Hiszpania inaczej
Geozeta nr 3
artykuł czytany
7020
razy
Amfiteatr to istny kolos. Pani przy wejściu powiedziała mi że mógł on pomieścić 15 tysięcy osób. Dziwnie się czuję gdy przypomnę sobie, że stadion piłkarski w Pruszkowie mieści ich 8 tysięcy...
Spokojnie wtapiałem się w atmosferę przemierzając scenę amfiteatru gdy pojawiła się okrutna pani z gwizdkiem oznajmiającym zamknięcie bram. Trzy godziny to stanowczo za mało by poczuć czas okolic początków naszej ery. Na szczęście w samym mieście jest również kilka interesujących miejsc. Wśród przeważającej XIX i XX wiecznej architektury można znaleźć ocalałe fragmenty willi rzymskich, świątyni Diany, Forum, doskonale zachowanego mostu z 25 r. p.n.e. i niezwykłych akweduktów o długości 5 km. Fragmenty jednego z nich wyrastają wśród współczesnych bloków, które niewiele się różnią od naszego Ursynowa. Idziesz i na lewo blok, na prawo blok, tu plac zabaw, piaskownica a nieopodal z kupy krzaków wyrasta kamienny łuk na wysokość kilku metrów.
Do późna siedziałem na moście obserwując niesłabnące życie. Ludzi wędrujących na kawę lub na kieliszek wina i na wieczorny posiłek do swych domów. Około 23-ciej ruszyłem za miasto w poszukiwaniu spokojnego miejsca na sen. Noc spędziłem w gaju oliwnym jakieś 5 kilometrów za miastem.
18.VIII. Merida
W upalne niedzielne przedpołudnie wędrowałem po plątaninie stromych, wąskich uliczek starej części Fragi. Gdy nadszedł czas sjesty wspiąłem się na boczną drogę do Maialis położoną ponad miastem. W palącym słońcu stałem już około dwóch godzin. W tym czasie przejechało nie więcej niż pięć samochodów. W końcu pojawił się wolno sunący stary ford. Wewnątrz dwóch potomków Maurów - Arabów, którzy przez blisko 800 lat zajmowali znaczną część Półwyspu Iberyjskiego.
Jadę. Próbuję nawiązać rozmowę ale trudno jest przebić się przez potwornie głośną muzykę arabską. Kierowca mimo że krzyczę mu prawie w ucho wciąż ma ten sam nijaki wyraz twarzy. W końcu powiedział jakieś zdanie w jakimś języku. Na pewno nie był to hiszpański. Jego kolega widząc moje wysiłki powiedział żebym się nie martwił, bo jedziemy w tym samym kierunku. Na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie pozostało mi nic innego jak oddać się muzyce i obserwować wolno sunący krajobraz za oknem. Tak dotarliśmy na rozstaje dróg tuż przed Seros gdzie opuściłem moich nowych znajomych.
Skrzyżowanie bocznych dróg okazało się bardzo miłym miejscem gdzie poza wiatrem, półpustynnym krajobrazem, jednym pasterzem owiec i pobliskimi domami nie było wiele więcej, a na pewno już nie przejeżdżających samochodów. Nie wiem ile czasu tam stałem. W pewnym momencie z najbliższego domu wyszedł jakiś gość wyglądający również na potomka Maurów, wsiadł do samochodu i podjechał do mnie, otworzył drzwi, powiedział żebym wsiadał nie pytając nawet dokąd jadę. Okazało się, że mieszkał w pokoju z jednym oknem które wychodziło akurat na skrzyżowanie dróg i po prostu już nie mógł ścierpieć mojego widoku. Była niedziela, on miał samochód i czas, więc postanowił podwieźć mnie do następnej wioski.
4.VIII. Prat de Comte
Wszystko zaczęło się od suszenia mokrych spodni i śpiwora po najgorszej jak dotychczas nocy na tym wyjeździe. A było to tak.
Przeczytaj podobne artykuły