Targ w Birqâs
Geozeta nr 9
artykuł czytany
8505
razy
Kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Egiptu, w miejscu gdzie żyzna i pełna życia Delta Nilu, będąca głównym spichlerzem kraju, przechodzi powoli w suche i wypalone przestrzenie Sahary, znajduje się niewielka miejscowość Birqâđ (czyt. Birkasz). Zaraz za nią, tam gdzie teren zaczyna się nieznacznie wznosić, znajduje się duży, ogrodzony murem obszar - to największy w Egipcie i zarazem jeden z większych w świecie arabskim targ wielbłądów (czyli po arabsku sűq al-đamâl). W poszczególnych zagrodach, na które podzielono to targowisko, jak i też na szerokich drogach przecinających cały teren, w zależności od dnia tygodnia i pory roku, kłębi się od kilkuset do kilku tysięcy różnej maści "okrętów pustyni". Każdy z wielbłądów ma wymalowany na boku znak swojego właściciela oraz spętaną przednią lewą nogę, by zbyt prędko nie mógł oddalić się od gromady, co i tak próbują uczynić te ruchliwe stworzenia. Okładane bambusowymi laskami przez kilku-, kilkunastoletnich pomocników właściciela są zmuszane do powrotu do swojej grupy, co czynią z widocznym niezadowoleniem. Poganiacze, którzy przywędrowali tutaj wraz ze swoimi stadami, pochodzą ze wszystkich zakątków Egiptu jak i też z sąsiednich państw. Często tutaj spotykane sudańskie wielbłądy, pilnowane przez ciemnoskórych mieszkańców kraju, drogę na targ pokonują w ciągu około 40 dni, przebywając ją częściowo na własnych nogach, częściowo zaś na kołach ciężarówek. Ponoć czasami docierają tu, wraz ze swoimi zwierzętami, hodowcy z odległej Somalii.
Na targu wśród ryku zwierząt, nawoływań poganiaczy i każącego za wszelką cenę szukać cienia upału, tak jak od wieków odbywa się rytuał kupna i sprzedaży. Cena zwierzęcia zależy nie tylko od jego kondycji, w czym szczególną rolę odgrywa uzębienie, lecz także od zdolności negocjacyjnych kupującego. Targowanie jest szczególnie długie i zażarte, wszak chodzi tu o duże pieniądze. Ceny wielbłądów zależą od wieku zwierzęcia oraz od tego czy jest to egzemplarz przeznaczony do hodowli czy też na ubój. Wahają się one od 300 do dużo ponad 1000 dolarów. Nieodzowna przy targowaniu jest herbata, dostępna w wielu małych herbaciarniach leżących niemal co krok, którą biznesmeni w sięgających ziemi dżalabijach pochłaniają w dużych ilościach. Kupujący dokładnie ogląda wielbłąda i nie raz zmusza go do posłuszeństwa mocnymi razami laski. Aby obniżyć cenę krytykuje jak tylko może wypatrzone zwierzę wyszukując wszystkie jego rzeczywiste i wymyślone wady, przy okazji nie oszczędzając właścicielowi chcącemu sprzedać ten rzekomo niewiarygodnie tandetny bubel. Oczywiście sprzedający odpiera zarzuty zachwalając zwierzę i obrzucając kupującego inwektywami typu, że ten co najwyżej zna się na kurach a nie na wielbłądach. Oboje przy tym powołują się na całą swoją rodzinę, Proroka Mahometa i samego Allaha. Mimo, że takie targowanie często wygląda na ostrą kłótnię, w wyniku której może zaraz dojść do rękoczynu lub walki na noże, jest to zwyczajna forma handlu. Jeśli adwersarze dogadają się co do ceny, to szybko przeistaczają się w najlepszych przyjaciół. Jeżeli zaś nie dojdą do porozumienia, to udając najwyższe wzburzenie oddalają się od siebie, co bynajmniej nie oznacza, iż za jakiś czas nie będą mogli znowu powrócić do przerwanego targowania się.
Przed południem targ powoli zaczyna pustoszeć. Sprzedane wielbłądy są ładowane na samochody i wśród ich ryków rozdzierających powietrze, wiązane sznurami niczym bagaże. W końcu herbaciarze zamykają swoje kramy, wszyscy rozjeżdżają się do domów i plac zamiera w oczekiwaniu na kolejny, pełen wrzawy dzień.
Przeczytaj podobne artykuły