Taksówki w poprzek... Bangkok
artykuł czytany
4118
razy
Zanim zaczęła się właściwa podróż był strach w gardle. Ślina nie chciała gładko przechodzić przez przełyk, a na piersiach siadał niewidzialny prześladowca. Wszystko minęło po wyruszeniu do Warszawy, a reszta niepokojących objawów stresu zeszła ze mnie po wejściu na pokład samolotu. Od momentu zaokrętowania się wszelkie objawy nerwów były pozytywne, czyli adrenalina i zwiększona zdolność do odbierania rzeczywistości... Ale miałem pisać o Tajlandii. Mnie Królestwo Tajlandii będzie się kojarzyło z łagodnością, grzecznością, uśmiechem i życzliwością Tajów. Poznawanie innych miejsc polega przede wszystkim na obcowaniu z ludźmi, którzy tam żyją. Gdy odwiedzasz jakieś miejsce i nie wchodzisz w interakcję z tubylcami, to tak naprawdę zwiedzasz tylko swoje wyobrażenia o tym miejscu zupełnie odcinając się od atmosfery i specyfiki odwiedzanej przestrzeni. Sam wielokrotnie popełniłem taki błąd i tym razem starałem się go uniknąć, a jednocześnie sami Tajowie okazali się do tego stopnia otwarci na obcego, jakim byłem, że łatwo było zagadnąć np. fotografowane osoby.
Jednak zanim poznałem Tajów i ich zdumiewającą mnie na każdym kroku inność oraz życzliwość poczułem tamtejszy klimat w sensie meteorologicznym. Po wyjściu z drzwi samolotu uderzyła mnie fala gęstego, gorącego powietrza, które momentalnie przykleiło się do mnie jak nowa cieplejsza skóra. Co ciekawe polubiłem to uczucie bycia jakby w objęciach, ale takich które otaczają i dotykają całe ciało - coś jak ciepła kąpiel. Od tych objęć gorąca uwalniały klimatyzowane pomieszczenia niektórych sklepów i przede wszystkim taksówek. No taksówki to był mój ulubiony rodzaj transportu w Bangkoku, a dodatkowo tani i szybki. Gwoli porządku jakoś usystematyzuję relację i podzielę na część zabytkowo-geograficzną oraz wrażeniowo-ludzką.
Atrakcje i zabytki Bangkoku
Bangkok to moloch przytłaczający przy pierwszym zetknięciu zaduchem, smrodem, hałasem, intensywnością ruchu ulicznego wszelkiej maści pojazdów mechanicznych i niesamowitej ilości przechodniów (12 mln mieszkańców, podczas gdy w aglomeracji Warszawy 3 mln). Jeśli ktoś nie lubi lub wręcz boi się ciągłych przypadkowych potrąceń przez innych ludzi to stolica Królestwa Tajlandii jest jego piekłem. Trochę czasu wymaga przystosowanie się do warunków, ale atrakcji jest tutaj co nie miara zarówno w postaci zabytków jak i bardziej miejskich rozrywek.
Wielki Pałac i Wat Phra Keo (czyt. Wat Pra Keo) to najważniejsze zabytki Bangkoku. Są to stary pałac królewski oraz Wat Phra Keo, tj. Świątynia Szmaragdowego Buddy. Posążek Szmaragdowego Buddy jest najcenniejszym zabytkiem Tajlandii, ale nie można go fotografować i jest dosyć mały, co utrudnia podziwianie go, bo ogląda się go z kilkunastu metrów. W Pałacu Królewskim za to mieści się muzeum monet, jakie były bite i używane na terenie obecnego Królestwa Tajlandii. Inne ważne świątynie, które udało mi się zobaczyć to: Wat Po - Świątyni Leżącego Buddy (75 metrowy pozłacany posąg) i Wat Trai Mitr - Świątyni Złotego Buddy. Statua Złotego Buddy w Wat Trai Mitr znajduje się w dzielnicy chińskiej. Najpierw myślano, że jest ona zrobiona z gipsu. Gdy pewnego dnia pękł, ujawniło się prawdziwe wnętrze rzeźby: wysoki na trzy metry Budda zrobiony jest z pięciu i pół tony masywnego złota. "Nawet osoby najmniej wrażliwe i nieczułe na kulturę nie mogą przejść obojętnie obok tak wspaniałych klejnotów tajskiej sztuki budowania świątyń" - tak twierdzą wszelkie przewodniki i rzeczywiście posąg Złotego Buddy robi spore wrażenie. Na mnie chyba największe z wszystkich zabytków, jakie w BKK miałem okazję i siłę zobaczyć. Wat Trai Mitr znajduje się w Chinatown pełnym różnych sklepów, magazynów i straganów z dziwnym jedzeniem. Można tam kupić od wiklinowego kapelusza do części silnika spalinowego do łodzi morskiej. Wszystkie kramy żyją i sprawiają wrażenie, że panuje ciągły ruch w interesie. Wyjątkiem był magazyn, gdzie chłopak leżał na macie nic nie robiąc konkretnego poza drzemaniem.
Główną atrakcją imprezową Bangkoku jest legendarne już Khao San Thanon z angielska zwane Khao San Road. Jest to ulica w centralnej części miasta zamykana po zapadnięciu zmroku, czyli po 18 dla ruchu samochodowego i zamieniana na noc w deptak pełen knajp wszelakich od topless barów po kluby muzyczne. Sama ulica pełna jest przeróżnych kramów z ciuchami, płytami (oczywiście pirackimi) i innym badziewiem, ale jeszcze więcej od kramów jest tam turystów szukających rozrywek. Generalnie tłok, chaos, pełno piwa i innych używek wokoło oraz upał jak w dzień… W sumie polubiłem to miejsce. W Tajlandii klimat ma taką cechę charakterystyczną, że zarówno w dzień jak i w nocy zwłaszcza w stolicy jest taki sam upał tylko w nocy nie świeci słonce a neony i inne sztuczne światła. Kluby na Khao San zamykane są około 1 w nocy, wtedy całe rozbawione towarzystwo przenosi się na ulicę, zaopatruje w alkohol w całodobowym 7 Eleven i dalej imprezuje bezpośrednio na ulicy siedząc na krawężnikach.
Koh Samui
Po tygodniu w mieście wybraliśmy się na wyspę Koh Samui. Koh Samui jest główną wyspą archipelagu obejmującego około 80 wysp w południowo -zachodniej części Zatoki Syjamskiej. Jest to trzecia co do wielkości wyspa Tajlandii. Na krajobraz Ko Samui składa się 26 km piaszczystych plaż, przedziwne kształty formacji skalnych i małe wioski. Najbardziej znane plaże Chaweng (Czaweng) i Lamai leżą na wschodnim wybrzeżu i połyskując białym piaskiem, zachęcają do wypoczynku czystą i ciepłą wodą z palmami w tle. Organizatorzy wypoczynku na wyspach nastawieni są przede wszystkim na plażowanie i sporty wodne. Od połowy lutego do połowy listopada na Ko Samui trwa sezon nurkowania. Wokół wyspy rozciąga się piękna rafa koralowa. W Morskim Parku Narodowym można oglądać zespoły koralowców. Wiele szkól nurkowania oferuje kursy dla początkujących oraz podwodne wyprawy dla zaawansowanych nurków. Do tego obrazu trzeba dodać plażowych handlarzy obnośnych, sporą ilość restauracji i barów przy samej plaży oferujących kolację ze świeżych ryb i owoców morza nad jego brzegiem z falami chlupoczącymi prawie o stolik. Jak ktoś lubi wypoczynek nad morzem w tym jakieś bardziej aktywne formy niż opalanie się to na Samui na pewno będzie się bawił świetnie. Ja najbardziej polubiłem kolacje nad brzegiem morza i wschody słońca na plaży Chaweng, cała reszta atrakcji jakoś mnie nie porwała. Nurkować się boję, bo pływam kiepsko, a leżenie na plaży zabija mnie nudą. Kulinarne wieczory i klimatyzowany bungalow, pozwalający się wreszcie porządnie wyspać wynagradzały mi te nieco mniej atrakcyjne momenty plażowe.
W wyjeździe na Samui najbardziej przygodowym momentem była podróż pociągiem i łodzią tam i z powrotem. Z Bakgkoku pociągiem sypialnym jedzie się całą noc, a następnie 2-3 godziny łodzią do przystani w Nathon na wyspie Samui, później trzeba się dostać w dowolny sposób na wybraną plażę. Przez dowolny sposób przedostania się w wybrane miejsce rozumiem przejazd taksówką, mikrobusem ewentualnie rejsowym pick upem z siedzeniami na pace, wynajęcie auta lub motoroweru. Pociąg sypialny w Tajlandii to nie osobne przedziały z leżankami tylko usytuowane wzdłuż wagonu rozkładane w łóżka siedzenia i nad nimi wyciągane łóżka z miejsca gdzie w naszych pociągach jest miejsce na bagaż, a pośrodku wagonu przejście. Wygląda to tak, że powstają dwa szeregi piętrowych łóżek po bokach wagonu ułożonych wzdłuż, a w środku jest korytarzyk służący do przemieszczania się. Łóżka są wyposażone w czystą pościel, którą podczas rozkładania legowisk roznosi obsługa wagonu, która handluje też jedzeniem i napojami.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż