Bałkańskie Skarby
artykuł czytany
1885
razy
Docieramy wreszcie na miejsce. Za metalowym ogrodzeniem stoi biała figura Matki Boskiej, zwanej tutaj Gospą. Pod nią wiele karteczek przyciśniętych małymi kamykami. Znajdują się tam modlitwy i prośby o wstawiennictwo w różnych życiowych sprawach. Wokół wiele osób pogrążonych w modłach. Niektóre z nich klęczą na rdzawych kamieniach, nie zważając na brud. Jest ciepło i słonecznie. Ze zbocza góry widać rozrastające się Medjugorie.
Na dole, nieopodal kościoła pw. Św. Jakuba, oglądamy rzeźbę przedstawiającą Jezusa z rozłożonymi ramionami. Wykonana ona została według zdjęcia, na których układ chmur przypomina sylwetkę Chrystusa. Z kolana rzeźby podobno wydobywa się jakaś ciecz. Ludzie bez przerwy pocierają więc to miejsce, licząc na zbawienne skutki. Podczas naszego pobytu nikomu nie udało się jednak wymacać ani kropelki wilgoci.
Jak wiadomo – Kościół nie uznaje oficjalnie objawień w Medjugorie. Mimo to wielu księży organizuje na własną rękę pielgrzymki do tego miejsca. Również Tadeusz Rydzyk głośno popiera ten kult.
Z Medjugorie pojechaliśmy nad brzeg Adriatyku do miejscowości Neum. Pilotka zaprowadziła nas najpierw do marketu Jadranpromet, gdzie – jak powiedziała – możemy się taniej zaopatrzyć w niektóre produkty, co nie do końca było prawdą (jak się potem okazało, w Czarnogórze było jeszcze taniej). W dodatku przy płatności w Euro obsługa doliczała swoisty haracz. Mój rachunek wyniósł 61,90 KM, co stanowi równowartość 31 Euro, tymczasem musiałem zapłacić 34 Euro…
Hotel również nazywał się „Neum”. Zbudowano go jeszcze w czasach komunistycznych, czego ślady widać było na każdym kroku. Ogromny, wieloskrzydłowy i wielokondygnacyjny moloch. W pokojach brak klimatyzacji i lodówki, zamiast spłuczki kranik, w łazience nie ma żadnego gniazdka elektrycznego. Za to windą można zjechać kilka pięter pod ziemię, gdzie mieści się bunkier przeciwatomowy z czasów J..B. Tito. Długim korytarzem, który zwieńczają grube pancerne wrota, wychodzi się wprost na brzeg morza.
Stołówka obszerna, ale stoły i krzesła upchane tak gęsto, że konsumenci muszą uważać, żeby nie trącać się łokciami. Szwedzki stół, wybór dań spory. W sumie jak na jedną noc, to nie ma powodów do narzekań.
We wtorek udajemy się do Dubrownika. Docieramy tam już o godzinie dziewiątej. Trochę się tu zmieniło od naszego poprzedniego pobytu. Przede wszystkim uruchomiona została kolejka linowa na górujące nad miastem wzniesienie. Niestety, w programie nie przewidziano przejażdżki (można to uczynić indywidualnie). Nie ma też wejścia na mury obronne, bo podobno znacznie wzrosły ceny biletów. Tu nadmienię, ze na początku wycieczki składaliśmy się po 60 Euro na bilety wstępu i na przewodników. Rozliczenia nigdy jednak nie ujrzeliśmy. Nie było też postoju na punkcie widokowym nad miastem. Do skutku nie doszła również wycieczka wokół wyspy Lokrum, ale to już z powodu małej liczby chętnych. Osobiście niezbyt zależało mi na tych atrakcjach, gdyż dwa lata temu już je zaliczyłem, ale wiele osób było tutaj po raz pierwszy.
Przeczytaj podobne artykuły