Bałkańskie Skarby
artykuł czytany
1877
razy
W Kruji zwiedzamy twierdzę Skanderbega – bohatera narodowego Albanii. Natomiast na pobliskim bazarze nabywamy koniak Skanderbeg. Dwa Euro za pół litra. Pilotka ostrzegała nas wcześniej, że można trafić na zabarwioną wodę lub herbatę, więc przed podaniem pieniędzy sprzedawcy, odkręcam nakrętkę i próbuję „z gwinta” jej zawartości. Jest OK! Potem kupuję jeszcze od przewodnika za 4 Euro butelkę tegoż trunku o pojemności 0,7 litra.
Szkodra to dawna stolica królestwa Zety. Miasto pełne kontrastów. Z jednej strony piękne domy, a z drugiej cygańskie slumsy. Jednocześnie jest to ważny ośrodek przemysłowy i kulturalny północnej Albanii. Leży nad Jeziorem Szkoderskim.
Z zewnątrz oglądamy katedrę i meczet, spacerujemy po uliczce, na której zachowały się stare domy. Następnie wchodzimy do jednego z nich. Jest on oczywiście odrestaurowany i mieści się w nim teraz restauracja i muzeum. Otrzymujemy po szklaneczce śliwowicy – podobno prezent od pilotki i kierowców. Napój ten nie pachnie może najlepiej, ale przyjemnie rozgrzewa i pobudza. Niektórych nawet do tego stopnia, że dopominają się od pilotki rozszerzenia planu dnia o Jezioro Szkoderskie. Po krótkiej dyskusji pani Karolina zgadza się na niewielkie zboczenie z trasy i podjeżdża z nami na punkt widokowy. Pstrykamy po kilka fotek i zawracamy w stronę granicy.
Tuż przed przejściem granicznym ktoś zrobił zdjęcie przez szybę autokaru. Błysk flesza zauważył funkcjonariusz straży granicznej. Natychmiast wszedł do środka i zapytał, kto zrobił zdjęcie. Oczywiście nikt się nie przyznał. Wówczas on powiedział, że ma czas do rana i poczeka, aż sprawca się ujawni. Zapanowała nieco nerwowa atmosfera. Pilotka straszyła, że możemy stać na granicy nawet 72 godziny. Zaczęła też sprawdzać aparaty. Była to czynność całkowicie bezsensowna, gdyż osoba, która wykonała owo zdjęcie, zapewne skasowała je natychmiast po ukazaniu się policjanta w autokarze. Ostatecznie wszystko rozeszło się po kościach i po niespełna godzinie wjechaliśmy do Czarnogóry.
Piątek był dniem wolnym, gdyż nie doszła do skutku żadna zorganizowana wycieczka. Spacerowaliśmy więc z żoną po promenadzie wzdłuż tzw. małej plaży i zwiedzaliśmy Ulincj. Miasto to, jak wiele podobnych nad Adriatykiem, było kiedyś siedzibą piratów i ma dość dobrze zachowaną twierdzę z tamtych czasów.
Po południu nadciągnęły ciemne chmury i nad miastem przeszła burza. W tym czasie my siedzieliśmy na hotelowym balkonie i delektowaliśmy się winem Vranac.
W sobotę rano opuściliśmy Ulincj i wyruszyliśmy w stronę Serbii. Po drodze do Podgoricy zatrzymaliśmy się przy ulicznym stoisku, aby kupić granaty (2 duże sztuki za 1,90 Euro). Na czarnogórskich drogach zauważyłem sporo patroli drogówki z „suszarkami”, ale naszego autokaru nigdy nie zatrzymali.
Trasa naszego przejazdu wiodła wzdłuż kanionu rzeki Moraca. Piękne widoki rozciągające się za oknami autokaru sprawiały, że podróż upływała przyjemnie i szybko.
Około południu przyjechaliśmy do monastyru Moraca. Znajduje się tutaj bazylika Wniebowzięcia NMP z XIII wieku oraz starsza o sto lat cerkiew św. Mikołaja. W obu świątyniach obejrzeć można fragmenty oryginalnych fresków i sporo starych ikon.
Przeczytaj podobne artykuły