Wzdłuż świętej rzeki Indus
artykuł czytany
1944
razy
Zafascynowana sztuką naskalną Doliny Indusu i majestatem potężnych buddyjskich klasztorów, udałam się w podróż po bezdrożach Kaszmiru i Ladakhu. Co prawda nie udało mi się znaleźć zbyt wielu petroglifów, ale za to po raz kolejny urzekło mnie niezwykłe piękno tybetańskiej sztuki i architektury, tak doskonale wkomponowującej się w surowy krajobraz tego regionu świata.
Po wylądowaniu w New Delhi, udaliśmy się na lotnisko lokalne aby złapać samolot do Śrinagaru, będącego stolicą a zarazem największym miastem Kaszmiru. Niestety na transport powietrzny przyszło nam czekać kilkanaście godzin. Po nocy spędzonej na lotniskowej ławce, znaleźliśmy się wreszcie w samolocie. Lotnisko w Śrinagarze to mały rozpadający się budynek z dość "ubogim" lądowiskiem. Po typowej biurokratycznej procedurze wypełniania jakiś bliżej nie określonych świstków papieru, udaliśmy się do miasta aby poszukać lokum i obejrzeć miasto. Natychmiast po opuszczeniu granic lotniska "rzuciła" się na nas masa "oferujących piękne pokoje na shikarze" (łodzie-domy cumujące na Jeziorze Dal). Nie skorzystaliśmy z oferty i znaleźliśmy tani hotelik na stałym lądzie (oczywiście dzięki iście miejscowym zdolnościach targowania się mojego przyjaciela). I całe szczęście bo piękne na zdjęciach jezioro okazało się "nieco" zanieczyszczone przez lokalną "kanalizację" i nie tylko...Mimo wszystko z perspektywy stałego lądu pod nogami wyglądało dość malowniczo.
Nazwa miasta składa się z dwóch sanskryckich słów "Śri", co przetłumaczyć można jako bogactwo lub obfitość, oraz "nagar" oznaczającego miasto. Śrinagar założono ponad 2000 tysiące lat temu. Jego fundatorem był w III wieku p.n.e. król Parvarasena II. Od jego imienia też miasto wzięło nazwę i określano je mianem Parvasenpur. Dopiero kiedy wraz z Kaszmirem stało się częścią jednego z najpotężniejszych imperiów na Subkontynencie Indyjskim, a mianowicie Maurjów nadano mu nazwę Śrinagar. Wywodzący się z tej dynastii cesarz Asioka wsławił się jako największy propagator buddyzmu, który wprowadził ten system religijno-filozoficzny między innymi do Doliny Kaszmiru. W I wieku n.e. miasto wraz z całym regionem znalazło się pod panowaniem państwa Kuszanów, którzy umacniali buddyzm w regionie. Swój hinduistyczny i buddyjski charakter miasto zachowało do XIV wieku, a następnie znalazło się pod panowaniem imperium Mogołów. W XIX wieku zaś władzę przejęli Sikhowie.Pod panowaniem Brytyjczyków Kaszmir nie został formalnie wcielony do Indii, ale stanowił "niezależne" księstwo. W mieście przeważała ludność muzułmańska dlatego po odzyskaniu niepodległości przez Indie konflikt pakistańsko-indyjski zaostrzył się i twa do dziś. Śrinagar zaś stanowił i dalej stanowi miejsce wielu ataków bombowych i zamieszek na tle religijnym.
Wędrując wąskimi uliczkami tego miasta podziwiałam jego starą architekturę. Chłonąc unoszące się w powietrzu zapachy i spoglądając na wspaniałą paletę barw oraz przyjazne uśmiechy ludzi wokół, trudno było uwierzyć w toczący się tu konflikt. Po powrocie do domu dowiedzieliśmy się niestety o kolejnych krwawych zamieszkach...
Po kilku dniach opuściliśmy Śrinagar, aby przebyć około 500 kilometrów w drodze do Leh, nie spiesząc się jednak aby nic nie umknęło naszej uwadze. Wyruszyliśmy na dworzec aby nabyć bilet do oddalonej o ponad 200 kilometrów miejscowości Kargil. No i jedziemy. Oczywiście dorzuciliśmy kilka rupi aby móc usiąść na początku pojazdu. Indyjskie autobusy mają to do siebie, że siedzenia ściśnięte są ze sobą niemiłosiernie.
Kilkugodzinna przejażdżka takim pojazdem to "paraliż" kończyn dolnych...Ale udało się. Wieczorem dotarliśmy do Kargil. To mała mieścina, będąca jedynie przystankiem na nocleg, aby rano dalej kontynuować wspinanie się na wyższe już przełęcze indyjskich Himalajów. Kargil stanowi bramę do buddyjskiej krainy wraz z jej mnogością przydrożnych kapliczek, stup i klasztorów.
Samo miasto to nic specjalnego jedynie jego położenie jest bardzo malownicze. Ulokowano je bowiem w dolinie rzeki Suru. Mimo tego jest dość zaniedbane a znalezienie w miarę normalnego hotelu w przystępnej cenie graniczyło z cudem. Ale udało się i wkrótce otrzymaliśmy klucz do pokoju w hotelu o szumnie brzmiącej nazwie "Greenland". Woda leciała tu nie tylko z kranu ale również z sufitu. Co ciekawe jednak w toalecie nie było nawet kropli. Był za to plastikowy kubek...Po wielu nieudanych próbach znalezienia czegoś do jedzenia skończyliśmy na wędrowaniu po smutnych uliczkach Kargilu i pogryzaniu chipsów "magic masala". Poszukiwania przyniosły jednak skutek i udało nam sie zjeść po wielkiej misce chow-meina. Wracając do hotelu zastanawialiśmy się nad dalszym środkiem transportu...
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż