podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Tien-szan, czyli jak zdobyć siedmiotysięczną górę.
reklama
zmień font:
Tien-szan, czyli jak zdobyć siedmiotysięczną górę.
artykuł czytany 5762 razy
Następnego dnia pieszo dotarliśmy do miejscowości Karakol, gdzie nagle rozchorowała się Basia. Marcin, Bogna i ja zostaliśmy, aby opiekować się chorą, która trafiła do szpitala (poważne problemy z żołądkiem po degustacji na bazarze). Reszta grupy udała się do Biszkeku i dalej w głąb Kirgizji i Uzbekistanu.

Prawdziwy odpoczynek

Podczas tygodniowego pobytu w Karakol we trójkę zwiedzaliśmy okolicę, dwa razy byliśmy nad jeziorem Issyk-kul. Jest to lekko słonawe jezioro tektoniczne, największe w Kirgizji, o lustrze wody położonym 1600 m n.p.m. Nazwę tłumaczy się jako gorące jamy, gdyż występują tu źródła termalne. Najbardziej przypadł nam do gustu kurort Kuturgu: piękna piaszczysta plaża, droga do jeziora wysadzona dorodnymi malinami, a dookoła góry przekraczające 3000 m n.p.m. - po prostu raj. Drugim ciekawym miejscem, w które się wybraliśmy, był kurort Ak-Ssuu. Znajdują się tutaj wody termalne o temp. przekraczającej 80° C i podwyższonej zawartości radu (nie wiem, czy to dobrze, ale miejscowi chwalą sobie kurację). Mniej więcej po godzinie marszu w górę doliny Ak-Ssuu natrafiliśmy - nie do wiary! - na dzikie pola marihuany. Bez zbędnego namysłu wyciągnąłem woreczek foliowy i rozpocząłem zbiory - przecież w Polsce za to się płaci.
W Karakol mieszkaliśmy na małym polu namiotowym firmy turystycznej TURKESTAN (1$ za noc), żywiliśmy się na pobliskim bazarze. Egzotyczne owoce (melony, arbuzy, brzoskwinie, winogrona) za półdarmo, pyszne dania regionalne (lagman, plow, manty, azu, szorpo, pielmieni) i całkiem wkusne piwo kirgiskie. Mnie najbardziej do gustu przypadł plow, danie składające się z ryżu gotowanego w warzywach z dodatkiem baraniny.

Góry naprawdę wysokie

2 sierpnia o piątej rano ruszamy pięcioosobową grupą na najdłuższy lodowiec tien-szański, Inylczek Płd. Jedziemy znanym nam ziłem do Maida Adyr, ostatniej wioski przed lodowcem. Na początku droga wiedzie między dwoma równoległymi pasmami górskimi, później wchodzi w głąb doliny, mija stare sztolnie i wznosi się na przełęcz 3822 m n.p.m. Potem jedziemy już tylko z górki przez kaniony wyżłobione w skałach osadowych i przez niezamieszkałą górniczą osadę Inylczek. O godzinie 12 docieramy do celu, znajduje się tu alpłagier oraz jednostka pograniczników. Po kontroli dokumentów i wpisaniu do "książki wyjść" usłyszeliśmy: wsio w pariadkie, i już możemy spokojnie iść w swoją stronę. Nasze plecaki ważą blisko 30 kg, jest potworny upał, a do czoła lodowca zostało 30 km. Po obu stronach drogi wyrastają góry porośnięte lasami i łąkami, wyżej są bardziej suche i skaliste. Rzeka Inylczek płynąca po lewej stronie jest imponująca, co chwila słychać, jak w jej nurcie przetaczają się wielkie głazy, a zbliżając się do brzegu, doznajemy błogiego uczucia chłodu. Pod wieczór docieramy do niedawno powstałej bazy turystycznej, szefowa wita nas entuzjastycznie, zasypuje pytaniami i namawia do skorzystania z oferowanych dobrodziejstw. Można tutaj kupić żywność, przespać się w luksusowych warunkach, wynająć przewodnika i konia. Korzystamy z najtańszej opcji, czyli kupujemy chleb i rozbijamy się za darmo w pobliżu bazy.
Rano ruszamy szeroką doliną ku ośnieżonym szczytom, to kolejny dzień nieznośnego upału, na szczęście trafiamy do pięknego wodospadu; woda spadająca z góry wyżłobiła bajkowe formy w skałach węglanowych. Wspaniała okazja do odpoczynku, a woda, choć bardzo zimna, doskonale nadaje się do zwilżenia naszych spieczonych ciał. Kilka godzin później docieramy do ogromnych kanionów tej samej genezy co wodospad, z początku jestem trochę wystraszony ich ogromem i wściekłością toczonej wody. Nie zastanawiając się długo, zakładamy sandały, bierzemy kije w ręce i z pewną dozą nieśmiałości stajemy u wrót skalnych, by przekraczając kolejne prożki i zakręty dotrzeć do wodospadu uniemożliwiającego dalszą eskapadę. Kanion jest szeroki na 2-3m., jego ściany strzelają pionowo w górę na jakieś 150m, a dnem płynie rwąca rzeka. Po godzinie zwiedzania tego labiryntu znów stajemy na suchym lądzie. Wszyscy jesteśmy zgodni co do jednego: warto było tu przyjechać, choćby tylko dla tego kanionu.
Następnego dnia docieramy do czoła lodowca. Nie jest szczególnie interesujące, gdyż lód przykrywa morena, wszystko szare i smutne. Przekonani, że za moment znajdziemy się na czystym lodzie, raźno ruszamy przed siebie. Jak się później okazało, po morenie szliśmy jeszcze dwa dni, a żywy lód pojawił się kilka godzin od bazy docelowej. Noclegi na lodowcu nie należą do najprzyjemniejszych, co wieczór wyszukiwaliśmy platforemki pod namiot, ewentualnie rozbijaliśmy się na dużych płaskich kamieniach. Warto ze sobą zabrać dwie karimaty, od spodu nieźle ciągnie, a poza tym podłoże nigdy nie jest równe. Tam gdzie jest to możliwe, schodzimy z lodowca na morenę boczną. Jest tu znacznie przyjemniej, płynie czysta woda i rosną różne krzewy (udało mi się rozpoznać wierzbę lapońską i jałowiec).
Największym problemem podczas przejścia lodowca są potężne rzeki, które popołudniami stanowią barierę nie do przebycia: woda płynie z ogromną prędkością, niosąc wielkie głazy, dno jest rynną lodową, w razie wpadnięcia człowiek praktycznie nie ma żadnych szans, woda ma zaledwie 2-3 stopnie ciepła, a rzeka często wpływa w głąb lodowca potężnymi studniami, by znów wypłynąć na powierzchnię po kilkuset metrach. Najlepiej startować wcześnie rano, gdy lodowiec jest jeszcze zamarznięty. Po sześciu dniach wędrówki do i przez lodowiec, docieramy do jednej z trzech baz pod Pikiem Pobiedy i Chantengri. Szef bazy mówi, że ostatnio mało kto podejmuje się przejścia przez lodowiec, mając na grzbiecie cały dobytek, teraz wszyscy latają śmigłowcem. Jesteśmy z siebie dumni! Dwa najbliższe dni leżymy brzuchami do góry, nawiązujemy kontakty z Rosjanami i obżeramy się bazową tuszonką za 1$ puszka. Dla mnie głównym celem wyprawy jest wejście na szczyt Chantengri 7010. Przed wyjazdem kilka osób deklarowało chęć wspinaczki ale tu na miejscu wygląda na to, że zostałem sam.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]