TORO! TORO!
Geozeta nr 3
artykuł czytany
9477
razy
W corrida de toros nie ma walk nie rozstrzygniętych. Torero stojąc na piasku areny mierzy klingą szpady swoje przeznaczenie. Otoczony przez ludzi na trybunach jest jednak samotny. Nie ma tutaj żadnej pozy ani fałszu. Możliwe jest tylko rozwiązanie ostateczne. W razie wypadku nie dopuszcza się zastępców matadora. Maera był wykończony. Jego przegub nie mógł unieść szpady przez całe tygodnie. Olmos został paskudnie pobodzony. Byk więc był Algabena. Ten i następne pięć". "Byk okręcił się jak kot i zaszarżował Algabena, a ten nadstawił mu kapę. Raz, drugi, trzeci wykonał doskonałe, płynne, powolne zawinięcia kapą, bezbłędny, pełen gracji, pogodny, wsparty na piętach, zwodząc byka. I panował nad sytuacją". "Załatwił je wszystkie. Zrobił to wszystko. Igranie kapą swobodne, pełne wdzięku, ufności. Piękna robota muletą. I poważne mordercze zabijanie. Zabił sześć byków, jednego po drugim, a każdy był osobnym problemem do rozwiązania ze śmiercią. Pod koniec nie miał w sobie już nic pogodnego. Była to tylko kwestia, czy przetrzyma, czy też byki go wykończą. Były to wszystko wspaniałe byki".
Myślę o miejscach i ludziach, których już nie ma, o kraju który w swym kolorycie przeminął wraz z końcem ubiegłego wieku i schyłkiem lat trzydziestych naszego stulecia, o kraju, gdzie żaden biedak nie może mieć nadziei, że się dorobi, jeżeli nie jest zbrodniarzem jak Juan March albo toreadorem albo tenorem w operze". Dałbym wiele, żeby zobaczyć jak walczył Maera, Villalta lub Belmonte. Może mi to jeszcze opowie stary człowiek siedzący przy drodze, a może przy moście w którymś z miasteczek lub wiosek górzystej, zielonej, zalanej słońcem Nawarry.
Ten tekst należy w zasadzie do pana Hemingwaya - są to jego opisy corridy przefiltrowane przez moje emocje i subiektywne, życzeniowe widzenie świata.
Przeczytaj podobne artykuły