La Dolce Vita-włoska przygoda
artykuł czytany
1220
razy
Budzik dzwoni! 4 rano! Ciemna noc. Jestem w Fiuggi. Przecieram oczy, ubieram się i zbiegam na dół. Za pół godziny wyjeżdżamy do Wenecji. Najpierw jednak czas na śniadanie.
- Znowu makaron! Za kogo oni nas mają! - krzyczy Niemka ze stolika obok
- To się robi niepoważne! Mam tego dość! - odezwał się szczupły Anglik w zielonej koszuli.
Uśmiecham się zajadając pyszne danie i obserwując zmieszanego kucharza. We Włoszech to podstawa. Tradycyjny posiłek włoski składa się z antipasto (przystawka), pasty, ryb, mięsa albo drobiu wzbogaconego risotto lub sałatką. Taki posiłek zakończony jest deserem. Istniała legenda, że makaron z Chin przywiózł sam Marco Polo. Z czasem jednak została ona obalona przez sceptycznych badaczy.
Ten niezwykły Wenecjanin rozsławił jednak to miasto swoimi podróżami. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając Jedwabny Szlak. 1271 roku mężczyźni wyruszyli z młodym Marco na Daleki Wschód. Młody podróżnik dotarłszy na dwór Kubłaj-Chana piątego wielkiego chana mongolskiego i pierwszego cesarza Chin z dynastii Yuan zrobił na władcy takie wrażenie, że odbywał dla niego podróże w najdalsze zakątki świata. Chan nie chciał zgodzić się na powrót Marco do ojczyzny. Dopiero kiedy ten dostał zadanie zawiezienia mongolskiej księżniczki do rezydującego w Persji króla udało mu się uciec. Przez Morze Południowochińskie i Cieśninę Malakka dotarł do Indii gdzie przekazał narzeczoną. Z tego niezwykłego kraju po długiej przeprawie przez ląd i morze dotarł wraz z ojcem i stryjem do Wenecji w 1295 roku. Kiedy wjechaliśmy do tego miasta poczułem się trochę jak młody Marco. Pełen zapału i chęci do odkrycia tego co nieznane. Było mi przykro, że włoska przygoda dobiega końca. Wiedziałem jednak, że odwiedzę miejsce wyjątkowe. Udało mi się dotrzeć do Pałacu Dożów, kupić maskę przy Placu Świętego Marka. Płynąłem też Giudeccą, czyli małym stateczkiem. Przy moście Rialto natknąłem się na sklep „Legatoria” otwierający drzwi do wyjątkowej krainy dla wszystkich miłośników artykułów piśmienniczych. W wąskiej ulicy spotkałem mężczyznę, który śpiewał ukochanej serenadę. Zaskoczeniem było dla mnie to, że jeszcze dwie godziny przed moją wizytą na placu stała woda. Jej pozostałości wciąż odznaczały się na kafelkach przy wejściu do Bazyliki. Wenecja zaprosiła mnie do siebie. Poczęstowała kawą wzbogaciła o cudowne wspomnienia. Nie ważne w jakim miejscu na świecie przebywamy. Ważne jest to, żeby umieć się tym cieszyć.
Nagle zaczęło się ściemniać. W około zrobiło się jakoś spokojnie. Fale łagodnie, i bez zbędnego patosu obijały się o brzeg kanału...
Pożegnanie z Włochami nie było łatwe. Czekając na parkingu Tronchetto usiedliśmy wszyscy na betonowym parkingu i przy zachodzie słońca zajadaliśmy kanapki. W dzienniku zanotowałem ostatnie zdania opisujące moje wrażenia. Dokładnie jak Casanova, awanturnik i podrywacz, który w swoich pamiętnikach opisywał podboje miłosne i wrażenia. A Marco? Chyba patrzy na mnie z góry...
Przeczytaj podobne artykuły