podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Zdobyć Mont Blanc
reklama
Wiktor Rozmus
zmień font:
Zdobyć Mont Blanc
artykuł czytany 2366 razy
Mont Blanc – nazwa pochodząca z włoskiego – Monte Bianco, co w tłumaczeniu znaczy po prostu Biała Góra. Najwyższy szczyt Alp i zjednoczonej Europy. Przygotowania do wyjazdu tak praktycznie pochłonęły kilka miesięcy zbierania informacji i czytania podobnych relacji z przejść. Na zdobywanie szczytu wyruszyło nas w jednym zespole sześć osób. Ja, dwie Kaśki, Krzysztof, Rafał i Grzegorz. Wszyscy uczestnicy mieli bardzo dobre przygotowanie górskie i niemal wszyscy dobrą praktykę wspinaczkową oraz obeznanie ze sprzętem. Kilka osób było też wyżej w górach niż Mont Blanc, nie można, więc powiedzieć, że byliśmy amatorami. Wyjazd wyobrażałem sobie, jako dobrze zorganizowaną wyprawę i znakomicie się to udało. Nasza wspólna historia tutaj spisana, rozpoczyna się 12 lipca 2010 r. W pewien słoneczny poniedziałek.

Bliżej zainteresowanych tematyką zdobywania szczytu zapraszam do pobrania pełnej wersji relacji pod adresem: www.wiktor.boo.pl/files/Alpy_MB.zip

Dzień 1 – Les Houches, 972 m n.p.m.

Naszymi polskimi liniami LOT, za 471,06zł w obie strony lądujemy w Genewie. Na lotnisku oczekuje już na nas kierowca z AlpyBus. Dostępność komunikacyjna Chamonix (czyt. „Szamoni”), czyli największego kurortu w masywie Mont Blanc jest bardzo dobra, a samo Les Houches (czyt. „Le Zucz”), dokąd się udajemy, to mała, skromna gmina z niespełna 3000 ludności. Jest na tyle blisko położona od Chamonix, że można dostać mapę z tymi dwoma miejscowościami na jednym planie. Najtańszym, ale też najbardziej czasochłonnym połączeniem jest pociąg. Niestety nie ma bezpośredniego transferu i trzeba się przesiadać gdzieś po drodze (chyba nawet dwa razy), więc zrezygnowaliśmy z tej opcji już na wstępie. Pozostają autobusy i naprawdę szeroki wybór wszelkich busów. Koszt dojazdu to 23,5€ przy czym rezerwowaliśmy miejsca dwa tygodnie wcześniej. Po 70 minutach drogi wysiadamy w Les Houches pod centrum turystycznym. Dzwonię do Rafała i Marcina, którzy do Genewy przyjechali autokarem dwa dni temu i z Genewy dostali się tutaj na rowerach. Chwilę później zjawiają się i razem już jedziemy na pole namiotowe. Wieczór spędzamy przy dobrym, bo tanim francuskim winie, oglądając naprawdę wysokie szczyty dookoła. Ich wysokość mnie przytłacza, gdy pomyślę, że trzeba będzie tam wejść z całym tym ciężkim plecakiem. Dróg na szczyt jest kilka i wszystkie swój początek mają w miejscowościach otaczających masyw. Bardzo popularną, ale mniej uczęszczaną drogą jest Ref du Midi prowadząca ze szczytu Aiguille du Midi (igła południa), schronisko Cosmiques, ewentualnym trawersem przez Mont Blanc du Tacul i Mont Maudit. Na igłe można dodatkowo wjechać kolejką lub wejść okrążając cały masyw Aiguilles du Chamonix drogą przez schronisko d’Envers des Aiguilles oraz Refuge du Requin. Początkowo chciałem wchodzić tą trasą, ale ostatecznie zmieniłem plan na prostszą i szybszą drogę Aiguille Du Gouter, prowadzącą przez schronisko Tete Rousse, Gouter, granią Bosses na sam szczyt.
Te dwie trasy to w zasadzie jedyne drogi wejścia na szczyt, przy czym w zależności od programu i czasu wejścia, spotykane są różne kombinacje początkowych odcinków i skrótów występujące pod różnymi nazwami dróg. Nawet włoska droga zwana papieską, prowadząca przez schronisko Miage, wchodzi na Dome du Gouter i dalej łączy się ze ścieżką, którą my weszliśmy. Nasza droga nazywa się Aiguille Du Gouter i prowadzi przez schroniska Tete Rousse oraz Gouter. Jest to jedna z najpopularniejszych dróg.

Dzień 2 – Le Nid D`Aigle, 2401 m n.p.m.

Orle gniazdo, tak brzmi tłumaczenie miejsca naszego kolejny biwaku, jakim jest Nid d'Aigle na wysokości 2372m n.p.m. To prawie jak nasze polskie Rysy. Rano zbieramy cały biwak i w końcu na 9 rano wychodzimy w drogę. Dziś chcemy dotrzeć do Nid D’Aigle – orlego gniazda. Jest to końcowa stacja Tramway du Mont Blanc, miniaturowego pociągu startującego z St-Gervais-les-Bains. Jeśli ktoś rozważa wjechanie do tej stacji to dużo bardziej opłaca się podjechać z Chamonix albo Les Houches na tą stację i stamtąd wyruszyć. Cena biletu (17€), jest tylko o 2€ różna z samego dołu, niż ze stacji pośrednich. My jednak decydujemy się wejść od samego dołu na nogach. Tylko Rafał narzeka trochę na kolano, więc zabiera najcięższe rzeczy i wjeżdża kolejką gondolową za 13€ na płaskowyż Bellevue.
Nam nie zostaje nic innego jak droga w górę słabo oznaczoną ścieżką i krzaczastym podejściem. Szlak początkowo prowadzi asfaltem, potem polną drogą, ale jeszcze przejezdną i stopniowo przeradza się w pojedynczą leśną ścieżkę, chwilami dość stromą. W Alpach nie ma oznaczonych kolorowych szlaków, którymi możemy chodzić, nie jest to też teren żadnego parku. Jeśli szukalibyśmy w miasteczku jakiegoś kolorowego znaku to go nie znajdziemy. Jedyne, na co możemy się natknąć, to czasami tabliczka z oznaczeniem kierunku, w jaki mamy się udać żeby dojść do Bellevue. Wprawdzie na mapie są zaznaczone kolorowe nitki, ale też nie na wszystkich. W praktyce, gdy już idzie się jakąś alpejską łąką to na próżno szukać oznaczeń na drzewach, jak w naszym Zakopanem.
Cztery godziny później docieramy do Rafała. Na końcu kolejki znajdziemy restaurację i bar, ceny nie są jeszcze wygórowane, choć wody nikt nie kupuje. Wszyscy zapasy uzupełniają w toalecie dostępnej z zewnątrz. Robimy dwugodzinną przerwę, na ławeczce powyżej baru rozkładamy butle i gotujemy wodę na obiad. Potem godzinna przerwa, mamy jeszcze dużo czasu do zmroku a miejsce naszego biwaku już niemal widać. Po ponownym zebraniu się, odprowadzamy Rafała na pociąg. Sami nie wiemy za bardzo gdzie iść, ruszamy, więc jedyną dobrze oznaczoną drogą i bardzo stromą ścieżką na szczyt Mont Lachat. Następnie stromy teren przeszedł z dżungli w płaską alpejską łąkę – siodło Col du Mont Lachat. Widoki wynagrodziły nam trud tej wspinaczki, ale następnym razem proponuję iść jednak wzdłuż torów pociągu. Budowę tej linii rozpoczęto przeszło 100 lat temu (1909r.) i początkowym zamierzeniem, miała prowadzić, na sam szczyt Mont Blanc. Tamtejsi inżynierowie nie znaleźli jednak sposobu, na poprowadzenie torów przez nieustannie poruszający się lodowiec. Budowa została, więc zatrzymana na Orlim gnieździe, niedaleko lodowca Bionnassay, do którego prowadzą liczne ścieżki. Nam, dotarcie do tej ostatniej, letniej stacji, zajęło jeszcze dodatkowe dwie godziny piechotą. W sumie podejście tego dnia można zsumować na osiem godzin chodzenia z wliczeniem małych przerw, bez dwugodzinnej przerwy obiadowej. Jest 19:00 gdy jesteśmy już wszyscy na miejscu.
Bardzo blisko końcowej stacji kolejki znajdziemy kolejną restaurację a nie dalej niż 100m niżej kawałek płaskiego terenu idealnego pod namioty. Czytałem, że mimo nie jest to teren parku to nie wolno się ponoć rozbijać na dziko. Jednak przez cały wieczór i poranek dnia następnego nikt nie przyszedł z żadnymi pretensjami, więc niemal dementuję tą pogłoskę. Robi się coraz ciemniej, wraz z zapadnięciem zmroku fantastycznie widać Les Houches i Chamonix w dole oświetlone nocnym światłem latarni i ulic. Na zewnątrz jest tak ciepło, że tego dnia nie zasuwam w ogóle wejścia do namiotu a zaciągam jedynie siatkę na komary, (choć ich tutaj nie ma). Noc jest bardzo spokojna i bez niespodzianek.
Strona:  [1]  2  3  4  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Francja (euro) 1 EUR =  4,61 PLN
[Źródło: aktualny kurs NBP]