podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Wygnani z grobowca
reklama
Sebastian Czech
zmień font:
Wygnani z grobowca
artykuł czytany 2345 razy
Recepcjonista zainkasował z góry należność za wynajęcie pokoju, po czym zamarł w szerokim uśmiechu na twarzy. Po chwili wpatrywania się w klienta, oblicze hotelarza przybierać zaczęło wyraz zdziwienia. Ciekawe czego może chcieć od niego człowiek, który wszedł tu prosto z ulicy i dał mu pieniądze. Czyżby był to jakiś daleki krewny? Olśnienie przychodzi wraz z pomocą zirytowanego turysty. No jasne, przecież chodzi o klucz.
Jeśli ta sama osoba po raz dziesiąty pyta cię o to skąd jesteś, taksówkarze nie wiedzą jak nazywają się główne ulice w ich mieście, a w restauracji podają ci grzanki zamiast ryżu, to najprawdopodobniej znalazłeś się w Indiach.
Ludzie na ulicach New Delhi oraz innych, zwłaszcza mniejszych miast, cieszą się gdy zabłądzisz i bezskutecznie próbujesz odnaleźć właściwą drogę. Jednocześnie otacza cię tłum handlarzy i naganiaczy proponujących swoje usługi. Filmy do aparatu, bilety lotnicze, pamiątki, słodycze. Oferta obejmuje wszystko to, bez czego w danej chwili nie mógłbyś się obejść. Nieco inni są żebracy. Wyciągają ręce nie dając nic w zamian.
Biedota śmieje się z „białego” mającego problemy. Wszyscy wiedzą, gdzie jest poszukiwana ulica, turysta – wprost przeciwnie. Zresztą trudno winić kogokolwiek w zaistniałej sytuacji. Kiedy mieszka się w przeludnionym, wielorodzinnym domu lub szopie skleconej z odpadków znalezionych na śmietniku, ma się niewiele rozrywek. Można spędzać czas na puszczaniu latawców stojąc na jednym z wielu stykających się z sobą dachów lub męczeniu wałęsających się po ulicach bezpańskich psów. To niezbyt dużo.
Kiedy turysta odnajdzie już właściwą drogę, być może zechce odpocząć i wysłać parę kartek pocztowych. Niektórzy sprzedawcy oferują je w cenie 3 rupie za sztukę. Dwie kartki kosztują 6 rupii, a trzy, to już swego rodzaju komplet, za który trzeba zapłacić całą „dychę”. Tok myślenia przedsiębiorczych handlowców oraz ich działania dowodzą, że cena hurtowa jest wyższa od detalicznej.
Aby lepiej zrozumieć dziwne mechanizmy handlowe i mentalność mieszkańców Indii, należy się przyjrzeć bzdurnym i nieżyciowym przepisom wdrażanym przez biurokratyczną machinę. W budynkach Sekretariatu usytuowanych naprzeciwko siebie w New Delhi zatrudnionych są dziesiątki tysięcy urzędników zajmujących się uprzykrzaniem życia zwykłym ludziom. Przykładem jest dworzec kolejowy w stolicy kraju.
W celu dokonania zakupu biletów należy podejść do kasy. Strażnicy pilnujący wejścia nie pozwalają na wnoszenie żadnych toreb, a zwłaszcza aparatów fotograficznych. Nie pomogą tu żadne tłumaczenia ani deklaracje, że nie mamy zamiaru fotografować tego strategicznie ważnego obiektu. Bagaż można oddać na przechowanie do pobliskiego magazynu, jednak nie zostanie on przyjęty, jeśli choć jedna kieszeń torby lub plecaka nie będzie zamknięta na kłódkę. Torba, torbą, ale jak zabezpieczyć aparat? Wniosek jest prosty: nie przyjmą nam bagażu – nie kupimy biletu. W przeciwieństwie do budynku mieszczącego kasy, do zatłoczonej poczekalni i na perony można bez problemu wjechać czołgiem. Nie ma tam żadnych kontroli i środków zabezpieczających poza leniwie przechadzającymi się porządkowymi.
Z okien Czerwonego Fortu w Agrze widać Taj Mahal – marmurowy grobowiec perskiej księżniczki Mumtaz Mahal, jednej z żon cesarza Szahdżachana Wspaniałego. Jest to najbardziej znany zabytek Indii – wizytówka tego kraju. Dwóch studentów z Polski rozłożyło się w jednej z okiennych nisz umieszczając na podłodze kartkę pokrytą czytelnymi napisami w języku angielskim: „Patrzenie przez okno kosztuje 5 rupii. Fotografowanie 10”. Zaciekawieni Hindusi podchodzą czytając informację, po czym szybko się oddalają, mamrocząc, że to za drogo. Poza tym w piątki można obejrzeć obydwa te zabytki za darmo. Turyści stoją wtedy wraz z miejscowymi po kilkadziesiąt minut w kolejce po to, aby zobaczyć jak biały marmur przybiera niesamowite barwy w świetle księżyca. Kiedy zachodzi słońce i zaczyna się najciekawsza część świetlnego spektaklu, strażnicy zbrojni w nieodzowne bambusowe kije rozpoczynają ceremonię wyrzucania gości poza mury zabytku. Powoli okrążają tłum dmąc przeraźliwie w gwizdki i uderzając pałkami w kamienne płyty. Mundurowi mieli by łatwiejsze życie gdyby zezwolić im na użycie gazów łzawiących i wodnych armatek, a tak muszą męczyć się z krnąbrnymi turystami, którym nawet nie można porządnie przyłożyć.

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]