Słuchając mowy kamieni
artykuł czytany
3365
razy
Staliśmy milcząc na skalistym wzniesieniu, uśpionym monotonnym szeptem modlitewnych flag. Wokół wznosiły się surowe sylwetki himalajskich szczytów zasnute jedwabnymi obłokami mgły. Patrzyliśmy na rysujące się w oddali, usiane murkami mani doliny, które owiane kapryśnym, lodowatym wiatrem wydawały się należeć do innego wymiaru. Wiatr zaigrał w głębokim parowie by wznieść się w końcu po stromych, skalistych stokach i rozwiać kotarę chmur zasłaniającą zieleniący się w oddali płaskowyż. Mnich strzepnął kurz z rękawów czerwonej szaty i cherlawą dłonią wskazał majaczący na horyzoncie klasztor. Sędziwa budowla stała zasnuta pyłem opadającym z górskich zboczy Ktoś mógłby pomyśleć, że ów klasztor wyrastał wprost ze skał płaskowyżu, wznosząc się ponad zabudowę sąsiedniej wioski.
- Rizong gompa - wyrzekł tryumfalnie mnich uśmiechając się serdecznie.
Gompa (wyraz pokrewny sanskryckiemu gumpa - jaskinia) to określenie buddyjskiego klasztoru, będącego jednocześnie ośrodkiem studiów i miejscem gdzie odprawiane są religijne ceremonię. Rizong gompa to niewielki klasztor leżący w północnym Ladakhu. krainie wchodzącej w skład indyjskiego stanu Dżammu i Kaszmir. "Mistyczna kraina Szambali" - jak nazwano tę część Indii, to miejsce istniejące poza czasem w cieniu niebosiężnych szczytów pasma Stok i Zanskar.
Do Rizong prowadziła mnie wąska ścieżka, zasnuta cieniem trzepoczących na wietrze modlitewnych flag. Za nimi wznosiły się szeregi starych stup - buddyjskich relikwiarzy o frapujących cylindrycznych kształtach. Przechowywały one w swym wnętrzu prochy świętych mędrców. Jedna ze stup ,wyrastająca z odłamków skał i murków mani(kamieni modlitewnych), jaśniała żywym, złotym kolorem. Zdumiewający jest czar owych relikwiarzy z których to pierwszy miał przechowywać szczątki Przebudzonego - Buddy. Stupa stała przede mną ozłocona słonecznym blaskiem - ta daleka krewna cejlońskiej dagoby i kuzynka japońskiej pagody, pouczała o przemijaniu, o wartościach "ośmiorakiej ścieżki" mającej prowadzić do wybawienie z kręgu ponownych narodzin. Wyglądała jak gigantyczny dzwon skrywający w swym wnętrzu kawałek rzeczywistości należny minionym wiekom, czasom gdy do Ladakhu docierali pierwsi buddyjscy misjonarze. Relikwiarz - dzwon, stał niemy i głuchy trawiąc w swych trzewiach tajemnice wieczności transkrybowaną na kamiennym sarkofagu mantrą "om mani padme hum" Budda - jak wierzą jego spadkobiercy - ganił ludzkość za pożądanie i pragnienie, które to uznał za przyczynę osobistego i uniwersalnego cierpienia. Ja jednak nie potrafiłem w pro-buddyjski sposób nie pragnąć poznania Ladakhu. Zrodziła się we mnie szczera chęć doświadczenia mistycznej atmosfery buddyjskich gompa i zwiedzenia tybetańskich wiosek schowanych wśród niebosiężnych szczytów.
Jakże prawdziwe, tu w Ladakhu, wydają się słowa Maurycego Bedela: "Zachwycająca sztuka - sprawić by opowiadały kamienie". Kamienne głazy, skalne odłamki zastygłe u podnóża Himalajów, zdają się opowiadać wiele o historii Ladakhu, którego nazwa w mowie chińskich najeźdźców brzmiała - Aksai Szin. Rizong gompa zawładnie duszą każdego, kto kiedykolwiek marzył o podróży do Tybetu. Pod arkadami ośnieżonych szczytów ziści się jego sen.
Ktokolwiek wejdzie do buddyjskiego klasztoru w Rizong zobaczy sale modlitewne odurzone zapachem kadzideł, zerkające na gości płomieniami oliwnych lampek. Ujrzy jak wiekowe thnanka (obrazy na tkaninie) chłoną wypowiadane codziennie przez mnichów litanie mantr. Z thanka, buddyjskich gobelinów, postaci świętych-boddhisatwów spoglądają życzliwie na każdego kto zechce odwiedzić to miejsce.
Ladakh to jednak nie tylko gompy - będące w istocie monumentem religijności tej krainy. Indyjskie Szangri-la to także królestwo śnieżnej pantery, jaków, dzikich osłów (kyang) oraz rozlicznych gatunków ptaków. Wśród spojrzeń dzikiej zwierzyny i głosu modlitewnych flag szarpanych przez wiatr, na horyzoncie pojawia się twierdza. Nadgryziony zębem czasu zamek w Stok wznosi się na niebotycznej skale. O ile w przypadku gomp kamienie zdają się snuć opowieści zaczerpnięte z Dżatak (baśni o poprzednich wcieleniach Buddy) to kamienne mury Stok opowiadają historie powstania królestwa Ladakhu. Gdyby mowa owych starych kamieni zrozumiała była dla ludzkiego ucha, zapewne moglibyśmy usłyszeć o szarżach mongolskich watażków i walecznych czynach Ladakhijskich królów z dynastii Thi. Usłyszelibyśmy tedy o pakcie króla Ladakhu z Wielkim Mogołem, o ich wyprawie wojennej o smaku zwycięstwa i goryczy przegranej. Na pewno również pradawne kamienie z których budowano zamek raczyłyby turystów opowieściami o buddyjskich mnichach przybyłych tu z odległych krain dla których król Namgyal zbudował w okolicach liczne klasztory. To właśnie Soyang Namgyal zjednoczył Ladakh, tworząc potężne królestwo ze stolica w Leh. Za czasów następnych władców z tej dynastii - Senge Namgyal (1570-1620) i Deldan Namgyal (1620-1660) Ladakh był często, acz bezskutecznie atakowany przez sąsiedni Baltistan i potężnych Mogołów, których historie dokładnie omówił W. Hansen w "Pawim Tronie"
Zastygłe w historycznym śnie ruiny emanują orientalnym pięknem. Zamek w Stok był siedzibą ostatniego z władców Ladakhu, który w dokonał tu żywota w roku 1974. Dziś budowla zasnęła na dobre wraz z ponad 80 komnatami wypełnionymi strojami, bronią i przedmiotami wotywnymi. Około 400 królewskich thanka wypełnia zakurzone pokoje i korytarze odrętwiałe od zimnego, górskiego wiatru. Tybetański przewodnik rezydujący w zamku prowadzi mnie do lewego skrzydła zamku. W zakrzepłych kurzem gablotach pełno biżuterii dawnych władców. Dalej - maski i stroje do rytualnych tańców. Dokładnie takich używa się jeszcze dziś podczas festiwalu, który odbywa się co roku niedaleko Stok.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż