tędy: Utrillo, Talma, Denis, bracia Goncourt, Apollinaire ...
Wśród tysięcy zapachów biesiadującego Paryża wyraźnie dało się wyodrębnić aromat anyżku, który podobnie jak kilkanaście dziesiątków lat temu wypełniał przestrzenie zaułków, skwerów i bulwarów. Wypływając wówczas z otwartych okien licznych barów, kawiarenek i restauracyjek, gdzie absynt powszechnie serwowano, wabił do miejsc beztroskiej fety coraz to nowe czeredy rewelersów.
W czasach minionych westybul mojego hotelu rozbrzmiewał gwarem kabaretu Don Juan przyciągając całą artystyczną cyganerię Dzielnicy Łacińskiej i watahy wiecznie biesiadujących birbantów. To tu między innymi rodził się wielce towarzyski rytuał spożywania absyntu. Ten mocny i gorzki destylat wymagał dosładzania, a że cukier nie rozpuszcza się w 70% alkoholu, wypraktykowano sprytne instrumentarium aby sobie z tym poradzić. Wysoką szklanicę w części napełnioną zielonym trunkiem stawiało się pod kranikiem pojemnika z zimną wodą. Na szklance spoczywała ażurowa łyżeczka z kostką cukru i krople wody wolno spadające z kranika rozpuszczały cukier słodząc następnie piołunowego drinka. Zarówno szklanki, jak i pojemniki na wodę oraz łyżeczki stały się wkrótce przedmiotami chodliwymi, obiektami dekoratorskich eksperymentów a nawet małymi dziełami sztuki. Dziś niektóre z nich zdobią muzea poświęcone impresjonistom, sztuce użytkowej i kulinarnej. Stanowią pokaźną część zbiorów najbardziej znanego muzeum absyntu, które założyła Marie-Claude Delahaye, znawczyni tematu i autorka wielu rozpraw poświęconych 'Zielonej Wróżce'.
Rzeczą indywidualnego gustu jest to, czym będziemy zakąszać sławetny napitek. Warto być przygotowanym, jako że również w naszym kraju rośnie jego popularność. Jeden z wiodących polskich zakładów spirytusowych od lat produkuje wyśmienitą piołunówkę. Jest też rodzimy likier zwany Apsinthion de Luxe, kilka gatunków absyntu z Hiszpanii, kilkanaście z Francji, po parę z Austrii, Niemiec, Włoch i Szwajcarii oraz bardzo ponoć dobry piołunowo-anyżowy destylat z Czech.
Walory smakowe opisanego wyżej trunku pomogła mi docenić podawana w paryskim hotelu zapiekanka z bryndzą.
Przeczytaj podobne artykuły