Hiszpania inaczej
Geozeta nr 3
artykuł czytany
7020
razy
Czyli kilka wspomnień z podróży autostopem po krainie Don Quijota. 38 dni w drodze, 8 000 km, ludzie i przestrzeń.
Podróżowanie autostopem jest nieporównywalne z jakimkolwiek innym rodzajem turystyki i to z wielu względów. Po pierwsze wymaga zaangażowania i zdania się na własne siły. W dzisiejszych czasach coraz popularniejsza staje się tendencja do intensywnego poznawania świata tzn. bez względu na koszty ludzie pragną zobaczyć jak najwięcej. Zamiast odpoczynku po codziennym pośpiechu i pracy, otrzymują czas wypełniony do granic możliwości zabytkami, muzeami, restauracjami i pięknem parków narodowych, gdzie na każdym kroku natrafia się na setki podobnych turystów. Tak więc chcąc podróżować autostopem trzeba wyzbyć się przynajmniej części tych atrakcji i być przygotowanym na spędzenie wielu godzin w nieciekawych miejscach gdzieś przy drodze.
Po drugie, jazda "stopem" stwarza możliwość poznania nowych ludzi. Kierowca, który zatrzymuje się dla człowieka machającego ręką nie jest zwykłym osobą. On chce nam bezinteresownie pomóc podwożąc nawet te kilka kilometrów. Jego otwartość stwarza niesamowitą więź pomiędzy pasażerem a kierowcą. W efekcie obie strony dzielą się cząstką swojego życia nie oczekując niczego w zamian, po za rozmową i uśmiechem na pożegnanie. I to jest chyba najważniejsze w dzisiejszym świecie gdzie ludziom wydaje się, że za pieniądze można zdobyć prawie wszystko.
Po trzecie, spotkania z ludźmi sprzyjają poznaniu zwykłego życia w danym regionie. Nierzadko taka podróż kończy się zaproszeniem do domu na posiłek czy pokazaniem najciekawszych miejsc w okolicy, do których nie ma szans dotrzeć turysta z biura podróży.
Latem 1998 roku wybrałem się w podróż autostopem do Hiszpanii. Zamierzałem spędzić półtora miesiąca za 150 USD omijając wszelkie duże miasta i znane ośrodki turystyczne. Moje marzenie zrealizowałem, w podróży byłem 38 dni z czego 28 na terenie Hiszpanii. Aby oddać duch tej podróży pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów z dziennika, który prowadziłem podczas tego wyjazdu.
Słońce ma się ku horyzontowi, ja zczerpuję złoty płyn z jego skroni. Przyglądam się ludziom, wędruje zagmatwany w wąskie, brukowane uliczki. Pocieszające w ich zaniedbaniu jest to, że balkony przyozdobione są kwiatami. Dobrze się czuje wchłaniając specyficzną atmosferę tego miejsca...
2.VIII. Graus
Hiszpania kojarzy się z kilkoma miejscami znanymi z telewizji czy gazet. Costa Brava, Barcelona, Cordoba to miejsca odwiedzane prawie przez każdego turystę. Oczywiście nie można odmówić im piękna i uroku, wspaniałych zabytków, ale gdy w około trudno znaleźć spokój, gdy każdy widzi w odwiedzającym tylko potencjalnego klienta i gdy częściej spotyka się obcokrajowców niż miejscowych to trudno oprzeć się wrażeniu, iż czegoś brak, coś jest nie tak. Można podróżować dla piękna krajobrazu, dla zwiedzenia zabytków czy muzeów, ale po pewnym czasie wszystko zamazuje się w tyglu pamięci. Gdy zabraknie miejsca dla ludzi, takich zwykłych mieszkańców miast i wiosek, podróż jest tylko obrazem pozbawionym tego najważniejszego elementu. Wystarczy bardzo niewiele, choćby krótka rozmowa... było to gdzieś za EL Campillo może 3 może 5 km, miejscem którego nie ma na mapie. Zmęczenie i przede wszystkim słońce, bezlitosne... Idąc wzdłuż drogi postanowiłem łapać stopa do pierwszej wioski. Jeden samochód, drugi... Jadę. Trochę się zdziwiłem, samochód sportowy, trzy osoby w środku i do tego jeszcze ja z plecakiem. Od słowa do słowa i ... obiad, wino, prysznic, wypad do lasu, przejazd do Albaracin, spacer, knajpa, wymiana adresów, pożegnanie... Nim się zorientowałem minął dzień.
7.VII. Albaracin
Hiszpania to kraj, w którym na przestrzeni wieków starło się wiele kultur. Począwszy od ekspansji rzymskiej jeszcze przed naszą erą przez Maurów, którzy opanowali znaczną część półwyspu na blisko 800 lat, Cyganów i oczywiście samych rdzennych Hiszpanów na czele z legendarnymi rodami konkwistadorów. Znajduje to swoje odzwierciedlenie zarówno w architekturze jak i obyczajach. Takiego bogactwa i różnorodności nie powstydziłby się żaden kraj...
Długo zastanawiałem się, czy odwiedzić teatr i amfiteatr w Merida. Koszt wizyty to blisko połowa moich obecnych zasobów finansowych . Być w Merida i nie widzieć takich ruin rzymskich to po prostu duża strata. Raz się żyje więc kupiłem bilet za 5 dolarów. W kieszeni pozostało mi 6 dolarów w pesetach, 30 franków, 10 marek i ze 3 tysiące kilometrów do Polski. Na szczęście w plecaku mam mały zapas wina i kilka puszek tuńczyka...
...ależ to niesamowite, siedzę na kamiennych schodach wpatrując się w igraszki światła kończącego się dnia. Potężne kamienne kolumny sceny teatru mienią się promieniami zachodzącego słońca, aż trudno uwierzyć że wybudowano go 15 lat przed narodzeniem Chrystusa i że może pomieścić 6000 osób. Snując się kamiennymi korytarzami wśród podniszczonych posągów i przewróconych kolumn przypomniało mi się stare powiedzenie greckie (?) "in vino veritas". Zamiast butelki puchar wina, zamiast spodni i koszuli kawałek luźnego materiału. Pozostawiłbym tylko moje sandały...
Przeczytaj podobne artykuły